gerhard
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Parę lat temu silnik GTR, stworzony przez znanego tunera Marcela Gerharda, miał zrewolucjonizować rynek żużlowy. Z rewolucji zostało niewiele. Pomimo tego, Szwajcar się nie podaje. Wierzy, że znajdzie swoje miejsce na rynku.

 

Silnik stworzony przez Marcela Gerharda oraz firmę Suter Racing miał być niedrogą alternatywą dla silnika GM. Swoją premierę miał podczas zawodów o Puchar Świata w 2015 roku, kiedy to punkty zdobywał na nim Anglik Chris Harris. Po Harrisie silnik testował Szwed, Fredrik Lindgren. W Grand Prix Szwecji w Sztokholmie zajął trzecie miejsce. W sezonie 2017 na inaugurację cyklu GTR dał „Fredce” drugie miejsce w Grand Prix Słowenii, a później niespodziewany triumf i pierwsze zwycięstwo w Grand Prix Polski na torze w Warszawie. Wtedy wydawało się, że „kariera” dla nowego, tańszego silnika stoi otworem. Niestety tak się jednak nie stało. Jeszcze w tym samym sezonie Lindgren powrócił do korzystania z jednostek przygotowanych przez Flemminga Graversena. Następnie silniki GTR testowali Nicki Pedersen oraz Greg Hancock. Pierwszy z nich był zadowolony, jednak kontuzja wykluczyła Duńczyka ze startu w turniejach Grand Prix. Amerykanin z kolei testował silniki przez tydzień w Szwecji. Później zabrał je ze sobą do USA. Kiedy wydawało się, że GTR ponownie zawita do Grand Prix na przeszkodzie stanęła choroba żony Amerykanina i w konsekwencji późniejsze zakończenie kariery na żużlowych torach. 

– Żeby to miało jakikolwiek sens, to silnik musi zaistnieć w Grand Prix. Przez ostatnie sezony nikt na nim w Grand Prix nie startował. Tak będzie i w tym roku. Nie znaczy to jednak, że się nic nie dzieje – mówi nam Szwajcar. 

Póki co na silnikach marki GTR startują między innymi młody Anglik Sam Hagon oraz Jordan Palin. Ten ostatni w sezonie żużlowym w Anglii przejechał bez serwisu 190 wyścigów. Zawodnik tym samym zaoszczędził sporo na serwisach. Poza drobnymi ingerencjami jak wymiana zaworów czy pierścieni nic więcej nie było potrzebne, aby silnik znów był jak „nowy”.

– To jest oczywiste mocno korzystne dla zawodnika. Zmniejszają się koszty użytkowania i uprawiania sportu żużlowego. Przykład Lindgrena najdobitniej świadczy o fakcie, że GTR to nie jest zły silnik. Od tamtej pory zostało zrobione parę poprawek. Na pewno wiele rozwiązań zostało ulepszonych. Ja nikogo jednak nie jestem w stanie zmusić do tego, aby z moich silników korzystał. Namawiał też nie będę. Myślę, że prędzej czy później nadejdzie moment, w którym zawodnicy sami będą szukali tańszych rozwiązań. Już teraz są tacy, którzy zaczynają liczyć koszty i zdają sobie sprawę, że to dobry produkt, a na GM panuje po prostu moda— kontynuuje Gerhard. 

W tle, jak zazwyczaj, jest polityka oraz nic innego jak pieniądze. W momencie kiedy najlepsi zawodnicy świata otrzymują od GM darmowe silniki, Fredrik Lindgren startując na GTR musiał za silnik płacić. Gerhard służył mu swoją obecnością podczas zmagań najlepszych zawodników świata.

– Oczywiście, że nie mam takich możliwości jak GM, który doskonale przecież wie, że mogę stanowić dla niego konkurencję. Uważam, że tak naprawdę silniki powinny być homologowane i w pewien sposób to by pomogło w rozwoju GTR. W tej chwili mamy do takiego silnika GM około dwustu różnych krzywek i nikt do końca się nie łapie kto na czym jeździ. Do homologacji jednak droga z pewnością daleka – mówi były doskonały zawodnik. 

Znając Marcela Gerharda, dołoży on wszelkich starań, aby wkrótce silniki GTR zaistniały szerzej. Być może warto, aby stały się obowiązkowe choćby w najniższej lidze polskiej, gdzie przychody nijak mają się do kosztów budżecie zawodnika? Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Weslake oraz Jawa nadawały ton żużlowej rywalizacji. Włoch Giuseppe Marzotto przywiózł wówczas do słynnego Otto Lantenhammera silnik marki GM, aby ten pracował nad jego rozwojem. Silnikiem osobiście zajął się wtedy nie kto inny jak praktykujący u Niemca, Marcel Gerhard. Po triumfie Egona Mullera na torze w Norden w 1983 słynny Don Godden przestał dowcipkować i pytać – jak tam prace nad silnikiem do spaghetii?. W tym biznesie „silnikowym” bowiem jedna zasada się sprawdza. 

– Obojętne jest na jakim silniku wygrasz mistrzostwo świata. Może być nawet kwadratowy, ale na drugi dzień wszyscy będą chcieli właśnie te  kwadratowe. Tak jest i nie ulegnie to zmianie – podsumowuje Marcel Gerhard. Póki co tuner czeka na tego, kto zrobi mu popularność jak Egon Muller marce GM. Próby z Lindgrenem, Pedersenem oraz Hancockiem się nie udały. Do czterech razy sztuka?