Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trudno mi w to uwierzyć, ale w sobotę pierwszy raz byłem na miniżużlu. Dopiero! Wędrując na gorzowski finał par, zahaczyłem o sławny Wawrów i kolejną rundę Indywidualnych Mistrzostw Polski…

Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Sporo walki, dziecięcego entuzjazmu, a i rodzice grzeczniejsi niż na turniejach – dajmy na to – piłkarskich. Ci drudzy nierzadko wychodzą z siebie, podważając werdykty sędziego, który śmiał pogrozić palcem ich pupilkowi. A tu? Luz – blues. Jak zrobiło się niebezpiecznie z powodu kolein, to całe klany powsiadały do busów, żeby utwardzać tor. Jedyny minus imprezy: czas jej trwania. Cztery godziny to jednak zbyt długo, nawet jeśli co rusz trzeba pieścić nawierzchnię. Na szczęście zawody wystartowały o wpół do dziesiątej, więc przed turniejem w Gorzowie głodni zdążyli jeszcze skonsumować coś ciepłego.

Wawrów, niewielka miejscowość przylegająca do miasta Jancarza i Zmarzlika, szczyci się miniżużlem od ponad dwóch dekad. Owszem, stadionik wymaga remontu, ale nawet bez retuszu robi wrażenie. Trochę przypomina niektóre żużlowe obiekty w Skandynawii. Położenie wawrowskiej stajenki dla młodych talentów też cieszy oko. Z jednej strony, patrząc na stolicę regionu, rozciąga się przemysłowo – miejski krajobraz z ogromnym kominem na pierwszym planie. Z drugiej widać niekończący się rolniczy pejzaż. W takich okolicznościach da się jakoś te cztery godziny przemęczyć. Zwłaszcza, jeśli aura jest na medal.

Nazwiska? Nie czas na pisanie laurek, skoro potencjalni adresaci mają mleko pod nosem, ale pominąć Dawida Piestrzyńskiego byłoby zaniedbaniem. Długowłosy reprezentant rybnickich Rybek kolejny raz zwyciężył i dowiódł, że wie, o co chodzi w sporcie żużlowym (choćby w wersji mini). Jego sylwetka i praca na motorze w trakcie wyścigów wywarły na mnie duże wrażenie. Ciekawe, czy za parę lat dorosły żużel będzie dla niego równie łaskawy. Znajomy z Rybnika twierdzi, że tak… A więc piszemy: Piestrzyński. Tylko jemu o tym ani słowa, żeby za wysoko nie urósł! Na razie czas na naukę, wakacje dobiegają końca.

Wawrów? Szczerze polecam. Świetna odtrutka na skażony wrogością dorosły żużel. Zwłaszcza w wydaniu ligowym.

WOJCIECH DRÓŻDŻ