Kwestia odwołanego finału Złotego Kasku wciąż budzi emocje. Jeszcze większe powstały po nominacjach GKSŻ, która pominęła Piotra Pawlickiego oraz Macieja Janowskiego. Bez ogródek w tym temacie wypowiada się były zawodnik Motoru Lublin, Tomasz Piszcz.

Pana zdaniem, byłego żużlowca, dobrze zrobili zawodnicy, nie przystępując do startu w sobotnim finale Złotego Kasku?

Jako osoba, która ścigała się na żużlu uważam, że koledzy podjęli jak najbardziej słuszną decyzję.

Główna Komisja Sportu Żużlowego przy nominacjach pominęła ostatecznie Pawlickiego i Janowskiego, których uznaje się za prowodyrów sobotniego zajścia…

Dla mnie jest to kompletnie niepoważne zachowanie. W eliminacjach powinni występować najlepsi zawodnicy, a z pewnością zarówno Maciej jak i Piotr do nich się zaliczają. Działaniem GKSŻ przy PZM, o ile się nie mylę, powinno być delegowanie do reprezentowania Polski na arenie międzynarodowej najlepszych zawodników. Zastanawiam się czy nie ma nawet gdzieś w statucie takiego zapisu. Dla mnie osoba, która podpisała licencję toru w Pile powinna natychmiastowo pożegnać się z uprawnieniami do tego typu czynności. W poniedziałek media społecznościowe obiegły zdjęcia, że nad nawierzchnią toru i poprawą stanu band już się w Pile pracuje. Tym samym okazuje się, że jak się chce i jak już jest „cyrk”, to pewne rzeczy można naprawiać bardzo szybko. Szkoda tylko, że nie robiono tego przed sobotą i przed zawodami nie myślano o bezpieczeństwie czołowych zawodników naszego kraju.

Co Pana zdaniem powinni zrobić teraz pozostali zawodnicy, którzy mieli startować w finale?

Na pewno nie powinno się tego tematu tak zostawiać. Uważam, że pozostali zawodnicy powinni okazać się teraz w pełni solidarni z pozostałą dwójką. Przecież ostatecznie to ponoć wszyscy odmówili startu. Sposobów na to jest kilka, tylko trzeba chcieć i być solidarnym. Można solidarnie odmówić udziału w eliminacjach lub rozważyć inne możliwości działania…

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA