Tomasz Gollob, indywidualny mistrz świata z 2010 roku. FOT. JAROSŁAW PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dziś 50. urodziny obchodzi legenda światowego speedwaya, Tomasz Gollob. O tym, jak doskonałym był zawodnikiem nikogo uświadamiać nie trzeba. My postanowiliśmy posłuchać opinii o dzisiejszym solenizancie od tych, którzy mieli okazję z nim obcować zarówno na niwie zawodowej, jak i prywatnej. 

Żużlowa przygoda Tomasza Golloba rozpoczęła się w 1988 roku w bydgoskiej Polonii. Bez wątpienia kluczową postacią w jego karierze był ojciec Władysław. To nie kto inny jak on robił wszystko, aby kariera synów – Jacka i Tomasza, nabrała właściwego rozpędu. Już na początku żużlowej drogi młodszego Tomasza głośno mówił, że syn to materiał na przyszłego mistrza świata. Ostatecznie stało się to faktem w 2010 roku. 

– Cóż, jeśli mam skrótowo, bo tak trzeba, opisać karierę mojego młodszego syna, to powiem bardzo krótko. Po tak wielu latach, kiedy to Jerzy Szczakiel zdobywał mistrzostwo świata, to właśnie jemu udało się osiągnąć ten bardzo znaczący sukces. Tomek, tym co zrobił na torach, tak naprawdę otworzył całemu polskiemu żużlowi drzwi na światowe  salony. Właśnie dzięki temu mamy obecnie tak wielu utalentowanych młodych żużlowców. Warto i trzeba jednocześnie zauważyć, że cała kariera Tomka przebiegała w towarzystwie naprawdę znakomitych żużlowców, ścigających się przez wiele lat na niebotycznie wysokim poziomie. Pomimo tego, Tomek przez te wszystkie lata był w stanie z nimi konkurować, ba!, nawet być lepszym od nich. Najważniejsze jest jednak to, o czym wspomniałem. Moim zdaniem to nie kto inny jak Tomasz Gollob swoją ciężką pracą i talentem otworzył Polsce na oścież bramę do światowego żużla – mówi nam „Papa” Gollob. 

Otwieranie wspomnianej bramy do światowego żużla nie było łatwym zadaniem. Przez pierwsze lata Gollob miał bowiem przyklejoną „łatkę” bezkompromisowego zawodnika ze Wschodu, który nie czuje się gorszy od swoich zachodnich kolegów. Dodatkowo, ze względu na barierę językową, jakikolwiek większy kontakt z nim był utrudniony. Nic dziwnego, że często mógł się czuć tak, jakby jeździł sam przeciwko całemu światu.

– Tak na początku po prostu było. Tomek to wielki, ale to wielki talent. Był pewny siebie, nie podkulał ogona i rywale szybko zaczęli dostrzegać, że z takim talentem może być niebezpieczny. Rywale rozmawiali, śmiali się, a Tomek, Jacek i ich ojciec odsunięci na bok robili swoje. Mieli cel i wbrew przeciwnościom go realizowali. Na pewno łatwo im na początku nie było. Trzeba pamiętać o jednym, on był Polakiem i rywale mieli lepsze dojścia choćby do tunerów zanim Tomek na dobre zadomowił się w czołówce. Gollob to nic innego jak niesamowity talent oraz wielka praca. Wiem, ile serca w to wszystko wkładał, bo pracowaliśmy razem w pewnym okresie jego kariery – wspomina były tuner Polaka, Egon Muller. 

Słowa Mullera znajdują potwierdzenie we wspomnieniach dziennikarza – Andrzeja Mielczarka, który w latach 90. komentował między innymi turnieje Grand Prix dla Telewizji Polskiej. 

– Rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że pojawienie się Tomasza w światowym żużlu sprawiło, że traktowano go jako zagrożenie. Inni walczyli na torze, ale byli – powiedzmy – kolegami. Pojawił się ktoś, kto zaczął to zakłócać. Tomek wtedy dopiero uczył się angielskiego i na piwo też nie chodził. Był traktowany jak zagrożenie, a do tego walczył o swoje bez kurtuazji na torze. Walczył ostro. Jego jazda budziła zdumienie u rywali. Proszę pamiętać, że już wtedy Tomasz posiadał taką technikę, że inni byli zaskoczeni, że ktoś tak dobrze potrafi jeździć na motocyklu – mówi komentator telewizyjny. 

Andrzej Mielczarek, z okazji dzisiejszych urodzin, ma oryginalne życzenia dla legendy światowego żużla.

– Ja życzę Tomkowi, aby takie obrazki, jakie ostatnio zamieścił w mediach społecznościowych, gdy stoi przy stole, pojawiały się częściej. Życzę mu też, aby doszedł zdrowotnie do takiego momentu, w którym w jakimś pojeździe będzie mógł się pościgać. Myślę, że on to wciąż kocha. O tym, że ludzie z problemami ruchowymi mogą się ścigać świadczą przykłady choćby z wyścigu Le Mans, czy jazda na motocyklu japońskiego zawodnika Takumy Aokiego, który po wypadku ma sparaliżowane nogi. Po wielu latach rehabilitacji Takuma ponownie wsiadł na motocykl. Tego oraz przede wszystkim pokonywania kolejnych wyzwań w walce, aby ponownie stanąć na nogi życzę Tomaszowi – kontynuuje dziennikarz motoryzacyjny. 

Kojarzony z komentowaniem wczesnych lat kariery Golloba na światowych torach dziennikarz miał okazję porozmawiać z nim również podczas pewnych zawodów w Krakowie. Właśnie tamta rozmowa z mistrzem szczególnie utkwiła mu w pamięci.

– Kiedyś pojechaliśmy na zawody do Krakowa. Chcieliśmy nagrać materiał. Padał jednak deszcz i zawody nie doszły do skutku. Przy okazji zapytałem trzech zawodników o to, jak przygotować się do startu na jedynym chyba wtedy prawdziwym torze żużlowym. Pierwszy, ówczesna młoda gwiazda, powiedział w skrócie, że jak dostanie dobry motor, to na wszystkim pojedzie. Drugi powiedział, że zobaczy co i jak, gdy zaczną się zawody. Gdy podszedłem do trzeciego, Tomasza Golloba, to zrobił mi wykład o tym, czym różni się tor żużlowy od granitowego i jak w związku z tym ustawić motocykl oraz jak później, jeśli zajdzie potrzeba, wprowadzać korekty. Wtedy sobie pomyślałem, że to kolejny przykład na to, dlaczego jedni mogą być mistrzami świata, a inni zawodnikami co najwyżej dobrymi – podsumowuje Andrzej Mielczarek. 

Andrzej Mielczarek podczas komentowania Grand Prix w latach 90

W latach 2008-2012 Tomasz Gollob był zawodnikiem gorzowskiej Stali. Jedną z osób, która wiele lat współpracowała z mistrzem świata jest były prezes klubu znad Warty, Władysław Komarnicki. 

– W bardzo dobrym momencie mnie pan złapał. Właśnie piszę życzenia urodzinowe dla Tomasza. Muszę powiedzieć, że Tomasz Gollob to jedyny zawodnik, z którym ja się tak naprawdę zaprzyjaźniłem. Trafiłem bowiem w jego osobie na człowieka, który był wielkim, bez cienia przesady, profesjonalistą. To on skutecznie mnie przekonał, że w sporcie zawsze obok talentu musi być ciężka praca. Tomek tak naprawdę tym mnie sobie kupił. Ja bardzo cenię i szanuję ludzi ciężkiej pracy – mówi senator Komarnicki. 

Były włodarz dziewięciokrotnych mistrzów Polski nie ukrywa, że właśnie przy Gollobie poznawał tajniki żużla.

– Dzięki Tomkowi zobaczyłem zarówno pozytywne, jak i negatywne strony tego sportu. Tomek szczególnie ujął mnie tym, że kiedy go poprosiłem, aby „poprowadził” małego Bartka, to się zgodził pomimo faktu, że on sam przecież bardzo ciężko przebijał się na szczyt poprzez plejadę światowych zawodników. Tomek nie miał wtedy innego zawodnika, mistrza świata, który by mu pomógł. Wie pan, cieszy mnie niezmiernie to, że oni obaj mają taki fajny kontakt po dziś dzień. Tomasz zasługuje na szacunek jeszcze z jednego, ale najważniejszego powodu. Tomasz Gollob zawsze bardzo, ale to bardzo, empatycznie podchodził do ludzi skrzywdzonych przez los i absolutnie nigdy nie chciał się tym afiszować. To jest najważniejsze moim zdaniem do podkreślenia w tym wszystkim. Nie odmawiał pomocy, ale pomagał po „cichu”. Ja mu życzę dziś, aby stanął kiedyś na nogi. On na to zasługuje i ja się o to cały czas modlę. Jego kontuzja wyeliminowała ze sportu bardzo ważnego dla żużla oraz motocrossu człowieka. On ma niesamowitą wiedzę na temat tych dwóch dyscyplin. To powinno zostać jeszcze kiedyś wykorzystane. Jedna z uzgodnionych przeze mnie z PZM-em oraz związkiem motocrossowym propozycji dla Tomasza jest wciąż aktualna – kontynuuje Władysław Komarnicki. 

Pytany o osobiste historie związane z solenizantem, honorowy prezes Stali Gorzów nie potrzebuje dużo czasu do namysłu. 

– Były dwie bardzo skrajne historie, które najmocniej zapadły mi w pamięci. Pierwsza z nich dotyczy tego, co powiedziałem dziennikarzowi na temat występu Golloba i drużyny po przegranym meczu z Falubazem. Puściły mi nerwy i powiedziałem, kto to jest Gollob. (- Nie spałem całą noc, zastanawiałem się dlaczego tak się stało. Nasi zawodnicy zaprezentowali się jak leniwe, spasione koty – mówił po tym spotkaniu Władysław Komornicki na łamach portalu Sportowe Fakty – dop.red). To zapamiętam do końca życia. Zrozumiałem po tym, że jako prezes klubu trzeba umieć też zawsze trzymać swoje nerwy na wodzy. Jak żegnaliśmy Tomka w Gorzowie, nie ukrywam, dalej uwierało mnie w środku tamto zdarzenie. Powiedziałem wtedy Tomkowi, że mamy do załatwienia jeszcze jeden temat. Mówię: „Muszę Cię Tomek jeszcze za coś przeprosić”. Spytał mnie wtedy za co. Mówię: „Tomek, za to, co powiedziałem publicznie, wtedy po przegranym meczu”. Tomek powiedział: „Ja to Panu już dawno wybaczyłem”. Druga historia to też taka, wie pan, „nauczka” dla młodych sportowców. Tu Tomasz pokazał swoją życiową mądrość. Nie wyszedł mu u nas jeden mecz. Jeździł wtedy na ryczałcie. Po meczu zadzwonił do mnie i powiedział żebym absolutnie nie wykonywał żadnego przelewu, bo na niego nie zasłużył. To pokazało jego dużą mądrość i klasę. Proszę mi pokazać drugiego takiego zawodnika dzisiaj – podsumowuje Władysław Komarnicki. 

Tak jak wspominał Władysław Komarnicki, to właśnie w Gorzowie „zeszły” się drogi byłego mistrza Tomasza Golloba oraz aktualnego „króla” żużla, Bartosza Zmarzlika.

– Czy pamiętam nasze pierwsze spotkanie? Pierwsza myśl, jaka przychodzi, to kiedy na prezentacji Stali przepychałem się jako mały chłopak jak najbardziej do przodu, aby być jak najbliżej Pana Tomka. Druga to sparing w Toruniu, jeszcze na starym stadionie. Cały czas stałem w jego boksie i przyglądałem się jego pracy. Spotkanie w życiu Pana Tomka i jego rady pozwoliły mi zrozumieć pewne rzeczy, których jeszcze nie rozumiałem. Pewne sytuacje w życiu do teraz przypominają mi jego słowa. Panu Tomkowi życzę dzisiaj wszystkiego, co najlepsze. Przede wszystkim zdrowia – mówi nam dwukrotny mistrz świata, Bartosz Zmarzlik. 

Tomasz Gollob sześć razy zdobywał złoty medal dla reprezentacji Polski, w której miał okazję z nim współpracować były trener kadry, a obecny szkoleniowiec ekipy z Rybnika, Marek Cieślak.

– Myślę, że Tomek był przez wiele lat jednym z czołowych zawodników świata. Dla mnie to on, wie pan, powinien zdobyć tytuł mistrza świata przynajmniej trzy, cztery razy, o ile nie więcej. Jego poziom sportowy na to po prostu  zasługiwał. Tak się jednak nie stało, ale żużel takim właśnie jest sportem. Często bywa inaczej, aniżeli być powinno. Tomek był, co bardzo ważne, tą osobą, która polski żużel pociągnęła w pewnym momencie bardzo mocno do przodu sportowo, co pozwoliło też na rozwój naszego żużla w innych aspektach. Polski żużel dużo mu zawdzięcza – mówi Marek Cieślak. 

Jako były zawodnik, opiekun Rekinów szybko znajduje odpowiedź, kiedy pytamy go o największy atut Golloba.

– To był wielki mistrz opanowania motocykla i dopasowywania go do warunków torowych. Pod koniec kariery może tory przyczepne już mu tak nie odpowiadały, ale tory twardsze to był jego żywioł. Największy jego atut to jednak było to, że on na torze naprawdę, bez przesady, potrafił zrobić wszystko. Tomek na torze to była składowa doskonałej, praktycznie perfekcyjnej techniki jazdy plus odrobiny szaleństwa. Tomek potrafił wchodzić tam, gdzie ktoś inny by w ogóle nie pomyślał, aby próbować wjechać. On to robił dlatego, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, jakie posiada umiejętności. Ja widziałem raz we Wrocławiu i mam to przed oczami do dziś, jak się „nadział” na koło rywala. (DPŚ 2005, bieg z Simonem Steadem -dop.red.). 99 procent zawodników „otworzyłoby” po takim kontakcie z impetem bramę do parkingu, a on nie dość, że to „wyrobił”, to jeszcze wygrał bieg. Pamiętam, że powiedziałem wtedy, oczywiście żartem, że Tomek to taka małpa na motorze – podsumowuje ze śmiechem Marek Cieślak.

Motocykl mistrza, Tomasza Golloba, który zaparkował w domowym salonie. fot. Paweł Prochowski

Najdłużej jednak z naszych wszystkich rozmówców Tomasza Golloba zna obecny prezes bydgoskiej Polonii, Jerzy Kanclerz.

– Nasza znajomość trwa nieprzerwanie od 1989 roku. Tomka mogę po tylu latach nazwać swoim przyjacielem. Tomasz to człowiek, który osiągnął swój sportowy cel. On to zresztą taki typ osobowości, która zawsze dąży do osiągnięcia założonego przez siebie celu. 23 kwietnia miną cztery lata od jego nieszczęśliwego wypadku i tak jak w sporcie, tak i tu postawił sobie cele. W walce o powrót do zdrowia też postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Każdy dzień jest teraz dla niego nowy, inny. Za ciągłą walkę i parcie do przodu, pomimo przeciwności, które też się zdarzają, bardzo go sobie cenię – opowiada nam Jerzy Kanclerz. 

Sternik Polonii przyznaje, że pierwsze rozmowy o zaangażowaniu się Tomasza Golloba w pomoc ekipie znad Brdy i przyjęciu przez niego posady dyrektora sportowego klubu nie należały do najłatwiejszych. 

– Pierwsze pół roku namawiałem Tomka i były to bardzo ciężkie dla nas rozmowy. Tomek nie chciał się zgodzić, argumentując to swoim stanem zdrowia. Ja go z kolei z uporem przekonywałem, że jest potrzebny choćby w kwestii samych rozmów z zawodnikami. Wie pan, akurat jakiś tydzień temu siedzieliśmy, rozmawialiśmy i Tomek przyznał mi rację, że dobrze wtedy zrobiłem, że postawiłem na swoim i przekonałem go do pomocy Polonii. Myślę, że ta pomoc, której nam udziela też go w jakiś sposób buduje. Ja może już tego nie doczekam, ale wierzę, że Tomek stanie jeszcze na nogi. Mam nadzieje, że jak Tomek wstanie, to wspomni sobie o przyjacielu Jurku, który zawsze w to wierzył – kontynuuje Jerzy Kanclerz. 

Obaj panowie poznali się w dość nietypowych okolicznościach.

– Pamiętam dokładnie ten moment. To było wtedy, jak Tomek kupił swojej ówczesnej partnerce cinquecento. Stałem przy parkingu i starałem się jakoś zagadać Tomka. Ostatecznie porozmawialiśmy. Późnej, jak już jeździłem z kibicami po Europie na turnieje Grand Prix, to Tomek to nasze jeżdżenie za nim doceniał. Zawsze po zawodach przychodził do nas i to było dla kibiców bardzo miłe. Nawet jak był szesnasty w Landshut i pewnie był mocno zły, znalazł dla nas czas. Tomasz zawsze swoich fanów doceniał i, jak tylko była możliwość, był do ich dyspozycji. Z biegiem czasu tworzyła się między nami więź, która przerodziła się w przyjaźń, z której ja jestem dumny. Czy Tomek też tą znajomość sobie ceni,  to musi Pan pytać jego – mówi ze śmiechem Jerzy Kanclerz. 

Zarówno Tomasz Gollob, jak i Jerzy Kanclerz przemierzyli w drodze na turnieje Grand Prix tysiące kilometrów. Przeżyli wiele wspólnych, niekoniecznie znanych do dziś, historii. 

– Tych naszych historii by człowiek chyba nie zliczył. Raz byliśmy w Krsko. Dzisiaj to mogę już głośno powiedzieć. Z piątku na sobotę do bardzo późna, chyba 2-3 w nocy, graliśmy sobie w karty. W sobotę Tomasz pojechał doskonałe zawody. Kiedyś mi z kolei mówi: „Jurek, zapraszam na obiad”. To też było przed zawodami Grand Prix. Tomek zamówił rosół i lody. Machnął dwa razy łyżką i było po jego jedzeniu. On się cały czas pilnował w sensie jedzenia i dbania o właściwą wagę. Pamiętam, że śmialiśmy się wtedy, że niepotrzebnie w ogóle to jedzenie zamawiał. My dziś rozumiemy się chyba bez słów, ale tak jest między przyjaciółmi. Ważne i godne podkreślenia jest to, że Tomek bez rozgłosu zawsze służy pomocą. Tak było choćby w przypadku pomocy lekarskiej dla mojego syna. Tomek sam z siebie załatwił Przemkowi transport z Nowego Targu do Bydgoszczy i fachową opiekę. On tej swojej pomocy nigdy starał się publicznie nie pokazywać i mało kto wie, że to bardzo dobry, serdeczny człowiek. Pamiętam, jak po mistrzostwie w Terenzano byłem z nim we wtorek umówiony na kolację. Tomek nagle zadzwonił. Mówi, że jest zmiana planów. „Przyjedź do mnie, do domu”. Jadę, wchodzę, a Tomek leży i mówi: „Jurciu, ty się nic nie przejmuj, ja w sobotę pojadę”. Patrzę na tę jego kontuzję, którą też wtedy odniósł na crossie, i mówię: „Chłopie, jak Ty chcesz jechać zawody w Bydgoszczy”. Ostatecznie udało nam się nie przepuścić od razu informacji do prasy o odniesionej kontuzji. Tomek pojechał w Grand Prix Bydgoszczy dwa biegi. Wiele razem przeżyliśmy. Dla mnie to po prostu dobry człowiek, przyjaciel oraz jeden z najlepszych zawodników w historii tego sportu – podsumowuje Jerzy Kanclerz. 

Tomasz Gollob, Peter Nowak oraz Jakub Andrzej Grajewski

Niemal w tym samym okresie, co prezes bydgoskiej Polonii, Tomasza Golloba poznał Peter Nowak, właściciel firmy HN Nowak. To jej logotyp przez czternaście sezonów pojawiał się na kombinezonach wychowanka bydgoskiej Polonii. 

– Przygoda z Panem Tomaszem Gollobem zaczęła się w Bydgoszczy w roku 1990, w związku z eliminacjami mistrzostw świata (półfinał kontynentalny – dop.red). Byłem wówczas jednym ze skromnych fundatorów nagród. Po zakończeniu zawodów miałem okazję obdarować Pana Golloba nagrodą za zajęcie trzeciego miejsca. Tegoż też dnia mieliśmy okazje się poznać. Wspominam Pana Tomasza Golloba i współpracę z nim sympatycznie i bardzo pozytywnie. Na pewno nie jest to wielka tajemnica, że nie tylko dla mnie, ale i dla wielu innych zwolenników tej dziedziny sportu jest jednym z najlepszych zawodników w historii. W tamtym czasie Pan Tomasz Gollob, pnąc się do góry w swojej karierze sportowej, miał po drodze nie tylko rywali na torze, ale i wiele nieprzychylnych sobie osób, z którymi musiał walczyć poza torem. Sukcesy i zmagania Pana Tomasza Golloba otworzyły i zrewolucjonizowały ten sport na początku lat 90 – mówi były sponsor mistrza świata.

Firma HN Nowak GmBH była najdłużej wspierającym sponsorem w karierze Tomasza Golloba.

– Pan Gollob był profesjonalistą nie tylko na torze, ale i poza kręgiem aktywności sportowych. Wyróżniały go cechy słowności i wiarygodności, a przede wszystkim wywiązywania się z ustalonych zasad współpracy. Osobiste spotkania nie miały zbyt częstego miejsca, ale jeśli do nich dochodziło, to miały bardzo sympatyczny charakter – kontynuuje właściciel firmy z Lubeki. 

Pytany o wspólnie spędzony czas, który szczególnie utkwił w pamięci, Peter Nowak wraca do mistrzowskiego sezonu z  2010 roku.

– Byliśmy wtedy razem w Szwajcarii u Pana Marcela Gerharda. W drodze powrotnej do Niemiec prowadziliśmy prywatne rozmowy na różnorakie tematy. Miałem wrażenie, że Pan Tomasz Gollob nie jest do końca pewny powodzenia misji, jaką sobie w tamtym sezonie wyznaczył pod kątem wyniku sportowego. Powiedziałem wtedy: „Panie Tomku, proszę wziąć jeden fakt pod uwagę, mianowicie, że jeździ Pan tylko w swojej własnej lidze, w której nie ma innych konkurentów. Z tego też względu kwestia wywalczenia tytułu jest formalnością”. Pan Gollob spojrzał na mnie wtedy, lecąc pewnie gdzieś nad Alpami, i powiedział: „Panie Nowak, takich słów mi właśnie brakowało” i dodał, że to jest to – wspomina były sponsor zawodnika.

– Ja oraz moi synowie, o których Pan Gollob zawsze pamiętał, składamy Panu Tomaszowi życzenia wszelakiej pomyślności i przede wszystkim spełnienia głębokich marzeń – podsumowuje Peter Nowak.

Tomasz Gollob to również fan piłki nożnej. Do dziś jednym z jego przyjaciół jest legenda Juventusu Turyn, Zbigniew Boniek. Były piłkarz polskiej reprezentacji był swego czasu bardzo mocno zaangażowany w pomoc Gollobowi pod wieloma względami. Legenda głosi, że to w aktówce byłego piłkarza mieściły się wały korbowe przewożone dla Tomka od Marcela Gerharda.

– Z Tomkiem przeżyłem wiele wspaniałych chwil. Kibicuję mu cały czas w jego obecnej walce o powrót do zdrowia i chciałbym, aby mógł swobodnie poruszać się, choćby o kulach. Dzisiaj mamy jego 50. urodziny. Wie pan, jak patrzę na jego dokonania, to była to jego fantastyczna pięćdziesiątka, ale został na niej „kurz” ze względu na wypadek, który się wydarzył cztery lata temu. To zdarzenie miało duży wpływ na to, co jest teraz. Ja mu życzę wszystkiego najlepszego i, aby kiedyś stanął na nogi. Ja sam o Tomku mógłbym pewnie napisać dobrą książkę. Do historii części dla Tomka, które nawiasem mówiąc w aktówce były ciężkie jak „cholera”, nie chciałbym wracać. Nie należę, podobnie zresztą jak Tomasz, do osób, które epatują swoją pomocą czy chęcią jej udzielenia. Dziś życzmy po prostu Tomkowi wszystkiego, co najlepsze – mówi kibic żużla, prezes PZPN, Zbigniew Boniek.

Ostatnim klubem Tomasza Golloba karierze był GKM Grudziądz, którego barwy Gollob reprezentował w sezonach 2015 oraz 2016. 

– Gdybyśmy mieli rozmawiać na temat Tomka, to byłyby nam godziny potrzebne. Jeśli się Tomka zna, to każdy wie, że jego tematu nie da się zamknąć ot tak, w paru słowach. Generalnie to była bardzo pozytywna postać dla naszego klubu. Zarówno jako sportowiec, jak i człowiek. Ja go mogę określić tylko w samych superlatywach. U Tomka nie było rzeczy niemożliwych i zawsze był pierwszy do pomocy drużynie – wspomina ówczesny działacz klubu z Grudziądza, Zbigniew Fijałkowski. 

Pytany o charakterystyczną sytuację związaną z Gollobem w Grudziądzu, były działacz klubu wspomina kilka, ale dotyczących tego samego tematu.

– Najbardziej zapadło mi w pamięć kilka sytuacji. Bywały mecze, że Tomek zaczynał je powiedzmy przykładowo 0,1,2, a później 3. Przychodził decydujący bieg, a Tomek mówił krótko: „Dobra Panowie, ja to jadę i ja to wygram”. Wszyscy nasi zawodnicy robili duże „oczy”, patrzyli na niego, a on nam wyjeżdżał i po prostu tak jak mówił, wygrywał. To był bez dwóch zdań zawodnik bardzo wielkiego, światowego formatu – podsumowuje Zbigniew Fiałkowski. 

Kariera sportowa Tomasza Golloba zakończyła się na wskutek upadku na torze motocrossowym 23 kwietnia 2017 roku. Dziś mistrz po trudnych momentach wyznacza sobie nowe cele w swojej rehabilitacji. Jak sam mówi, podchodzi do tego tak, jak do sportowego wzywania. Z racji jego ambicji wierzymy, że i tym razem wywalczy inne, niemniej ważne dla siebie złoto od tego, które wywalczył we włoskim Terenzano. Jeden z naszych rozmówców zwrócił nam uwagę na jeszcze jeden znaczący fakt, który jego zdaniem nie powinien zostać w urodzinowym artykule pominięty – Pan doskonale to wie, bo choćby był pan u Tomka. Ja się cieszę niezmiernie, że Tomek ma obok siebie taką osobę, jaką jest  Mariola, która jest naprawdę „złotą” kobietą i jak to się mówi, miło się na nich patrzy. Mariola ma duże zasługi w powrocie Tomka do zdrowia i to też należy docenić i wspomnieć, pomimo faktu, że oni by sobie pewnie tego nie życzyli. We dwójkę, jak to mówią, idzie się przecież raźniej… – kończy przyjaciel Tomasza Golloba, Jerzy Kanclerz. 

Panie Tomaszu, życzymy kolejnych co najmniej 50!

3 komentarze on Żużel. Pięćdziesiątka Tomasza Golloba. Perfekcyjna technika i odrobina szaleństwa
    Wariat
    11 Apr 2021
     7:55pm

    Panegiryk ? Już wyjaśniam
    Panegiryk – gatunek literatury stosowanej, uroczysty tekst pochwalny (mowa, wiersz, list, toast, itp.) sławiący jakąś osobę, czyn, wydarzenie; pełen przesadnego zachwytu, często o charakterze pochlebczym.
    Żeby nie było hejtu…….!
    Podziwiam Tomasza jako zawodnika a resztę mam gdzieś i myślę, że paru ludzi chciałoby „ogrzać się” przy MISTRZU !
    Życzę DUŻO zdrowia i pomyślnej energii

Skomentuj

3 komentarze on Żużel. Pięćdziesiątka Tomasza Golloba. Perfekcyjna technika i odrobina szaleństwa
    Wariat
    11 Apr 2021
     7:55pm

    Panegiryk ? Już wyjaśniam
    Panegiryk – gatunek literatury stosowanej, uroczysty tekst pochwalny (mowa, wiersz, list, toast, itp.) sławiący jakąś osobę, czyn, wydarzenie; pełen przesadnego zachwytu, często o charakterze pochlebczym.
    Żeby nie było hejtu…….!
    Podziwiam Tomasza jako zawodnika a resztę mam gdzieś i myślę, że paru ludzi chciałoby „ogrzać się” przy MISTRZU !
    Życzę DUŻO zdrowia i pomyślnej energii

Skomentuj