Adrian Miedziński. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W piątek eWinner Apator Toruń pożegnał się z własnymi kibicami zwycięską potyczką z Moje Bermudy Stalą Gorzów. – Wygraliśmy i szkoda, że już kończymy polską ligę. Ktoś jednak musi odpaśc, by ktoś mógł jeździć – przyznał po spotkaniu zawodnik Apatora, Adrian Miedziński.

 

– Wygraliśmy, choć bez punktu bonusowego i szkoda, że to już ostatni mecz w lidze i kończymy polskie rozgrywki. Ktoś musi odpaść, by ktoś mógł jeździć. Tor był w porządku, to, co mogliśmy zrobić, zostało zrobione w stu procentach, a tor był do walki. Fajnie, że mogliśmy publiczności się pokazać i odjechać kilka ciekawych biegów – powiedział Miedziński w pomeczowej mix zonie.

Na toruńskim torze „szalał” Bartosz Zmarzlik, który nie dość ze tradycyjnie zapisał na swoim koncie pokaźną zdobycz, to jeszcze popisywał się pięknymi szarżami. – Nie wiem, co można byłoby z Bartkiem zrobić, jak z nim jechać… Gdzie się nie spojrzysz, w prawo, w lewo, to on tam już jest i wyprzedza – podsumował jazdę mistrza świata żużlowiec Apatora.

– Co do mojej postawy – sam początek sezonu na pewno łatwy dla mnie nie był. W Toruniu to jeszcze wyglądało, ale nie było najlepiej na innych torach. Było mało sparingów, nie było turniejów i nie było gdzie sprawdzić tego sprzętu. A z ustawieniami na meczach wyjazdowych błądziłem, pomogła mi dopiero liga szwedzka. Tam wskoczyłem na wyższy poziom – przyznał Miedziński jednocześnie nie zdradzając, gdzie będzie startował w przyszłym sezonie.

– Co z przyszłością – po prostu nie wiem. Nie rozmawiałem na ten temat i po prostu nie powiem – podsumował Adrian Miedziński.