Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Na początku zdradzę Wam tajemnicę. 17 maja mam imprezę w Niemczech. Jest już zakontraktowana, ale dzień później szykuje mi się ponoć jakaś kolejna w Polsce. Zgadnijcie, jaka? No ale to potem i chyba redaktorzy podadzą szczegóły. A teraz co mamy w kalendarzu? Styczeń. Styczeń to już czas, kiedy do sezonu coraz bliżej i zawodnicy mają jeden problem. 

Jaki problem? Z nadwagą. Wiecie, ile wyrzeczeń kosztuje, aby w sezonie się ograniczać i nie jeść tego czy tamtego? Ja w listopadzie i grudniu tyłem co roku od pięciu do ośmiu kilo. Popuszczałem sobie pasa. A od połowy stycznia były adidasy. Dresy i bieganie po pięć, sześć kilometrów dziennie. Do dziś uważam bieganie za najlepszy sposób na zbijanie wagi. Raz, że się chudnie, dwa – żużlowiec pracuje nad kondycją. Ja jednak miałem pecha, bo co roku łapałem przez to bieganie jakieś przeziębienie i kończyło się tygodniową przerwą w łóżku. Tyle Egon jako specjalista-dietetyk. 

W maju piętnastu myśliwych wychodzi na polowanie. Kogo chcą ustrzelić? Taia Woffindena. Tai w tym roku będzie znów bronił mistrzowskiego tytułu i powiem Wam, że cholernie ciężko być zającem. To nie jest aspekt tylko sportowy. To jest dużo więcej rzeczy, które budują stres i podnoszą ciśnienie. Weźcie pod uwagę to, że żużlowiec zostaje mistrzem świata. Laury i medale to jedno, ale w parze z tym idzie większa kasa od sponsorów, dochodzą też nowi, którzy dorzucają pieniądze. Z jednej strony jest radość, że się wiedzie pod każdym kątem – i sportowym, i finansowym, nie mówiąc o prywatnym. Tu żartuję, jak to ja, ale do mistrzów kobiety pchają się same. Zresztą, Wy, dziennikarze, z kobietami nie macie też problemu, macie dobre gadane.

Z drugiej strony idzie za tym wszystkim potworna presja. Czy znów będę dobry w kolejnym sezonie i czy podołam oczekiwaniom sponsorów? Tak niestety jest. Ja to przeżywałem na własnej skórze. Rywale są i to oni polują, aby być lepszymi. A ty musisz temu podołać. Tak będzie miał Tai i ja jemu współczuję. Nie mówiąc, że najgorsze, co może spotkać mistrza to kontuzja.

Mialem taką historię, że, słuchajcie, trafiłem kiedyś do jednego sponsora. Kto, nie będę pisał, bo już nie płaci. Żartuję. Dali niezłą kasę, ale w momencie gdy odniosłem kontuzję i miałem sześć tygodni przerwy, to mi powiedzieli, że płacili za jazdę mistrzowi świata, a nie za leżenie w łóżku. Powiem tylko tyle, że 100 000 marek musiałem wtedy zwrócić. Fajni z nich byli w sumie ludzie, ale wyrachowani biznesmeni do cna.

Woffinden będzie miał sporo rywali, którzy za cel postawia sobie choćby parę razy go pokonać. Prawda jest taka, że widzę kilku zawodników, którzy będą piekielnie mocni w Grand Prix, a zawsze lepiej w żużlu się atakuje niż broni. O tym musicie pamiętać. Myślę, że na pewno będzie miał mocno pod górę z waszymi zawodnikami. Jest ta święta trójca – Zmarzlik, Dudek, Janowski i to chyba oni pójdą w moim odczuciu z shotgunami szukać zająca. Który z nich trafi, przekonamy się jesienią, ale oni mają – moim zdaniem jako fachowca, który trochę się na dyscyplinie
zna – najlepiej dobraną broń do ataku. 

Pozdrawiam Was. Do następnego. 

WASZ EGON