Tobias Kroener (z lewej) i Mark Loram.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pamiętacie zespół Wybrzeża z sezonu 2008? Wtedy gdańszczanie wywalczyli awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Niemały udział w tym sukcesie miał Niemiec – Tobias Kroner, który w ośmiu spotkaniach wywalczył średnią 1,800 pkt na bieg. O starych, żużlowych czasach, a także o tym, co słychać u niego obecnie przeczytacie w poniższej rozmowie. 

Tobi, wracasz z pracy, więc myślę, że możemy o żużlu porozmawiać?

Jasne. Jadę autem, więc urozmaicę sobie powrót do domu. 

Powiedz, jak to się stało, że zacząłeś w ogóle swoją przygodę z żużlem? 

Tu nie ma żadnej tajemnicy. W latach 80. ubiegłego wieku na żużlu ścigał się mój tata. On był bardziej aktywny, jednak w wyścigach trawiastych. Swoich sił próbował na żużlu również mój brat. Tak naprawdę więc poszło to w genach (śmiech – dop. red.). Nie bez znaczenia był też jednak fakt, iż mieszkaliśmy praktycznie 200 metrów od toru i jako młody chłopak zacząłem próbować swoich sił na motocyklu. Później to już po prostu poszło jakoś samo do przodu. 

W 2012 roku zostałeś Indywidualnym Mistrzem Niemiec. To chyba Twój największy sukces. Powiedz czego brakowało, Twoim zdaniem, aby zrobić dużą karierę międzynarodową?

Ciężko samemu oceniać takie rzeczy po latach i wyciągać jakieś wnioski. Jednak spróbuję – w żużlu prawda jest taka, że jak chcesz być wielki, to musisz być gotowy w każdym momencie swojej jazdy na podjęcie czasami wielkiego ryzyka na torze. Ja chyba nie zawsze to potrafiłem. Taka jest prawda. Druga sprawa to kwestia sponsorów. Na początku kariery brakowało mi ich wsparcia. Ścigałem się w Anglii i powiem ci po latach, że nie miałem takiego zaplecza, jakie mieć powinienem. Nie mogłem się w ogóle równać sprzętowo do innych zawodników. Myślę, że gdybym od początku swojej kariery miał pewne osoby przy sobie, moja kariera mogłaby wyglądać zdecydowanie inaczej, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kolejna sprawa to może fakt, że być może nie miałem takiego talentu, jaki mieć powinien zawodnik walczący o najwyższe laury w światowym żużlu. 

Dwa razy wystartowałeś w Grand Prix z „ dziką kartą”. Jakie to było doświadczenie dla Ciebie?

Sam fakt możliwości startu w takim turnieju to było dla mnie już coś wielkiego. Świata w ani jednym, ani w drugim starcie wprawdzie nie zawojowałem, ale to była tak czy siak super przygoda dla mnie. 

Pracowałeś również dla niemieckiej telewizji, w której komentowałeś zawody żużlowe…

Mam taki charakter, że lubię sobie czasami pogadać (śmiech – dop. red.). To była zabawa i jednocześnie wielka frajda, mieć możliwość komentowania i zachęcania widzów do tego sportu. Zawsze starałem się jak najciekawiej opowiadać. Im ciekawiej to robisz, tym bardziej wciągasz widza i tym samym masz większe szanse, że on kiedyś na ten żużel pójdzie. Chętnie bym do tego powrócił. 

Przejdźmy do wątku pod tytułem liga polska. Tobias Kroner pojawia się po raz pierwszy w sezonie 2007 w barwach klubu z Łodzi.

Zgadza się. Pierwsza była Łódź. To było fajne doświadczenie. W Łodzi pasował mi tor i bardzo dobrze mi się tam jeździło. Co więcej, wiesz – ta polska liga budziła wrażenie. Super zawodnicy, dużo ludzi na trybunach. Rodziło to jakiś wielki respekt i chęć pokazania się z jak najlepszej strony. 

Tobias Kroner w lidze polskiej najlepiej wspomina starty w Gdańsku

Z Łodzi popłynąłeś nad morze do Gdańska.

Tak, znalazłem się w Gdańsku. Powiem ci, że to były moje najlepsze lata w karierze. Nie bez znaczenia był fakt, że miałem obok siebie super sponsora – firmę HN Nowak. Peter Nowak bardzo dużo mi pomógł w mojej karierze. To bardzo nieliczny przypadek i tu nie przesadzam, bo to była sytuacja, kiedy ktoś cię sponsoruje, ale też możesz na tą osobę liczyć w wielu innych życiowych aspektach. Oprócz pieniędzy mogłem zawsze liczyć na rozmowę i dobre rady. Dzięki niemu jestem teraz w tym punkcie, w którym jestem. Peter Nowak miał duży wpływ na to, że uzyskałem odpowiednie wykształcenie. Dzięki współpracy z HN Nowak znalazłem się w Gdańsku i było bardzo fajnie. Wywalczyliśmy awans do ekstraligi no i była super ekipa zawodników z Magnusem Zetterstoemem na czele. Tam, o ile pamiętam, spędziłem trzy bardzo fajne, pozytywne  sezony. 

Później był bodajże Ostrów i Kraków.

Tak, ale tam już nie było tak dobrze jak w Gdańsku. Po super doświadczeniach w Gdańsku doszły, niestety, bardzo negatywne. Przygodę z ligą polską zakończyłem po słynnej aferze w Krakowie.

Przypomnij, o co wtedy chodziło.

Robiłem wtedy wykształcenie w Niemczech. Ze względu na egzaminy musiałem odpuścić jedno spotkanie, o czym klub był poinformowany wcześniej i nie było problemu. Potem jednak klub zrobił z tego problem, zachował się bardzo nie fair, nałożył na mnie karę finansową i jednocześnie odebrał jakąkolwiek ochotę do dalszej przygody z Polską. Taki był koniec startów w waszej lidze. 

Tobi, powiedz czego brakuje, aby niemiecki żużel był znów tak popularny jak w latach 70. czy 80. ubiegłego wieku?

Moim zdaniem, brakuje nam zawodników z talentem, którzy będą osiągali międzynarodowe sukcesy. Wtedy żużel znów się nakręci jak kiedyś. 

Tobias Kroener jako reporter i Andreas Jonsson.

Myślisz, że to wystarczy?

To podstawa. Punkt wyjścia. Popatrz sam – jeśli będzie choć jeden chłopak,  który będzie miał talent i zacznie rywalizować z najlepszymi, siłą rzeczy najpierw lokalnie, później szerzej zrobi się o nim głośno. To sprawi kolejne zainteresowanie żużlem i pociągnie za sobą resztę rzeczy. Oczywiście potrzeba jeszcze sponsorów i telewizji, ale punktem wyjścia jest posiadanie  zawodnika czy kilku zawodników, którzy będą w stanie rywalizować ze światową czołówką. Na pewno nie dorównamy wtedy Formule 1 czy piłce nożnej, ale będzie zdecydowanie lepiej aniżeli jest teraz. Tak ja uważam. 

Karierę skończyłeś, ale przy żużlu pozostałeś. Jestem pod wrażeniem jak turniej, który co roku organizujesz w Dohren zyskuje na popularności. Jaka jest recepta na zrobienie takiej fajnej imprezy?

(śmiech dop. red.) Pytasz o receptę? Jedna rzecz – z roku na rok chcemy, aby było coraz lepiej. Robimy to z pasji, nie dla pieniędzy i chyba dlatego nam to tak fajnie wychodzi. Dohren to mała miejscowość i powiem ci, że na te zawody przychodzi każdy. To taki nasz coroczny festyn. Jest super muzyka, wiele atrakcji no i na końcu ukochany żużel. 

Zawody w Dohren zastanawiają już kibiców w Polsce. Imponuje nam ten start z parkingu.

Wiesz, to ma swój niepowtarzalny urok. Krótki tor, przypominający te w Anglii i ten start. Dzieje się co roku wiele na torze. Ja powiem tylko tyle – w przyszłym roku na pewno zaprosimy znów dobrych polskich zawodników. W okolicy żyje sporo ludzi z Polski i będę starał się zrobić wszystko, aby ich też zachęcić do przyjścia na stadion. Tych kibiców z Polski, którzy wiedzą o naszych zawodach, serdecznie zapraszam. Powiem ci jeszcze jedno – te zawody się tak rozrastają, że po raz pierwszy w tym roku mieliśmy lożę VIP dla sponsorów. Wszyscy sponsorzy powiedzieli jednym głosem – za rok dokładamy i robimy jeszcze lepsze zawody. To też dobrze świadczy o naszej pracy, jaką wykonujemy. Ja z tych zawodów jestem dumny.

Zespół z Dohren wystartuje kiedyś w lidze?

My już startujemy w Team-Cup. To taki odpowiednik polskiej najniższej klasy rozgrywkowej. Tego, co wydarzy się w przyszłości nie jestem w stanie przewidzieć. Być może kiedyś pojedziemy w Bundeslidze. Na razie kluczowy punkt w naszej działalności to nasz coroczny turniej indywidualny. 

Co robi teraz prywatnie Tobias Kroner?

Prowadzę spokojne życie z żużlem w tle (śmiech – dop. red.). Jestem z wykształcenia bankowcem i sprzedawcą. Pracuję obecnie w firmie Koopmann jako menedżer. Prowadzę oddział firmy w Hamburgu. Stresująca praca, ale daje mi bardzo wiele satysfakcji. Mam pod sobą blisko dwudziestu pracowników. To zawodowo. Prywatnie mam wspaniałą żonę, póki co, bez potomstwa. Mieszkamy w centrum Hamburga. Poza tym, powiem, że cieszę się życiem. 

Na żużel w telewizji znajdujesz czas?

Pewnie że tak. Liga polska, zawody Grand Prix są oglądane jak tylko mam ku temu okazję. Innej opcji brak. Ten sport zostaje we krwi. 

To kto w przyszłym roku będzie mistrzem świata. Ponownie Bartosz Zmarzlik?

Powiem ci tak – Bartek to niesamowity technik i nie chodzi o to, że wszyscy się nad nim rozpływają, to będę robił to samo i ja. Jednak kilka lat wcześniej miałem przeczucie, że ten chłopak zawojuje żużlowy świat. Ja pójdę pod wiatr i powiem, że dla rozwoju dyscypliny najlepiej byłoby, gdyby co roku ktoś inny zdobywał tytuł. To moje zdanie. 

Tobi, dziękuje serdecznie za pogawędkę. 

To ja dziękuję, że pamiętałeś o tak przeciętym zawodniku. Pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców z Polski, którzy mnie jeszcze pamiętają. 

ROZMAWIAŁ ŁUKASZ MALAKA