Znamy pomysłodawców zagranicznego juniora w składzie? (prasówka #7)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niepokojące wizyty w domu państwa Kasprzaków skłoniły władze Stali Gorzów do kontaktu ze swoim zawodnikiem, Ekstraliga chce walczyć z tzw. „szarą strefą”, a Patryk Dudek jest w gorszej sytuacji niż Bartosz Zmarzlik przed toruńską odsłoną cyklu Grand Prix. Nie zabraknie także dziennikarskich „wygibasów”. Zapraszamy na nasz przegląd branżowego internetu i prasy. Przypominamy, że na większość historii należy spojrzeć delikatnie przymrużonym okiem.

Naszą podróż przez ocean żużlowych informacji rozpoczynamy od Wrocławia. W Przeglądzie Sportowym czytamy, że Tai Woffinden zamierza więcej czasu spędzać z rodziną. Bardzo dobra decyzja i takie priorytety wydają się odpowiednie. Oczywiście pod warunkiem, że nie chodzi o to, że na Stadionie Olimpijskim wszyscy czują się jak jedna, wielka rodzina.

Pamiętamy, że niedawno rzucono pomysł, żeby pod numerami młodzieżowymi w meczach ligowych startowali zagraniczni młodzieżowcy? Pewnie, że pamiętamy. Jeden działacz powie tak, inny działacz powie nie. Wertując lokalną prasę chyba znaleźliśmy kogoś, kto stoi za tym pomysłem.

Mniej spostrzegawczym polecamy rzucić okiem raz jeszcze na dopisek pod tytułem. Artykuł sponsorowany w lokalnej prasie, czyj to więc mógł być pomysł… A poważnie pisząc – potwierdzone u źródła – szef sportu Gazety Wrocławskiej zapewnia, że to czysty przypadek. I chyba nie mamy prawa nie wierzyć, nie?

Zwykła wypowiedź Macieja Janowskiego na temat kolegi z zespołu, ale ci bardziej dociekliwi, którzy uwielbiają szukać drugiego i trzeciego dna, dopatrzą się w niej faktu, że kapitan Betard Sparty nigdzie się z Wrocławia nie rusza. A że i tak musi przemyśleć wszystkie swoje ruchy? No musi, musi, zwłaszcza te finałowe.

Zostawiamy już Wrocław, bo nie samą Spartą liga żyje. Szybkie przenosiny do Gorzowa, gdzie Krzysztof Kasprzak ustalił już warunki kontraktu ze Stalą i podał rękę prezesowi. Władze klubu ze względu na – kurtuazyjną najpewniej – wizytę głównodowodzącego ligowego rywala woleli wykonać kilka telefonów i upewnić się, że ta ręką, którą uścisnęli, na pewno należała do zawodnika. I wyszło na to, że należała i dalej należy. Przynajmniej na razie.

Oczywiście, że każdy może pomarzyć o pełnym stadionie, ale kto nie chciałby przywitać nowego mistrza świata na swoim obiekcie? Zwłaszcza, że to wychowanek klubu? Zostawmy już jednak wojenkę gorzowsko-ostrowską już chyba wszystko powiedziano, co miało zostać powiedziane, wszystko oprotestowano i choć na razie trwa licytacja, który klub straci więcej na barażach, to najwięcej traci wizerunek dyscypliny. A niesamowitą ironią losu byłoby kolejne przełożenie meczu ze względu na warunki pogodowe.

WP SportoweFakty.pl prezentują rozważania przed Galą PGE Ekstraligi. Zgadza się – Piotr Wielki Baron menedżerem sezonu, tylko ten pytajnik na końcu niepotrzebny. A że sprzątaczka nie poprowadziłaby Unii? Może tak, może nie, mistrzowie Polski to swego rodzaju samograj, ale o atmosferę też trzeba umieć zadbać, co pokazał właśnie trener Baron. Ale ze sprzątaczką byłoby za to o wiele czyściej w parkingu. I wszyscy mieliby czyste intencje!

***

– Słuchaj, Miedziński dostał dziką kartę na GP Polski w Toruniu, napiszesz o tym notkę?
– Dzika karta na Grand Prix… A nie mogę napisać czegoś ambitniejszego? Nie wiem, jakiś reportaż czy wywiad?
– Dobra, chcesz ambitniej, to napisz o Miedzińskim, ale w tekście nie używaj słów „dzika” i „karta”.

Dokładnie tak wyobrażamy sobie rozmowę w redakcji Tygodnika Żużlowego. Mamy więc notkę o dzikiej karcie dla Miedzińskiego i małe dziennikarskie wygibasy, przypominające grę Taboo. Dziennikarstwo kreatywne, szanujemy.

Toruńskie Nowości przygotowały TOP10 żużlowych wtop w PGE Ekstralidze. Jest miejsce dla Vaclava Milika, dla Antonio Lindbaecka, nawet dla Krzysztofa Kasprzaka kawałek wtopowego toru się znalazł, a klasyfikację wygrał – oczywiście – zespół Get Well Toruń. Gdybyśmy byli złośliwi, to dodalibyśmy, że torunianie w końcu coś wygrali, ale na szczęście nie jesteśmy. Na szóstym miejscu znaleźli się jednak polscy sędziowie. Owszem, momentami nie było bardzo kolorowo, ale porównajmy sobie z wyczynami arbitrów podczas turniejów międzynarodowych. Wtedy nie byłoby narzekań.

– Koniec żartów po krakowsku! – zapowiada przewodniczący GKSŻ, Piotr Szymański. Skończyły się głównie dlatego, że prezes Speedway Wandy zapadł się pod ziemię i nie odbiera telefonów. A może po prostu rzucił to wszystko i wyjechał w Biszczady? Tak czy siak, to niestety najprawdopodobniej koniec żużla w grodzie Kraka. Miejmy nadzieję, że tymczasowy. A w rozmowie z Piotrem Szymańskim dla Tygodnika Żużlowego mamy jeszcze wątek Marka Cieślaka.

Biegacz, by ukończyć maraton, musi pokonać 42 kilometry i 195 metrów w czasie (najczęściej) co najwyżej sześciu godzin, a na mecie w nagrodę otrzymuje lokalną, rodzinną chwałę i sławę oraz pamiątkowy medal. Żużlowiec, by ukończyć maraton musi odjechać siedem meczów w sześć dni i może otrzymać trzy złote medale oraz historyczną sławę. Bliski tego jest tego Ellis Perks, jak donosi portal WP SportoweFakty.pl. Jeden mecz mu odwołano, ale trzy medale są na wyciągnięcie ręki. Swoją drogą, siedem meczów w sześć dni, to oznaczało, że dwa mecze musiałyby się odbyć jednego dnia. A gdyby tak pogodzić towarzystwo ostrowsko-gorzowskie i odjechać dwa mecze 6 października… Dość, miało już nie być o barażach.

Przegląd Sportowy przekonuje, że Patryk Dudek ma gorzej niż Bartosz Zmarzlik. Nam się jednak wydaje, że gorzowianin musi dźwignąć jednak presję ciut większą, w czym mu gorąco kibicujemy. Słusznie w artykule czytamy, ze bliski stałego numeru w Grand Prix jest Anders Thomsen, a szanse ma także Pontus Aspgren, chyba największy pechowiec GP Challenge. Przypomnijmy, że Szwed prowadził w klasyfikacji po czterech seriach, ale w ostatnim swoim biegu zanotował defekt motocykla na starcie. Teraz jeśli Martin Vaculik, Matej Zagar i Niels Kristian Iversen znajdą się w czołowej ósemce, to i Thomsen i Aspgren byliby nowymi twarzami w Grand Prix.

I na koniec ważna informacja – będzie mniej pieniędzy pod stołem, bo mają zwiększyć się limity finansowe w PGE Ekstralidze. Wszystko fajnie, ale mamy wrażenie, że podwyższenie limitów wcale nie zmniejszy przywoływanej w tekście szarej strefy. W lidze angielskiej, szwedzkiej czy duńskiej pewnie by to przeszło, ale w Polsce panuje wyjątkowa niesolidarność. A jeśli znieślibyśmy możliwość podpisywania osobnych umów sponsoringowych dla zawodników – które powstały, by te przepisy ominąć – prezesi pewnie wykazaliby się kreatywną księgowością i na pewno coś by wymyślili. Chociaż z drugiej strony dajmy margines zaufania temu planowi. Liczymy więc na czyste intencje, a tym, którzy ich nie mają polecamy zatrudnić sprzątaczkę, która nie mogłaby prowadzić Unii Leszno.