Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tu ponownie ja. Naprawdę miło mi, że moje felietony spotykają się u Was z pozytywnym odbiorem. Na stronę zaglądam, w google tłumaczę sobie co chcę i czytam. Jest co. Pamiętacie, jak bodajże w felietonie noworocznym pisałem, że chcę przyjechać, czy też być zaproszonym do Polski na Grand Prix? Dziś napiszę, czemu chcę. Powody są dwa. Po pierwsze, spotkanie się z Wami, kibicami. Mam nadzieję, że panowie redaktorzy z naszego portalu coś wymyślą i poznam tych, którzy mnie czytają, a przy okazji odwiedzę Polskę. Drugi powód nazywa się Zenon Plech. Chcę koniecznie spotkać się jeszcze z Zenkiem. 

Zapytacie, czy ten Egon zwariował, czy coś z nim nie tak? Wcale nie. Zdziwicie się, bo mam na koncie złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata i chyba nawet nieźle się ścigałem. Dla mnie jednak, dwaj najlepsi żużlowcy z kontynentu europejskiego to Duńczyk Erik Gundersen i właśnie Wasz Zenon Plech. W swoich czasach to był prawdziwy brylant, diament. Wy, młodzi, nie pamiętacie Zenka z czasów jego startów, ale kiedy jeździł, to po prostu zamiatał na torze.

Zaraz ktoś powie, że indywidualnie złota nie zdobył. Nie zdobył, bo złożyły się na to dwa bardzo ważne elementy. Pierwszy to sprzęt. Wtedy zawodnicy ze wschodu mieli po prostu gorszy dostęp do najlepszych motocykli niż my. Nie było jak teraz, że obojętnie skąd jesteś, kasa na stół i masz pod tyłkiem, co chcesz. Po drugie Zenon nigdy nie miał obok siebie prawdziwego menedżera. Takiego człowieka, który o Zenona by zadbał. Zenek był skazany sam na siebie. Nikt mu nie doradzał i nie pomagał. Pamiętam, jak kiedyś Ivan Mauger zaprosił Plecha na turnieje do Australii. Zenek przyleciał, wsiadł na jakiś podstawiony motocykl. Ja mu mówię: „Zenek, ustaw sprzęgło, ciśnienie w oponach”. A on w kółko do mnie: „Egon. Egal, egal” (egal – obojętnie, po niemiecku). Machnąłem ręką na niego, mówię ze śmiechem: „To egal, Zenon, powodzenia…” A ten wyjechał i ogolił na torze czołówkę światową. Nie każdy, po dziś dzień, jest do tego zdolny. Tylko Plech to potrafił. I Bruce Penhall. 

Mówię Wam, Zenon to był Zenon. Miał wszystko, jeśli chodzi o umiejętności, aby zostać wielokrotnym mistrzem świata. Wyczucie motocykla, myślenie na torze to były jego niesamowite atuty. Miał instynkt żużlowca po prostu we krwi. Wrodzony talent. Wiele razy się z ścigałem i wiele razy przegrałem.

Wspomnę też, aby pozostać sobą, że w tej Australii trochę balowaliśmy z Zenkiem. Raz zaprosił nas na imprezę jakiś tamtejszy milioner. Milionerem był więc wystawnie było, przyznaję. No i, słuchajcie, zrobił nam karaoke. Zenek jak Zenek, też będzie śpiewał. No i zaśpiewał piosenkę, mam to do dziś w pamięci „Money, Money, Money” Abby. Gdybyście to słyszeli. Ta piosenka z polskim akcentem w wykonaniu Zenona. Było z nim wesoło. Jedno muszę stwierdzić. Plech to jeden z najwybitniejszych żużlowców w historii. Zdecydowanie lepszy niż ja. Dlatego, panowie redaktorzy, ja wam piszę felietony, a wy dzwońcie po Zenka. Jak gdzieś siądziemy, to będziemy godzinami opowiadali kibicom historie, o których nawet nie śniliście. Zenon, do zobaczenia. Pozdrawiam Cię serdecznie 

Wasz EGON