Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nie da się prowadzić racjonalnej dyskusji o wyższości żużla nad piłką nożną lub odwrotnie – piłki nad żużlem. Tak jak nie sposób zweryfikować, kto odniósł bardziej spektakularny sukces i ma większy talent, Bartosz Zmarzlik, czy jednak Robert Lewandowski. To jak dzień równać do nocy. Jak lato przyrównywać do zimy. To jest po prostu niemożliwe. W plebiscytowej zabawie „Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Polskiego Sportowca Roku 2019 głosem ludu wygrał Bartosz Zmarzlik. Co wręcz rozwścieczyło i zniesmaczyło część środowiska piłkarskiego. Nas, „żużlowców,” ten wybór nie powinien jednak zaskakiwać. Idziemy jak po swoje. Sukces Zmarzlika pokazał siłę żużla.

Wszystkie plebiscytowe zabawy traktuję z przymrużeniem oka. Nawet nie pomyślałbym, że wyniki tej rozrywki można uznawać za parodię, obrażać się na wybór kibiców, udowadniać wyższość swoich zainteresowań nad zainteresowaniami innych. Tym bardziej dziwi mnie zacietrzewienie części piłkarskich kibiców i dziennikarzy. Już wiem, że do upadłego będą bronić wyższości piłki nożnej nad każdą inną dyscypliną, a Robert Lewandowski według ich opinii wyrasta ponad poziom pozostałych polskich sportowców. Gdzieś jednak w swoim hermetycznym piłkarskim światku mocno się zaszufladkowali i nawet nie zauważyli, że wokół nich wyrasta cała grupa dyscyplin sportu, które poruszają kibiców, mają swoich bohaterów i rosną w siłę. A nasza piłka nożna miota się między globalną wielkością innych a małością i miałkością krajowego podwórka. Polscy kibice piłkarscy od dawna dopingują zagranicznym klubom. Niekoniecznie Bayernowi Monachium i Robertowi Lewandowskiemu. Kadra istotnych sukcesów nie odnosi, więc piłkarscy fani nawet nie czuli większej potrzeby, aby głosować na Lewandowskiego. Natomiast środowisko żużlowe mocno się zjednoczyło.

Żeby była jasność, nie mam nawet zamiaru udowadniać, że żużel za chwilę będzie cieszył się większą popularnością niż piłka nożna. W sensie międzynarodowym karty już dawno zostały rozdane. Ale na polskim podwórku wciąż do wyrwania jest całkiem sporo gotówki, o którą nasz żużel jeszcze się pobije. Tym bardziej, że rozwija się metodycznie. Przedziera się na salony, rozpycha łokciami i bierze z pańskiego stołu to, na co zasługuje. Nie musimy mieć żadnych kompleksów. Nie musimy oglądać się na rodzimą piłkę nożną, koszykówkę lub siatkówkę. Na tym tle żużlowe struktury wyglądają całkiem przyzwoicie. Oczywiście na naszym polu dyskutujemy o ewentualnych zmianach, regulaminowych rewolucjach lub ewolucjach. Mamy tendencję do grymaszenia, psioczenia i narzekania, ale uwierzcie mi, że polski żużel nie umiera. Wręcz rośnie w siłę, ma sukcesy, a to nie wszystkim przypadnie do gustu.

Otwarcie mogę przyznać, że jestem sympatykiem żużla i nie dotykają mnie sformułowania o jego niszowym zasięgu. To temat przerabiany od zawsze. Poza tym taka jest uroda sportów motorowych. O ile piłkę może kopać każdy, to na motorze żużlowym pojadą już nieliczni. I tylko nieliczni wystartują w zawodach motocrossowych, wyścigach samochodowych i formule jeden. Sporty motorowe mają wymiar elitarny i nie są dla każdego. Zresztą na podobnych zasadach funkcjonują skoki narciarskie, krykiet, futbol amerykański, czy też baseball. Te dyscypliny sportu również nie zawojowały świata, ale nie słyszę, żeby ich przedstawiciele zamykali biznes i szukali szczęścia gdzie indziej. Powszechność dyscypliny i jej dostępność nie czyni jej ciekawszą, lepszą lub trudniejszą do uprawiania.

Jako środowisko żużlowe w żadnym stopniu nie powinniśmy czuć się gorsi lub zakompleksieni. Speedway ma teraz swoje pięć minut. A niech powalczy o kolejne dziesięć lub piętnaście. Znalezienie swojej niszy też jest sztuką. Możemy skutecznie funkcjonować między światem piłki nożnej a dyscyplinami olimpijskimi. I wyrywać dla siebie kolejne kawałki medialnego i sponsorskiego tortu. Skoki narciarskie odbywają się zimą, więc nie stanowią dla nas konkurencji.

Zastanówmy się też na ile powinniśmy rewolucjonizować żużlowy rynek, a na ile korzystniejsza byłaby jedynie ewolucja. A może nadszedł czas, żeby zadecydować już o powiększeniu ekstraligi do dziesięciu drużyn. Teraz, kiedy mamy hossę. Mam wrażenie, że Speedway Ekstraliga ma największy wpływ na rozwój naszej dyscypliny i dlatego należałoby pogonić do roboty Polski Związek Motorowy i Główną Komisję Sportu Żużlowego. Na szczeblu federacji wkradł się marazm, nie ma świeżości i interesujących pomysłów. Trzeba przeć, naciskać, bo postęp sam się nie zrobi. A burza wokół Zmarzlika tylko może pomóc. Szczególnie, że gorzowianin jest dobrym ambasadorem żużla.

DAWID LEWANDOWSKI