Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tomasz Proszowski po kilkunastu latach spędzonych na wieżyczce sędziowskiej zatacza swoiste zawodowe koło i w sezonie 2019 wraca do zajęcia, z którym miał do czynienia w latach 1992-2000. W tym sezonie doświadczony arbiter będzie menedżerem Grupy Azoty Unia Tarnów. O celach, planach oraz wspomnieniach rozmawialiśmy z nim po niedawnej prezentacji tarnowian.

Panie Tomaszu, rozpocznijmy od planów na sezon 2019.

Naszym zadaniem jest awans do fazy play-off i myślę, że ten cel jest jak najbardziej realny. W lidze pojedzie siedem bardzo wyrównanych drużyn, ciężko wskazać jednoznacznie zdecydowanego faworyta rozgrywek. Gdybym teraz miał się podjąć typowania, kto będzie pierwszy, a kto siódmy, to po prostu bym tego nie zrobił.

Grupa Azoty Unia Tarnów dysponuje pięcioma seniorami i czterema juniorami, można więc powiedzieć, że to taka liczba „na styk”. To dobrze?

Nie jest to skład do końca komfortowy pod względem liczby zawodników. Jesteśmy też trochę ograniczeni licencją nadzorowaną, którą otrzymaliśmy w grudniu. Nie wykluczamy jednak, że sięgniemy po zawodnika na wypożyczenie. Zawodnicy w Tarnowie dostali gwarancję, że będą jeździć bez presji, że nikt nie będzie oczekiwał na potknięcia kolegi, tym bardziej, że doskonale wiemy, iż mamy tylko 12 meczów. Jednak w razie kontuzji czy też gorszej dyspozycji seniorów mamy dobrą formację juniorską, która będzie mogła ich zastępować. Życie jednak wszystko zweryfikuje. Jeśli pojawi się konieczność, to kogoś wypożyczymy. W wielu klubach jest tak, że zawodnicy będą walczyć o skład. Są też kluby, gdzie niektórzy żużlowcy podpisali tzw. kontrakt warszawski, więc będzie można ich wypożyczyć.

Jakie są plany drużyny na najbliższe dni? W niektórych ośrodkach odbywają się już treningi, jak ta sytuacja wygląda w Tarnowie?

W Tarnowie jeszcze na tor nie wyjechaliśmy, nasi zawodnicy korzystają z gościnności innych klubów, gdzie odbyli już kilka sesji. Mateusz Cierniak jeździł już w Toruniu i Wrocławiu, Daniel Kaczmarek i Wiktor Kułakow w Toruniu, a w Opolu trenowali Dawid Rempała i Artur Czaja. W Tarnowie na torze planujemy się pojawić w środę lub czwartek, mamy pewne opóźnienie związane z wymianą band na prostych. Pod koniec poprzedniego sezonu zostaliśmy zobowiązani do wydłużenia band absorbujących. Zgodnie z przepisami takie ogrodzenie mieć mieć 20 metrów długości. Na początku tego tygodnia prace przy bandach powinny się zakończyć, potem potrzebujemy dwóch dni na przygotowanie toru i możemy ruszać z treningami. Zawodnicy wiedzą, że wstępnie koło środy-czwartku mamy się spotkać w Tarnowie. Chce nas odwiedzić także drużyna z Lublina, która będzie tu trenować, a z którą zmierzymy się w niedzielę, 17 marca, w treningu punktowanym. W zależności od pogody ten termin jednak może ulec zmianie.

Pod koniec sezonu 2018 w torze zaczęły się pojawiać wyraźne ubytki. Nawierzchnia zostanie dosypana?

Dosypaliśmy już trochę nawierzchni, ale też trzeba pamiętać, że zgodnie z charakterystyką żużla materiał odsypuje się pod bandę. Żeby go stamtąd zgarnąć, potrzebna jest równiarka, której nie stosuje się bardzo często. Stąd też pojawiały się na torze w Tarnowie dziury. Teraz musimy odpowiednim sprzętem zgarnąć nawierzchnię do krawężnika i rozprowadzić po torze, aby uniknąć sytuacji jaka np. miała miejsce w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie pod koniec sezonu nie było już właściwie nawierzchni, tylko pojawiał się materiał skalny.

Jak wyglądają Pańskie prywatne przygotowania do sezonu?

Takie rzeczy najlepiej wychodzą w praniu. Moim atutem na pewno jest bardzo dobra znajomość regulaminu, ani przez sekundę nie będę się musiał zastanawiać, czy mogę dokonać takiej, a nie innej zmiany. To są niuanse, które czasem pozwalają wygrać mecz. Znam też tor od podszewki. Sama praca w parku maszyn również nie jest mi obca, robiłem to przez 9 lat. Obecnie na pewno jest dużo większe tempo rozgrywania spotkań, bardziej regulowane są też same przerwy, chociażby przez obecność telewizji. Ale ja po prostu wracam do tego, co robiłem.

Wraca Pan po 18 sezonach do tego, co robił w latach 90. Jakie ma Pan wspomnienia związane z tamtym okresem?

Wspomnienia mam bardzo dobre, przede wszystkim zdobyliśmy wtedy pierwszy drużynowy medal w historii drużyny, mając zespół oparty o wychowanków i wsparty Tonym Rickardssonem. To była ogromna radość i szczęście, tym bardziej, że zdobywaliśmy wtedy bardzo dużo tytułów i medali w rozgrywkach młodzieżowych. Jeździli wtedy m.in. ojcowie niektórych zawodników, którzy teraz będą się ścigać w Tarnowie. Czasy się na pewno zmieniły, są inne wymogi i regulacje, jest jasno określone, kiedy można wyjść na tor, jakie mają być ubiory czy koszulki, z jakim opisem funkcji itp.

Ma Pan wrażenie, że wtedy było po prostu więcej żużla w żużlu?

Tak, na pewno tak. Teraz mówimy bardziej o produkcie, dużo rzeczy po prostu wymusza telewizja i siedząc na kanapie przed telewizorem widzimy, że wygląda to zdecydowanie inaczej. Kilkanaście lat temu, kiedy zawodnik upadł na tor, podbiegało do niego czasem 5-6 osób, i nie było wiadomo kto to jest, czy np. nie jest to ktoś z trybun, jakiś kibic. Teraz jest to nierealne.

Czuł Pan tremę, wychodząc na scenę podczas prezentacji?

Trema była malutka, bo jesteśmy u siebie.

Rozmawiał TOMASZ KANIA