Wiktor Kułakow ma już podpisane kontrakty w trzech ligach. FOT. MATEUSZ DZIERWA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wiktor Kułakow był najskuteczniejszym zawodnikiem Unii Tarnów w przegranym, półfinałowym pojedynku z ekipą PGG ROW-u Rybnik (40:50). Rosjanin zdobył 14 punktów w sześciu startach, a na pierwszą trójkę musiał czekać do swojego czwartego występu. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wyniki przy Zbylitowskiej 3, taki rezultat można uznać za niespodziankę. Dodatkowo, w swoim ostatnim starcie 24-letni żużlowiec doznał lekkiego urazu stopy, którą na gorąco… chłodził już w parku maszyn, po meczu.

– To się stało w ostatnim wyścigu. Jeśli dobrze pamiętam, na drugim okrążeniu. Wjechałem w dziurę i uderzenie było na tyle mocne, że noga spadła mi z haka i znalazła się między hakiem a nawierzchnią. Zablokowała się. Udało mi się w miarę szybko tę nogę wydostać. To bardzo ważne, bo ta noga na haku jest dla nas jak druga kierownica. Po biegu poczułem ból, ale mam nadzieję, że to nic poważnego – powiedział po meczu Kułakow.

Na domiar złego Rosjanin w czwartym wyścigu został bezpardonowo zatrzymany pod bandą przez Kacpra Worynę. W efekcie tego kontaktu motocykl Kułakowa zdefektował.

– W wyniku tego starcia rozwaliło się całe przednie koło, wyleciały mi tam prawie wszystkie szprychy. Dobrze, że w ogóle udało mi się dojechać do mety, bo już czułem uderzenia na kierownicy. Szczerze mówiąc liczyłem, że sędzia zawodów da chociaż ostrzeżenie. Ostrzeżenia nie dał, jechaliśmy dalej. Nic nie można zrobić, z sędzią nie można dyskutować. Ja sam tych szprych nie wygryzłem. Przepraszam kibiców, bo po biegu machałem rękami do sędziego. Wiecie, że ja taki nie jestem, że nie gestykuluję za dużo na torze. Ale na każdym okrążeniu dociskał mnie do tego płotu, raz, drugi, aż w końcu tak uderzył, że straciłem wszystkie szprychy. Całe szczęście, że nie upadłem, bo z tyłu jechało jeszcze dwóch zawodników. Jak gramy fair, to wszyscy powinni grać fair. A tu jedni grają fair, a inni wożą w płoty. Nie rozumiem tego – analizował sporną sytuację Rosjanin.

Unia Tarnów w sobotę niczym nie przypominała drużyny z czerwcowego pojedynku obu ekip, kiedy to odprawiła gości z Rybnika z bagażem 12 punktów. Zdaniem Kułakowa, ciężko jednoznacznie wskazać, co było przyczyną takiej postawy gospodarzy w miniony weekend. – Może trochę tor, trochę też na pewno ja. Na pewno w torze porobiło się więcej dziur. Było też nieco twardziej. Ten tor mi dzisiaj przypominał taki, jaki był podczas meczu z Gnieznem. Wtedy też się męczyliśmy i nie było łatwo. Odsypywało się mniej nawierzchni i przez to było mniej ścieżek, z których tutaj zazwyczaj korzystamy. Start też był twardszy. Nie wiem czy była taka presja, żeby to wszystko tak ubić, ale nie był to nasz atut dzisiaj. Nie ma też co przesadnie zwalać winy na tor, bo drużyna z Rybnika jechała. To my nie jechaliśmy – podsumował.

W kontekście Rosjanina, który w tym sezonie notuje bardzo dobre wyniki (średnia biegowa 2,478), sporo mówi się o potencjalnych przenosinach do ekipy Get Well Toruń. Poza względami finansowymi, znaczenie mógłby też mieć fakt, że na co dzień baza żużlowca znajduje się w województwie kujawsko-pomorskim.

– Każdy mówi o Toruniu, Tarnowie, innych klubach. Ale na razie to tylko ludzie mówią. Ja jeszcze nie dostałem żadnych propozycji. Muszę powiedzieć, że tutaj jest mi bardzo dobrze. Dziękuję kibicom, bo widać, że mnie tutaj lubią. Dziękuję, że zostałem dobrze przyjęty jako zawodnik zagraniczny. To się dla mnie bardzo liczy. Oczywiście jakieś wstępne rozmowy z prezesem (Unii Tarnów –red.) były, ja to określam, „na sucho”, ale jeszcze za wcześnie na konkrety – podsumował krótko Kułakow, który w minionym tygodniu brał udział w czterech imprezach żużlowych i pokonał busem łącznie ponad 5 tysięcy kilometrów.

TOMASZ KANIA