Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ostatnio kończyliśmy smutny przypadek Roberta Dadosa, przewinął się też wtedy temat Tomasza Golloba, o którym trochę więcej dzisiaj. Jak by nie było, to na pewno najlepszy zawodnik w historii polskiego żużla. 

Gdzie po raz pierwszy widziałem Golloba? W latach 90. w Cloppenburgu obok Bremy, na zawodach trawiastych. Powiecie – Egon zwariował, na jakich trawiastych? Tak, miał Tomek taki epizod, że chciał się przekonać, jak to jest ścigać się na trawie. Robił wtedy wiele błędów, bo jazda na trawie to nie klasyczny żużel, ale było widać, że to talent.

Wtedy, jak go zobaczyłem, to od razu wiedziałem, że to nie jest zawodnik jakich wielu. Wiedziałem, że to jest brylant, jakich mało. Po zakończeniu swojej kariery zawodniczej zacząłem pomagać zawodnikom w sensie wszelakich nowinek technicznych i tym samym, jak wiecie, pozostałem przy tym sporcie. Dużą, powiedzmy to, karierę zrobiłem swoim gaźnikiem bezigłowym, który ode mnie niejako skopiował później Mikael Blixt. Pokazałem kiedyś ten gaźnik na zawodach oldboyów w Gorzowie. Próbował go wtedy rozwijający się wówczas Krzysiu Cegielski, ale i podpatrzył to u mnie sam Tony  Rickardsson. Zapytał, czy może też  spróbować. Użyczyłem. Po tym jak Rickardsson włożył ten gaźnik i na nim pojechał, od razu po swoich startach przyszedł, że chce go kupić. Mówię, o nie, kochany. Ja ci mogę co najwyżej pożyczyć. Jak ja ci go sprzedam, za tydzień będzie takich samych dziesięć na rynku. Bo musicie wiedzieć, że zawodnicy i ich tunerzy mają takie hobby, które się nazywa – „najlepiej to sobie sami skopiujmy.”

No i jeździłem z tymi gaźnikami po Europie za Rickardssonem i mu użyczałem na zawody Grand Prix. Po treningu przed Grand Prix Danii w Vojens siedziałem w busie z Rickardssonem i obok pojawił się Władysław Gollob. Jakoś się zgadaliśmy z Władysławem i mówię mu: „Ma pan syna, który jest wielkim talentem i będzie kilka razy mistrzem świata.”

Władysław oczywiście przytaknął. Zaczęliśmy rozmawiać o sprzęcie, no i Władysław mówi: „Mamy super sprzęt na jutro.” Ja mu na to, że gdyby coś, to mam w bagażniku silnik. I jeśli Tomek chce spróbować, proszę bardzo. Nie, nie – mówi Władysław, bo to drogo kosztuje. My robimy wszystko sami. Mówię, że nie o pieniądze chodzi, lecz o to, by Tomek sprawdził czy mu pasuje. Jak powiedziałem, że nie chodzi o pieniądze, to Władysław od razu powiedział, że wezmą silnik i gdyby coś było jutro nie tak, to na zawodach skorzystają. Jak się okazało, w zawodach Tomek pojechał chyba od drugiego startu na moim silniku i dojechał do finału, o ile dobrze pamiętam. Później – widzicie, źle Wam tydzień temu powiedziałem – poprosił mnie Tomek o silniki nie na finał mistrzostw Polski Par, a finał Mistrzostw świata Par w Bydgoszczy. Tam się też pojawiłem i to tam była ta słynna awantura z Władysławem o łańcuch, o której wspominałem.

Po tych zawodach nasza współpraca już się tak nie układała, po prawdzie przez Władysława. Tomka po raz ostatni widziałem chyba w Gelsenkirchen przy okazji odwołanych zawodów Grand Prix. Podszedł, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Reasumując – to był jeden z największych talentów w tej dyscyplinie. Poziom Gundersena, Briggsa, Maugera lub Rickardssona. Dla niego cztery kółka nie trwały minutę, a chyba z dziesięć. On potrafił podczas wyścigu analizować błędy rywali na spokojnie i czekać niczym jastrząb na odpowiedni moment, aby skutecznie zaatakować. Żużel to nie zawody szosowe, kiedy jest czysto, jasno i przejrzyście. Tu atakujesz w brudzie, kurzu i na zamkniętym owalu, a widoczność jest słaba. Do tego miał Tomasz niesamowitą odwagę, to też trzeba sobie jasno powiedzieć.

Moja współpraca z nim później ustała, ale śmiem twierdzić że gdyby miał obok siebie taką osobę jak ja, która sama z jakimiś sukcesami jeździła na żużlu, byłby kilka razy mistrzem świata. Miał obok siebie Władysława, brata i kupę dziwnych osób, które raczej patrzyły na to, aby jak najwięcej mieć dla siebie. Dobro Tomka nie zawsze było na pierwszym planie. Miał kogoś wartościowego, ale chyba nie zrozumiał, że to jedna z nielicznych osób, która ma pojęcie o biznesie i radzi mu z dobroci serca. To Peter Nowak, który po historii w Bydgoszczy podszedł do mnie i powiedział, że bierze na siebie wszystkie koszty. To nie pomnik, ale jego firma wyłożyła kupę pieniędzy na niemiecki żużel. Przez wiele lat sponsorował też Golloba i wielu innych zawodników. Bardzo porządny człowiek.

Tomkowi w osiągnięciu jeszcze większych sukcesów zabrakło po prostu właściwych doradców. Zarówno od sprzętu jak i od biznesu. Mam wielką nadzieję, że po tym nieszczęsnym upadku na motocrossie stanie na nogi, bo ma silną głowę. Jak to kiedyś powiedział Władysław Gollob, jego syn ma odporność kosmonauty. Wierzę w to i życzę mu jak najlepszego zdrowia!

Wasz EGON