Żużel. Adam Skórnicki: Co to za przyjemność pokonać kogoś, kto niedomaga?

Adam Skórnicki. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Menadżer łódzkiego Orła, to postać łamiąca wszelkie konwencje i konwenanse. Przez lata dodawał kolorytu rozgrywkom na torze, jako zawodnik nie tylko polskich klubów, ale też choćby jako wieloletnia podpora angielskich… Wilków. Ukoronował występy na klasycznych arenach czapką Kadyrowa, a jego turniej jubileuszowy pamiętany jest do dziś, nie tylko z powodu barwnego pióropusza, który otrzymał wówczas w prezencie. Potem zajął się pracą szkoleniową, a teraz… wraca do ścigania, bo jak twierdzi, nigdy nie skończył, a tylko zawiesił czynną karierę zawodniczą. Pospołu z juniorami starszymi, Marcinem Sekulą i Staszkiem Burzą objawił się w tych dniach jako członek kadry narodowej w wyścigach na długim torze

Adam Skórnicki reprezentantem Polski w longtracku – człowieku na co Tobie to, że tak zapytam?

Kocham sport i motocykle. Myślę, że to wystarczy.

Wielu jest jednak takich, którzy jak raz powiedzieli dość – więcej na motocykl nie wsiedli?

Może istnieje jakaś reguła, ale ja nigdy nie powiedziałem dość. Stwierdziłem jedynie w pewnym momencie, że mnie nie stać na kontynuowanie pasji. Nie mogłem dłużej, kosztem rodziny, bawić się w uprawianie tego sportu. Dzisiaj jestem w innej sytuacji i potrzebuję na nowo adrenaliny. Dzieci podrosły, więc przyszedł czas na to, żeby tata nie zrzędził w domu, a zajmował się swoją pasją. W ten sposób mogę być dla nich inny, lepszy i może mniej będę marudził.

fot. Jarosław Pabijan

No to serio. Jesteś coachem w Łodzi i równocześnie zamierzasz ścigać się na długich torach. Jedno drugiemu nie wadzi?

Jeżeli wejdziemy do play off i spróbujemy bić się o Ekstraligę, to pewnie trochę tak. Tym jednak będziemy się martwić później. Do momentu zawodów, które są naszym głównym celem na obecny sezon, czyli mistrzostw świata, czy jak się one teraz nie nazywają, raczej kolizji nie będzie. Musimy ustalić sobie parę sesji treningowych. Przygotować się psychomotorycznie jak każdy zawodnik, co akurat zacząłem, mimo drobnych problemów w lutym. Można rzec, że z małym opóźnieniem zaczynam sezon. Byłem już pierwszy raz na motocyklu. Co prawda jazdy za dużo nie było, ale czułem się dość dobrze. Sądzę, że do września poznam lepiej sprzęt i podciągnę formę. Nie chcę startować tylko po to, żeby zrzucać zrzutki, bo to podobno bardzo utrudnione na długim torze, a prędkości także większe.

Te sesje treningowe, to Rzeszów czy jakieś wyjazdy? Pomaga PZM czy raczej własnym sumptem jako hobbysta?

Wiadomo, że w polskim sporcie motorowym to nowa gałąź. Raczkujemy i uczymy się od podstaw. Ciężko liczyć na to, że wszystko zostanie nam podane na tacy. Myślę, że do września, wspólnymi siłami, postaramy się przygotować zarówno sportowo jak też sprzętowo, by nie przynieść wstydu.  I my i trener chcielibyśmy patrzeć na ten finał z większą pewnością siebie niż dziś. Na to zaczynamy pracować.

Dzwoniłeś do Mariusza Fierleja – on kiedyś próbował swoich sił?

Do niego akurat nie dzwoniłem, ale mam paru innych znajomych którzy mogą, chcą  i potrafią pomóc. To fajne i zacne środowisko. Ja dzwonię do tych, którzy coś kiedyś próbowali, a inni sami do mnie telefonują oferując  pomoc. To bardzo cieszy, bo przypomina te czasy, kiedy zaczynałem przygodę ze speedway`em. Ogólnie żużel to specyficzna dyscyplina. Ludzie dookoła, którzy widzą zaangażowanych, mimo przeciwności losu, zawodników. Którzy widzą jak bardzo starają się dobrnąć do celu, zawsze chętnie pomogą. To buduje. Nadal jest ten odzew, jest atmosfera życzliwości i bezinteresowności. Myślę, że wespół z „całym światem” będzie nam łatwiej.

To chyba bardzo przypomina atmosferę w ice racingu? Tam gdzie mniej pieniędzy, tam znakomite relacje wewnątrz dyscypliny?

Tak powstał żużel. Ludzie ścigali się nie dla pieniędzy. Przez większość czasu. Zmieniło się dopiero w ostatnich dziesięciu, czy dwudziestu latach. Korzenie były inne. Zawodnicy w wyścigu ze sobą rywalizowali, a po nim wspólnie naprawiali motocykle kolegów. Tak, żeby zawsze był komplet pod taśmą. Czysty sport. Wyścigi zawsze w pełnej obsadzie żeby się pościgać, poczuć rywalizację i aby wygrać mógł w tym momencie najlepszy, najszybszy. Nie ten który ma lepszy, lżejszy sprzęt, nie ten który miał więcej pieniędzy na ulepszenie motocykla, tylko ten który w danej chwili miał największe umiejętności i przysłowiowy łut szczęścia. Warunki były w miarę wyrównane. Jeśli ktoś potrzebował pomocy, to mu pomagano. Tak żeby zawsze przed zapaleniem zielonego światła był dobrze przygotowany do rywalizacji. Co to za przyjemność pokonać kogoś, kto niedomaga? Bądźmy wszyscy przygotowani na jednakowo wysokim poziomie i wtedy rywalizujmy.

Wróćmy do sesji treningowych. Zamierzacie pojechać gdzieś w świat by poćwiczyć?

Na pewno trzeba będzie pojechać, może nie w świat, ale do Europy. Wystarczy całkiem blisko, tuż za granicę. Sądzę jednak, że skoro coś robimy, to należy popatrzeć na rzecz bardziej globalnie. Gdybyśmy się może postarali, porozmawiali z ludźmi, to w Polsce też znajdziemy tory na których w latach 80-tych i 90-tych Polacy ścigali się w longtracku u nas, nad Wisłą. One są. Historia mówi, że parę takich ośrodków było. Trzeba by je odkurzyć i być może przywrócić dawny blask. Wszystko jednak stopniowo, nie od razu.

Wróćmy do klasycznego żużla. Zimą odniosłem wrażenie, że skład Łodzi taki trochę słabo-silny. Straciłeś lidera – Rohana Tungate, w to miejsce nie wszedł nikt o podobnym potencjale, no i Luke Becker jako U24, na którego niewielu by wówczas postawiło?

Zgadza się to co mówisz (śmiech). Na tym polega żużel. Dziś nie mamy KSM. Trenerzy sami muszą zbudować moc zespołu wedle posiadanej wiedzy i środków. Niewielu ryzykuje perspektywiczne zestawienia. Kiedyś podstawiałeś cyferki do wzoru, liczyłeś sumę i szukałeś np. czterech punktów, a nie konkretnego nazwiska, żeby zamknąć skład i zmieścić się w limicie. Ja szukałem ludzi, którzy mogą się zdecydowanie poprawić. Czy to kontuzje, czy problemy sprzętowe spowalniały rozwój, albo młody, obiecujący, oczekujący, że dostanie szansę – tak dobierałem odpowiednich ludzi. Na koniec wyszło mi 39 moich punktów KSM-ych po trzynastu wyścigach. A jeszcze dwa biegi nominowane, żeby coś dorzucić. Myślę, że moi zawodnicy mają taki potencjał, żeby w przekroju sezonu te brakujące punkty dorzucić i wygrywać, a jednocześnie poprawiać własne osiągnięcia.

Usiłujesz mnie przekonać, że to był przemyślany wybór, czy tak trochę brałeś co zostało na rynku?

Tej zimy wachlarz zawodników był wyjątkowo duży. Dawno nie było tylu chętnych do zmiany klubu. Za różne kwoty. Wybór był dość spory. Nie zgodzę się więc, że brałem co było.

Rola juniorów w zespole. Można bez nich?

Zawsze można, tylko trzeba głęboko sięgnąć do kieszeni i modlić się o brak kontuzji, czy nagłych obniżek formy. Bezpieczniej z dobrym, solidnym zapleczem młodzieżowym. Można teoretycznie bez juniorów wygrywać mecze, ale jest to bardzo drogi i ryzykowny wariant. Tych pięć biegów z młodzieżowcami już było bardzo ważnych, a teraz doszedł jeszcze jeden młody zawodnik w meczu, pod pozycją U24. Wyścigi z ich udziałem to praktycznie połowa zawodów. Nie ma miejsca na pomyłki liderów w zestawieniu ze słabym, bądź bez zaplecza juniorskiego. Można mieć ostrych jokerów i zrobić 44 punkty.

Adam Skórnicki. Foto: KŻ Orzeł Łódź

Wartością dodaną w Łodzi wydaje się Mateusz Dul. Co z Olkiem Grygolcem, dogadany, będzie walczył o skład?

Olek jest wreszcie dogadany, papiery podpisane. Teraz jedynie kontuzja stanęła na przeszkodzie. Po długo oczekiwanym powrocie na tor, w drugich zawodach młodzieżowych zanotował upadek i potrzebna była operacja. W tych dwóch zawodach, do chwili kontuzji, pokazał się z dobrej strony, jechał bardzo fajnie, ale widocznie zabrakło trochę szczęścia w tej sytuacji, bo to nie była wina Olka. Wierzę, że Olek pokaże charakter, bo wrócić po takiej kontuzji, to też wymaga od człowieka samozaparcia.

Wygraliście u siebie z Rybnikiem jadącym w pełnym składzie. Łódź taka silna, czy słabszy dzień Rekinów?

Byliśmy na swoim torze, a ten był naszym atutem. To było widać. Rywale popełnili nieco więcej błędów. Zdawaliśmy sobie sprawę z klasy przeciwnika. Myślę, że w tym momencie na tle wymagającego rywala nasz zespół spisał się zupełnie nieźle.

Ale potem w Krośnie kipiało?

Tam dla odmiany, to my popełniliśmy kilka błędów. Zanim doszło do kontrowersyjnego wykluczenia Borodulina sami sobie zepsuliśmy wynik. To wykluczenie miało na pewno wpływ na wynik spotkania i walkę o punkt bonusowy. Trochę mnie to wówczas, na gorąco, zirytowało. Niepotrzebnie. Do tego momentu jednak starałem się trzymać poziom. Niestety, nie zawsze to się udaje do końca. Wcześniej jednak doprowadziliśmy do takiego wyniku i zdajemy sobie sprawę z popełnionych błędów. Jechaliśmy na wyjeździe osłabieni, więc z tej perspektywy końcowy rezultat nie jest najgorszy. Postawa Brady`ego, Beckera, czy Mateusza Dula budują.

Witold Skrzydlewski grzmiał po zawodach?

Trener zapewniał naszego dobrodzieja, że jedziemy po wygraną, więc miał prawo. Niestety, tym razem się pomyliłem.

Poszedł jakiś zakład? Nie wejdziemy do play off ścinam się na zero?

Nie, nie. Tym razem tak nie było.  Budując zespół starałem się rozmawiać, wytłumaczyć i przekonać naszego dobrodzieja do swojej koncepcji. Miał jak sądzę ogląd, że granica błędu jest niewielka. Otrzymałem kredyt zaufania, jednak ze świadomością, że gwarancji wyniku nie dajemy. Jak to w sporcie.

Trzymam kciuki zatem, by ten Twój autorski KSM drużyny rósł z każdym meczem. A w longtracku, gdzie przecieracie szlaki, mogę jedynie życzyć powodzenia?

O chłopaków z Łodzi jestem spokojny. A na długim torze? Nie jest łatwo. W pandemii zawodnicy mają swoje problemy. Kiedyś grasstrack czy długi tor był uzupełnieniem, odskocznią dla wielu żużlowców. Teraz jest trudniej. Kilka lat temu to było po trosze takie wypełnienie weekendowe dla startujących w Anglii, a jeszcze nie, bądź już nie w naszej lidze. Ścigali się Niemcy, kilka innych nacji. Obecnie może nieco ten longtrack podupadł, ale sprzętowo jest dobrze, jest dostępność i nie brakuje pasjonatów. Myślę też, że siła Niemców w długim torze stanowi dobrą bazę. W żużlu jak w piłce nożnej – bez Niemców się nie da (śmiech). Serio zaś, to że powołujemy kadrę i dajemy zawodnikom nową możliwość to tylko plus. Sądzę, że mamy obecnie paru żużlowców, naturalnie Polaków, którzy śmiało sobie poradzą na długim torze. Potrzeba trochę czasu i zamieszania medialnego, pozytywnego, żeby ich przekonać, albo żeby sami się zdecydowali. Jest paru takich, którzy lubią prędkość.

Dzięki za rozmowę.

Ja również dziękuję. Trzymajcie się

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI