Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od wielu lat okres transferowy w sporcie żużlowym tak naprawdę niewiele znaczy. Zawodnicy „dogadują” się ze swoimi nowymi pracodawcami zdecydowanie wcześniej. O opinię na temat okienka transferowego oraz jawności kontraktów zapytaliśmy legendę światowego żużla, Tomasza Golloba. 

 

– Na to pytanie niech odpowiadają osoby, które układają obowiązujący regulamin. Wydaje mi się jednakże, że część tych przepisów musi być zmieniona po to, żeby rynek był otwarty i wolny, a nie fikcyjnie zamknięty – mówi były indywidualny mistrz świata. 

W kwestii tego, czy zarobki żużlowców wynikające z klubowych kontraktów powinny być jawne, jak chociażby w piłce nożnej, Tomasz Gollob nie udziela bezpośredniej odpowiedzi. Zwraca jednak uwagę na pewien fakt. 

– Zostawię tę kwestię bez odpowiedzi. Warto na jedno zwrócić uwagę. Dzisiaj życie w ogóle stało się otwarte. Każdy o każdym sporo wie, więc to nie jest tak naprawdę tajemnica, kto ma jaki kontrakt i ile zarabia. Sportowcy podpisują wielomilionowe kontrakty i o tym się mówi. Cały sportowy świat jest obecnie na tym oparty. Bez finansów nic nie zrobimy, nie kupimy nawet chleba, więc to są rzeczy normalne i na nikim moim zdaniem nie powinno to robić wrażenia – kontynuuje Tomasz Gollob. 

Zwycięzca pierwszego turnieju Grand Prix z 1995 roku przyznaje też, że obecnie już nie jest ważny fakt „pochodzenia” żużlowców. Liczne ruchy transferowe absolutnie go nie dziwią. 

– W dzisiejszych czasach już nie jest ważne to, czy zawodnik wywodzi się z danego miasta. Teraz przywiązuje się wagę do tego, czy potrafi on jechać i wygrywać. Każdy klub, co zrozumiałe, korzysta z tych zawodników, których uważa za takich, którzy pomogą drużynie osiągnąć założony wynik. Osobiście uważam, że biorąc pod uwagę aktualny stan rzeczy, cztery czy pięć lat zawodnika spędzone w jednym klubie to jest taki odpowiedni okres – podsumowuje żużlowy multimedalista.