fot. Łukasz Wilk
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dla Orła Łódź baraże z PowerDuck Iveston PSŻ-em Poznań miały być formalnością. Eksperci przewidywali bardzo wysokie zwycięstwo ekipy z pierwszej ligi, a rzeczywistość po raz kolejny brutalnie takie typy zweryfikowała. Atmosfera była napięta jak plandeka na żuku, a ciśnienia w pewnym momencie nie wytrzymali Władimir Borodulin i Rohan Tungate.

Początek zawodów nie zapowiadał tak wielkich emocji. Na torze owszem działo się sporo, ale łodzianie spokojnie kontrolowali sytuację i po siedmiu gonitwach prowadzili 27:15. Wszystko zmieniła osoba Władimira Borodulina (10+2 w sześciu startach). Rosjanin zmusił do ostrego ataku Tobiasza Musielaka, a arbiter Ryszard Bryła dopatrzył się faulu przedstawiciela gospodarzy. Para gości wygrała w powtórce 5:1 i wróciła do gry.

Borodulin natchnął kolegów, a w 13. biegu był bohaterem najbardziej kontrowersyjnej sytuacji zawodów. Najpierw został ewidentnie sfaulowany przez Rohana Tungate’a, ale sprawiedliwość postanowił wymierzyć pięścią, choć jak sam przekonuje… do winy się nie poczuwa.

– Nic mu nie zrobiłem. To on podjechał do mnie, dotknął mnie motocyklem i miał jakieś pretensje – przekonuje Borodulin.

Arbiter długo analizował zapis ciągły i ostatecznie pokazał jedynie żółtą kartkę Australijczykowi. Nie postawilibyśmy jednak pieniędzy na to, że zawodnika „Skorpionów” ominą konsekwencje. Jak całą sytuację komentuje drugi z zainteresowanych?

– To normalna sytuacja torowa. Nie miałem złych intencji. On musi pamiętać, że nasze motocykle nie mają hamulców, więc niewiele mogłem zrobić. Nie będę kwestionował żółtej kartki – podsumowuje Tungate.

Ostatecznie Orzeł Łódź „strzelił” dwukrotnie 5:1 w wyścigach nominowanych i wypracował dziesięciopunktową zaliczkę przed rewanżem. Duży w tym udział Tungate’a, który zanotował 7+2. Ukończył trzy wyścigi i w żadnym z nich nie przegrał. Pozostałe dwa to jednak taśma i wykluczenie.