Jacek Ziółkowski fot. Facebook Motor Lublin
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dla kibiców czarnego sportu powoli nadchodzi czas przerwy od ligowego ścigania. Mamy chwilę na wspomnienia i podsumowania. O minionym sezonie opowiedział nam Jacek Ziółkowski, menedżer Speed Car Motoru Lublin.

Jak ocenia Pan miniony sezon w wykonaniu drużyny? Wierzył Pan w taki sukces?

Jakbym nie wierzył, to bym się nie podjął tego zadania. Oczywiście, że wierzyłem i powiedziałem kibicom już na pierwszym spotkaniu, że obiecuję, iż obronimy Ekstraligę dla Lublina. I dotrzymałem słowa, chociaż zadanie wydawało się diabelsko trudne. Niektórzy nawet uważali, że niewykonalne, ale ja naprawdę wierzyłem w tych zawodników, zwłaszcza, nie ukrywam, w Mikkela Michelsena. Spełnił moje oczekiwania, pojechał doskonały sezon, chyba najlepszy w swojej karierze. Na pewno też najlepszy sezon w swojej karierze pojechał Paweł Miesiąc. Do tego od szóstej kolejki doszedł Grisza. Juniorzy nie zawiedli – w wielu meczach robili dużo punktów i udało się powygrywać kilka meczów. Decydujący w moim odczuciu był dwumecz z drużyną toruńską. I tak jak niektórzy po meczu w Lublinie twierdzili, że ta zaliczka jest za mała, a ja im wszystkim powtarzałem, że my z Toruniem już wygraliśmy, a Toruń z nami jeszcze nie. Powtórzyliśmy zwycięstwo w Toruniu w jeszcze większych rozmiarach niż w Lublinie i to właściwie rozwiązało sprawę. Potem była już tylko jazda z nadzieją na to, żeby wyjść z tego miejsca barażowego. Wiedzieliśmy, że do tego potrzebne jest zwycięstwo z bonusem z gorzowską Stalą i tak się stało.

Czy w ciągu sezonu miał Pan chwile niepewności, zwątpienia w realizację przedsezonowego celu?

Taki stres miałem po meczu z Wrocławiem w Lublinie. Wygraliśmy u siebie z Toruniem, rozegraliśmy bardzo dobre zawody we Wrocławiu, zdobywając 43 punkty i potem mieliśmy rewanż ze Spartą u nas. I tu nastąpiło takie déjà vu tego, co było w pierwszym meczu z Grudziądzem, tylko tam w odwrotną stronę. W meczu z Grudziądzem my straciliśmy lidera w pierwszej kolejce startów i wydawało się, że Grudziądz nas rozgromi, a jednak to my wygraliśmy i to dość zdecydowanie. Tutaj w pierwszym biegu Tai Woffinden wypadł z gry i wydawało się, że będziemy mieli z górki. Skoro we Wrocławiu, gdy jechał Tai, zrobiliśmy 43 punkty, to wydawało się, że u siebie bez niego wygramy, a skończyło się zdecydowanym zwycięstwem gości. Wtedy po kilkunastu minutach od zakończenia meczu powiedziałem sobie –  spokojnie, odbijemy sobie to w Toruniu. I tak się stało.

Jakie jest Pana najmilsze wspomnienie z minionego sezonu?

Cały sezon był dla mnie fajny, ale wygrana w Toruniu była taką wisienką na torcie. Wygrałem w swoim życiu kilka meczów na wyjeździe ze swoimi drużynami, ale rzeczywiście ten mecz był wyjątkowy. Wygrany bardzo zdecydowanie. W tym meczu wszyscy pojechali bardzo dobrze, nikt nie zawiódł.

Jak układała się Panu współpraca z Maciejem Kuciapą? Czy w przyszłym sezonie również będziecie prowadzić drużynę Speed Car Motoru Lublin?

Nie wiem jeszcze jakie są plany i zamierzenia klubu. Zdecydowałem się na współpracę z drużyną Speed Car Motoru Lublin w poprzednim sezonie właśnie ze względu na Maćka. Znaliśmy się z czasów mojej pracy w Rzeszowie i wiedziałem, że to chłopak bardzo poważny i że powinno się z nim dobrze pracować. I to wszystko potwierdziło się w trakcie sezonu. Przygotowanie toru, treningi – za to odpowiedzialny był Maciej i ja się w to nie wtrącałem. Wspólnie ustalaliśmy skład drużyny. W trakcie zawodów razem podejmowaliśmy decyzje.

Jeśli pozostałby Pan w Motorze na kolejny sezon – jaki byłby Pana wymarzony transfer?

Ja nie wiem czy w ogóle wolno o tym mówić przez te regulaminy (śmiech). Najlepiej gdyby w Lublinie jeździł najlepszy zawodnik świata, co wcale nie oznacza, że się o niego staramy. Kwestie transferów i polityki kadrowej prowadzi zarząd klubu. Kuba (Kępa) z Piotrem (Więckowskim) tak dobrze ustalali te składy rok, dwa i trzy lata temu, że w kolejnym roku też pewnie nie zawiodą.

Dla zawodników koniec sezonu oznacza czas na odpoczynek i wakacje. A co Pan robi w czasie przerwy od żużlowego ścigania?

Na co dzień pracuję w hurtowni chemii przemysłowej w Lublinie. W klubie pomagam na tyle, na ile mogę. Muszę brać trochę urlopu jak są mecze – w tym roku sporo wypadło w piątki. W wolnym czasie trochę czytam. Jeśli mam dłuższą chwilę wolnego, jak w tym roku w lipcu, staram się wyjechać tam, gdzie jest ciepło i gdzie jest woda, żeby popływać.

ROZMAWIAŁA KAMILA JANKOWSKA