Martin Vaculik. Foto: Łukasz Forysiak, Falubaz Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

RM Solar Falubaz Zielona Góra w minorowych nastrojach kończył rewanżowy półfinał PGE Ekstraligi. Ekipa Piotra Żyto przegrała w Lesznie 33:57 i co za tym idzie – nie powalczy w tym sezonie o złoto. Martin Vaculik przyznał, że różnicę było widać po ubłoconych kevlarach.

9+2 to dorobek Martina Vaculika ze Smoczyka. W poniedziałek jego drużyna nie była w stanie nawiązać wyrównanej walki z rozpędzonymi Bykami, którym nie przeszkadzała nawierzchnia. Wydawało się, że pogoda może namieszać w głowie faworytom, ale to zielonogórzanie wyglądali na mocno zaskoczonych warunkami.

– Przede wszystkim gratulacje dla drużyny z Leszna. Patrzę sobie na kevlary i widać, że to oni byli dużo lepiej spasowani z torem. U nas jest dużo błota. Zawodnicy Unii dobrze wychodzili ze startu i wiedzieli, które ścieżki obierać i w pierwszej fazie meczu ciężko nam było im dorównać. Później połapaliśmy odpowiednie ustawienia, ale to wciąż nie było to – podsumował Martin Vaculik przed kamerami Eleven Sports.

Słowacki lider Falubazu przyznał, że mimo braku awansu nadal w drużynie panuje radość z samego wejścia do fazy play-off. Podkreślił, że wraz z kolegami zamknęli usta tym, którzy przed sezonem nie wierzyli w ich medalowe szanse. Obserwatorzy żużla przywoływali przed tym meczem spotkanie obu ekip z fazy zasadniczej, gdzie ekipa z Winnego Grodu dzielnie stawiała się mistrzowi Polski. Tym razem było jednak inaczej.

– Tor był inny niż ostatnio, czasy też były gorsze. Ja sam muszę popracować nad betonowymi nawierzchniami, bo czasem sporo mi ucieka. Wtedy mieliśmy inną pogodę, inną porę roku, więc nie można tego porównywać – powiedział Vaculik w rozmowie z Marceliną Rutkowską.

Przed Słowakiem podwójna runda SGP na Motoarenie w Toruniu. Jak sam przyznał – jest przygotowany na taką intensywność.

KONRAD MARZEC