Erik Riss. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Okazuje się, że wśród żużlowców nie brakuje takich, którzy nie będą mogli spędzić świąt ze swoimi najbliższymi rodzinami. Właśnie taki problem ma Erik Riss. Niemiec przez pandemię koronawirusa utknął w Anglii.

– Wróciłem z patnerką z Australii do Anglii. W momencie, gdy sytuacja z koronawirusem zaczęła się rozwijać, zastanawialiśmy się nad wylotem z Anglii do Niemiec. Okazało się jednak, że ja do Niemiec, owszem, zostanę wpuszczony, ale moja partnerka, która jest innego pochodzenia, już nie. Zdecydowaliśmy więc, że wrócimy do Australii, do rodziny mojej dziewczyny. Kupiliśmy bilety lotnicze, ale następnego dnia rano okazało się, że na teren Australii zostanie z kolei wpuszczona moja partnerka, a ja nie. Ostatecznie więc postanowiliśmy sami zostać w Anglii – mówi na łamach speedweek Eirk Riss. 

Warto zaznaczyć, że Riss jest obecnie w związku z Australijką, córką właściciela toru w Kurri Kurri. Tym samym, podczas pobytu w Australii, niemiecki zawodnik mógł do woli trenować na torze należącym do, miejmy nadzieję, przyszłego teścia. 

– Tak, to prawda, że na tym torze mogłem trenować do woli. Obecnie jesteśmy w Anglii. Myślę, jak to dalej wszystko układać i zastanawiam się, kiedy znów wystartuje żużel. Póki co, w Anglii nie widać początku końca pandemii. Przy motocyklach też już niewiele mogę zrobić. Aby bezczynnie nie siedzieć w domu, zacząłem szukać pracy. Mam nadzieję, że znajdę zatrudnienie. Póki co, wspierają mnie moi sponsorzy, za co jestem im bardzo wdzięczny. Zapłatą czynszu nie muszę się martwić, ponieważ mieszkanie opłaca klub – podsumowuje zawodnik Redcar Bears oraz Kings Lynn.