Z warsztatu Egona Müllera (14): Głowa Woffindena, sprzęt Vaculika i zagadka z Janowskim

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

No i, Kochani, zbliżamy się, a nawet jesteśmy już u progu nowego sezonu 2019. Jaki on będzie? Tego nie wie nikt. Na pewno życzę Wam wielu emocji, ale takich zdrowych. Te przecież kochamy najbardziej. Ja 6 kwietnia pędzę do Franka Mauera do Wittstock. Mój tłumacz, a Wasz redaktor, Łukasz, też ma być, ale ponoć niepijący, więc biesiady polsko-niemieckiej nie będzie.

No to co? Pewnie chcecie wiedzieć, na kogo stary Egon Müller stawia w tym sezonie. Postawię po polsku – na Tolka Banana. To oczywiście żart.

Mamy fazę treningów, sparingów i zawodnicy co nieco jeszcze testują. Są i tacy w Polsce, co jeżdżą na starych silnikach. Chcą się wjeździć, a rakiety powkładają w ramy, jak ręce przyzwyczają do motocykla. Także z tymi ocenami formy radzę być mega ostrożnym.

Na pewno kilka euro postawiłbym na Dudka. Patryk mi imponuje. On mocno myśli na torze i jak odkręca manetkę, to już do końca. Tak go chyba Sławek już nauczył. Obawiam się trochę, powiem Wam szczerze, o Janowskiego. Może zbyt niepotrzebnie. Ale on od wielu sezonów sprawia na mnie wrażenie zawodnika nieco chimerycznego. Raz mu wychodzi, raz nie. Jak już jest na takiej fali wznoszącej, to wtedy nagle powietrze uchodzi i robi się taka wańka-wstańka. Ma bardzo duże doświadczenie, wielkie umiejętności, ale czegoś po prostu tam brak. Nie wiem czy to otoczenie czy tuner, po prostu pojęcia nie mam.

Kolejny z Waszych wielkich to, oczywiście, Bartosz Zmarzlik. To może być na wiele lat zawodnik czołówki światowej i tego mu serdecznie życzę. Umiejętności jak u pozostałej dwójki, o ile nie większe ale…, no właśnie, jest jedno ale. Niekiedy, jak kariera idzie za szybko, łatwo można się w różnych aspektach pogubić i tego Bartkowi nie życzę. Na pewno, jako że to Polacy i Wy jesteście Polakami, życzę komuś z tej trójki, aby to był jego sezon. Taki od A do Z. Zarówno w Grand Prix, jak i w lidze polskiej. Tę macie najsilniejszą. Wiecie kogo podziwiam? Kto może być moim czarnym koniem? Fredrik Lindgren. Zimny Szwed. Patrzcie, tyle sezonów jeździł tak sobie, a później bam, bam – super silnik pod tyłkiem i zamiata od lewej do prawej. Nie mam obecnie kontaktu z nikim, kto jest bardzo blisko Fredrika, ale jeśli tylko trafi ze sprzętem, to on jest na tyle głodny sukcesu, że będziecie się śmiać, ale moim zdaniem może w tym sezonie porządnie mieszać w lidze i Grand Prix. Ja tam mu w metrykę nie zaglądam, ale to już ten wiek, że Fredrik wie, iż chcąc zapisać się na stałe w kartach tego sportu musi mocniej ryzykować i niekiedy na torze grać po prostu va banque.

Woffinden obroni tytuł? Takie pytanie zadał mi ostatnio jeden dziennikarz, chyba z Niemiec. Pytanie trzeba postawić inaczej? Czy głowa Anglika obroni tytuł. Woffinden bardzo chce, ale ja to znam z autopsji. Jak się jest mistrzem, to się ma niewyobrażalną presję. Sprzętowo, prywatnie Tai jest poukładany jak nikt inny. Pytanie czy po prostu głowa wytrzyma ciśnienie. Presja otoczenia, sponsorów czy doradców, uwierzcie, niekiedy robi swoje. I gdy się wyjeżdża na tor, to już się ma pod kaskiem temperaturę wrzenia.

Ostatni, który mnie osobiście zastanawia, to Martin Vaculik. Niby wszystko ok. Ale mam wrażenie, że on sprzętowo nie domaga i chyba idą z mechanikami w niewłaściwą stronę. Popatrzcie sami. Jak się trafi dzień, to leje kogo popadnie, bez litości. A tydzień później potrafi być cieniem samego siebie. To tylko kwestia doradców, sprzętu i dopasowań, nie umiejętności.

Tyle na dziś, Kochani. Biegnę do warsztatu. Do następnego.

Wasz EGON