Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wszystko wskazuje na to, że kibice Stali Rzeszów w nadchodzącym sezonie swoją sympatię do żużla będą musieli podzielić na inne ościenne ekipy. W dalszym ciągu też opada kurz po ubiegłorocznych startach rzeszowskiego zespołu i braku licencji na kolejny sezon. Z szafy systematycznie wylatują kolejne trupy… Ups, raczej talary i dukaty. 

W niesamowicie dużym błędzie są kibice, którzy uważają na różnego rodzaju forach, że po ubiegłorocznej Stali Rzeszów nie zostało kompletnie nic. Mylicie się, moi drodzy. Została pewna waluta.

Przed sezonem 2018 jednym z ruchów marketingowych Stali Rzeszów było wprowadzenie do obrotu na stadionie nowego środka płatniczego w postaci dukatów i talarów. Pomysł miał być marketingowo strzałem w dziesiątkę. Miał nieść powiew nowości, niczym magnetyczne karty płatnicze stosowane w bezgotówkowym obrocie na stadionach piłkarskiej Bundesligi.  Jak się okazało, kibicom talary i dukaty nie przypadły zbytnio do gustu. 

– Tak naprawdę to ta zmiana była strzałem kulą w płot. To, jakie były kolejki do gastronomii, jest nie do pomyślenia. Nie mówiąc już o tym, że w kółko dukatów czy talarów brakowało – mówi jeden z rzeszowskich kibiców.

Nowa, ubiegłoroczna waluta może na długo pozostać w pamięci jednego z  restauratorów na rzeszowskim Rynku, który współpracował w minionym sezonie z rzeszowskim klubem. Okazuje się bowiem, że na koniec sezonu został on z niczym innym jak właśnie z… workiem talarów i dukatów. Kibice Stali wymieniali bowiem złotówki na nową walutę w kasach, a w punktach na stadionie płacili już talarami i dukatami. Te po zawodach firma obsługująca gastronomię miała z kolei gotówkowo rozliczyć z klubem. Jedno wiemy – takie rozliczenie nie zostało przeprowadzane do końca i jakby na to nie patrzeć, ktoś pozostał z workiem talarów i dukatów, wartym w przeliczeniu na złotówki, w chwili obecnej, kilkadziesiąt tysięcy złotych.  

Kolejna sprawa, mniej humorystyczna, jest taka, że porażka Rzeszowa w sensie braku licencji na sezon 2019, w myśl przysłowia, okazała się sierotą. Jedyną osobą, która wierzy jeszcze w jakiekolwiek odwrócenie losu w Rzeszowie, jest nie kto inny jak Irenuesz Nawrocki, którego poprosiliśmy o komentarz do sprawy talarów i dukatów.

– Szczerze powiem, że nie wiem, jak to dokładnie wygląda. Być może jest tak, jak pan mówi, być może jest inaczej. Rozmawiajmy o faktach, nie domysłach. Ja nie mam czasu na dywagacje, gdyż cały czas biegam i kompletuję dokumenty z nadzieją, że uda się jeszcze coś zdziałać. Najpierw licencja, a później rozliczenia. Mam wciąż nadzieję, że uda nam się wystartować. Szkoda, że pewne osoby mają już w poważaniu los żużla. Przemierzam parokrotnie trasę Darłowo – Rzeszów, to jakieś 800 km, ale głosy wsparcia od kibiców mobilizują do walki – twierdzi I. Nawrocki.

Wypada mieć nadzieję, że nieszczęsnemu restauratorowi nie przyjdzie niedługo wydawać swoim klientom w dukatach i talarach. Choć osobiście wcale bym się nie zdziwił, gdyby za niedługo na rzeszowskim Rynku stanął pierwszy w Polsce talaromat…

ŁUKASZ MALAKA