Szef POLADA o sprawie Drabika: Dyskwalifikacji na cztery lata się nie spodziewam

FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Zawodnik sam zadeklarował w protokole przyznanie się do naruszenia przepisów antydopingowych. To umożliwia zmniejszenie kary o połowę, do dwóch lat dyskwalifikacji. Czterech się nie spodziewam. Mimo wszystko na dziś nałożenie dyskwalifikacji jest dość prawdopodobne – mówi nam Michał Rynkowski, szef Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA).

Długie i trudne dni czekają Maksyma Drabika oraz jego klub – Betard Spartę do czasu wydania wyroku w głośnej sprawie dopingowej. Dziś do Polskiej Agencji Antydopingowej dotarły wyjaśnienia od samych zainteresowanych. Dopiero dziś, bo podobno w minionym roku zawodnik w ogóle nie odebrał przesyłki poleconej z POLADA pod wskazanym przez siebie adresem. Inna sprawa, że w obecnych czasach taka forma komunikacji – w przypadku ludzi młodych – bywa mocno nieskuteczna. Gdy nie ma czegoś na skrzynce mejlowej, w wiadomościach na facebooku czy też na whatsapp, to tak jakby w ogóle nie istniało. Ewentualna dodatkowa próba nawiązania kontaktu z klubem czy samym zawodnikiem, bardziej bezpośrednia, z pewnością lepiej by przystawała do obecnych przyzwyczajeń młodych ludzi. Ale to tylko nieco przewrotna dygresja.

– Tak, mamy te wyjaśnienia o charakterze dość ogólnym. Zawodnik deklaruje w nich chęć współpracy przed panelem dyscyplinarnym – mówi nam Michał Rynkowski, szef POLADA. Nie jest również tajemnicą, że wrocławska strona informuje, iż to klubowy lekarz zaordynował Drabikowi przyjęcie tzw. wlewek w objętości kilkukrotnie przewyższającej dozwolone 100 mililitrów w ciągu dwunastu godzin. Zresztą taka informacja pojawiła się też w jawnym klubowym oświadczeniu.  

– I na pewno o wyjaśnienia będziemy również prosili lekarza. Jakby nie patrzeć, została w tym wypadku użyta metoda zabroniona. A lekarze też podlegają odpowiedzialności za naruszenie procedur antydopingowych – podkreśla Michał Rynkowski.

Czy komuś, kiedykolwiek, udało się uniknąć zawieszenia za tego typu wykroczenie?

– Powiem tak. Jeśli chodzi o najgłośniejsze przypadki pływaka Ryana Lochte (pływak, 12-krotny medalista olimpijski, sześciokrotnie złoty) czy piłkarza Samira Nasriego, to oni kary nie uniknęli. Sankcje zostały co prawda zredukowane, bo groziły im cztery lata, a skończyło się na 14 i 18 miesiącach, a więc wciąż wysokich karach. Natomiast ostatni przypadek rozpatrywany był przez panel POLADA, chodzi o siedmiu zawodników Pogoni Siedlce, którzy otrzymali po dwa lata dyskwalifikacji, w tym osiemnaście miesięcy w zawieszeniu. Tutaj zeznania zawodników miały wpływ na podjętą decyzję, stwierdzono bowiem naruszenie przepisów antydopingowych przez inne osoby – tłumaczy Michał Rynkowski.

Dodajmy, żeby była jasność, że wspomniani Lochte i Nasri zapłacili cenę za dokładnie to samo wykroczenie, którego dopuścił się indywidualny mistrz świata juniorów z Betard Sparty. Przyjęli dożylnie dozwolone substancje, lecz bez zezwolenia. Gdy chodzi o Nasriego, do jego organizmu wprowadzono jednorazowo 500 mililitrów substancji odżywczych, podczas gdy można było ledwie 50 mililitrów (przed zmianą przepisów). Casus piłkarzy Pogoni Siedlce jest jeszcze bardziej skomplikowany i objęty postępowaniem prokuratorskim. Zawodnikom zaaplikowano wlewki w przychodni, a trener Daniel Purzycki, zwolniony ze stanowiska, obarcza winą jednego z lekarzy. Sprawa wyszła na jaw, bo Polską Agencję Antydopingową zawiadomiła pielęgniarka, która otrzymała od przełożonych polecenie wykonania wlewek bez podania medycznego uzasadnienia. Sprawa została ostatnio nagłośniona w reportażu „Czarno na białym” przez stację TVN 24. Dziś pielęgniarka jest na zwolnieniu lekarskim i otrzymała ofertę pracy w POLADA.

– Nie chcę przesądzać sprawy, czekamy na wyjaśnienia samego zawodnika, ale naruszenie jest poważne. Widać tu pewną analogię do przypadku biegaczki narciarskiej Therese Johaug, której lekarz przypisał maść trofodermin. Ona też kary nie uniknęła, która ostatecznie została wydłużona z 13 do 18 miesięcy – zaznacza Michał Rynkowski. Trzeba też wiedzieć, że w przypadku Norweżki mówimy o przyjęciu zabronionego sterydu o nazwie clostebol, będącego składnikiem maści. Sprawa była niezwykle głośna, a walka wyczerpująca. Panna Therese wylała morze łez i ominęły ją m.in. igrzyska w Pjongczangu. Na trasy wróciła z przytupem jesienią 2018 roku.

Jak widać, sprawa Drabika nie jest błaha, a słowa Michała Rynkowskiego momentami brzmią bardzo złowieszczo. – Zawodnik zadeklarował w protokole przyznanie się do naruszenia przepisów, co umożliwia zmniejszenie kary o połowę. Czterech lat się nie spodziewam. Mimo wszystko nałożenie dyskwalifikacji jest na dziś dość prawdopodobne – ocenia szef POLADA. Choć jakieś światełko w tunelu delikatnie się tli. – Poczekajmy jeszcze, nie można wykluczyć żadnego rozwiązania. Zawodnik może jeszcze wystąpić o wyłączenie przyjętych środków z mocą wsteczną w celach terapeutycznych (TUE – Therapeutic Use Exemption – WoK), ale… trochę późno już jest – dodaje.

Przypomnijmy, że Drabik przyznał się do złamania przepisów antydopingowych na cztery dni przed drugim meczem finałowym PGE Ekstraligi w Lesznie pomiędzy Fogo Unią i Betard Spartą (zdobył 13 punktów w sześciu startach). Dziewięć dni wcześniej nie wystartował z powodu rzekomych problemów żołądkowych w grudziądzkim finale Srebrnego Kasku (pojawił się na miejscu – gdyby tego nie zrobił i przedstawił L-4, nie mógłby wystąpić w finale play-off). Nazajutrz był najlepszym jeźdźcem wrocławskiej ekipy w pierwszym meczu finałowym we Wrocławiu (13 punktów w pięciu startach).

Panelu dyscyplinarnego i orzeczenia w sprawie Drabika winniśmy się spodziewać w pierwszej połowie lutego. Wtedy się dowiemy, czy w sezonie 2020 zobaczy on zielone światło…

WOJCIECH KOERBER