13 maja 2012 roku… niby dzień jak każdy inny, ale jednak nie dla kibiców żużla. W tym dniu Lee Richardson brał udział w swoim ostatnim wyścigu w życiu…
W sezonie 2012 „Rico” był (ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że mówimy o Nim w czasie przeszłym) zawodnikiem klubu z Rzeszowa. Wtedy właśnie pojechał z drużyną do Wrocławia na mecz ligowy. Niestety, jak już dzisiaj wiemy, 3. bieg z tego spotkania zakończył się tragicznie…
Gdy napłynęła wiadomość z wrocławskiego szpitala, chyba nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Żużlowy świat był po prostu w szoku. Lee był znakomitym zawodnikiem, ale przede wszystkim bardzo sympatycznym facetem.
Z tej strony chciałbym go dzisiaj troszkę przypomnieć, choć nie sądzę, by jakikolwiek kibic zapomniał „Rico”, bo to chyba po prostu niemożliwe. Brytyjczyk miał w sobie to coś, co sprawiało, że był po prostu bardzo lubiany.
Choć w sporcie różnie bywało, to jednak Lee zawsze miał czas dla kibiców czy dziennikarzy i właśnie z takiego zachowania zapamiętali go chyba wszyscy.
Pamiętam, gdy rozmawialiśmy przed sezonem 2012 – „Rico” przyznał, że zastanawiał się w zimie czy zostać w Rzeszowie, ale stwierdził, iż ostatni rok (2011 dop. aut.) nie był dla niego udany i jest coś winien rzeszowskim kibicom i działaczom.
Bardzo zależało mu, by się zrehabilitować. Niestety, wypadek we Wrocławiu przerwał karierę i życie Lee Richardsona. Miał zaledwie 33 lata…
MICHAŁ CZAJKA
Siatkówka. Czternaście zespołów w jednej z najlepszych lig na świecie
Żużel. Team mistrza świata z 2021 roku pozostaje bez zmian. Długofalowa współpraca
Żużel. „Anonimowy Przemysław Pawlicki”. W środę kolejny odcinek podcastu „Mówi się żużel”
Żużel. Zmarł były prezes Włókniarza Częstochowa, Roman Makowski
Żużel. I koniec afery. „Kasa popłynie bez problemu”
Żużel. Zawodnik skrytykował byłego pracodawcę. Mamy komentarz klubu