Ilona Termińska w Peru. fot. Facebook.com
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Rok 2019 nieuchronnie zbliża się do końca. Przy tej okazji odbiegliśmy nieco od żużla i z prezes Klubu Sportowego Toruń Iloną Termińską porozmawialiśmy o tym, co w wolnym czasie zajmuje ją i męża.

Końcówka roku, okres świąteczno-noworoczny. Wita Pani koniec roku z ulgą?

To z pewnością był ciężki czas, choć końcówka i okres transferowy musi cieszyć. Czy ja wiem czy z ulgą? Może nie do końca. Chcąc jednak myśleć już o roku przyszłym, a nie tym minionym, myślę, że drużyna Apatora została dobrze dobrana i rokuje pozytywnie na przyszły sezon. Poprzedni był ciężki, pełen emocji i nerwów. Dużo strat, ale patrzymy w przyszłość.

No i w końcu przyszło Boże Narodzenie. Jak Państwo Termińscy je spędzają?

Jak zawsze rodzinnie (uśmiech). W tym roku wybraliśmy się na Wigilię do mojej siostry, w towarzystwie całej rodziny. Z kolei 25 i 26 grudnia spędzamy w domu, też rodzinnie z naszymi „piesełami”.

„Pieseły” są bardzo ważne dla Ilony Termińskiej. fot. Facebook

Jak wyglądały przygotowania? Wszystko poszło zgodnie z planem?

W tym roku wcześniej pomyślałam o drobnych prezentach – bo takie było założenie – książki, skarpetki…. Małe rzeczy, a cieszą. Drobiazgi, które znalazły się na liście do Mikołaja pisanym przez dzieci.

Jak to z nimi jest, są rozpieszczane przez was?

Absolutnie nie. Bardzo się cieszę, bo zażyczyły sobie książki. Są przez nie czytane, czasem wielokrotnie. Nie wiem czy to jest taka beletrystyka, którą ja sama bym chciała czytać (śmiech), ale gusta są różne. Najważniejsze, że te książki w wersji papierowej są ciągle w użyciu.

A Ilona Termińska ma swój wymarzony prezent? Jest taki?

Rodzinna atmosfera, cisza i spokój są dla mnie najważniejsze. Dzwoneczki na choince oraz spacery – do idealnego świata brakuje troszkę śniegu, ale chyba się nie zanosi. Trochę nam się klimat zmienia, co wywołuje ból serca, bo te białe Boże Narodzenie dawały zawsze fajne wspomnienia. Z drugiej strony te ostre zimy nie były gdzieś na końcu świata, więc i nasze dzieci posmakowały lepienia bałwana. Raz wprawdzie było to w Wielkanoc, ale się zdarza (śmiech).

Może w ubiegłych latach była taka sytuacja, że mąż albo ktoś z rodziny zaskoczył Panią wyjątkowym prezentem? Było coś takiego?

Zdarzało się. Najczęściej to była jakaś fajna biżuteria, a czasami jakaś rzecz zrobiona własnoręcznie przez dzieci. To są takie rzeczy, które się pamięta i do końca życia będą z nami. Boże Narodzenie to czas, gdzie wreszcie jest choć odrobina wolnego czasu.

Chciałem zapytać co Państwo Termińscy lubią robić, gdy pojawia się okazja na odpoczynek od żużla. Macie jakieś ulubione miejsca? Na Facebooku widać, że zajmuje was m.in. grzybobranie.

Oj w tym roku tak było! (śmiech). Z tymi grzybami to jest tak, że jest to relaks dla całej rodziny. Moi rodzice bardzo mocno w tym uczestniczą i grzyby zbieramy od zawsze. To jest taka tradycja i staramy się ją przekazywać kolejnemu pokoleniu. Zbieramy tylko te, które znamy, i których jesteśmy pewni. To jest taka chwila i odskocznia….

… gdzie można wyłączyć telefon?

W tym lesie zazwyczaj nie ma zasięgu i nie trzeba odbierać. To fajny, nieco odmóżdżający czas. Wolny czas w Święta? To zazwyczaj jakaś książka, fajny film czy chociażby wyjście na spacer. Możemy wtedy ruszyć wszyscy, a nie tylko z „piesełami” wokół zagrody.

Państwo Termińscy bardzo lubią grzybobranie | fot. Facebook

A z tym podróżowaniem jak jest? Wolicie wyjechać gdzieś dalej, czy raczej lokalnie?

To jest trochę tak jak mówi mój mąż, że „W National Geographic też jest ładnie, najlepiej widać, bo są piękne zdjęcia”. Podróżowanie to bardziej mój konik niż jego. Mam bardziej parcie na zwiedzanie. Uwielbiam łazić po różnych krajach, kontynentach. Nawet nie wiem skąd się to wzięło. Lubię czuć ten klimat, poczytać historię danego miejsca, jakie były oczekiwania i nadzieje tych, którzy tam kiedyś byli i którzy teraz mieszkają.

Podróże Ilony Termińskiej zaprowadziły ją m.in. do Peru | fot. Facebook

To może teraz przejdźmy do żużla i sprawdźmy, kiedy w ogóle Państwo się zdecydowali na wejście w ten biznes. Może najpierw inaczej – jak w ogóle się poznaliście i kto pierwszy „zagadał”?

(śmiech) Poznaliśmy się na obozie po pierwszej klasie ogólniaka, a bliżej jak już byliśmy na studiach – ja na matematyce, Przemek na prawie.

I to on pierwszy „zagadał”?

Tak. Później znienacka zadzwonił kolega dawno nie widziany, który chciał założyć firmę informatyczną, a że ja byłam na specjalności informatyka, to jakoś zostało. To chyba było na trzecim roku.

Państwo Termińscy wspólnie na Święcie Kapusty | fot. Facebook

W którym momencie pojawił się żużel i stwierdziliście, że to jest „wasz czas”?

Żużel jest w życiu każdego mieszkańca Torunia. Mój tata do tej pory na niego chodzi, natomiast zawsze powtarzał, że ten sport nie jest do końca kobiecy i nas nie zabierał. W telewizji też dobrze było widać, nawet w tamtych czasach. Ja na żużel zaczęłam chodzić i zobaczyłam pierwszy raz na żywo – przyznam szczerze – dopiero na Motoarenie, kiedy mąż stwierdził, że idziemy na otwarcie. W końcu w Toruniu powstał piękny obiekt…

… i złapała Pani?

Od tamtego czasu na meczach naszej drużyny nie byłam tylko wtedy, kiedy faktycznie fizycznie i technicznie nie miałam możliwości. Było to zaledwie kilka meczów.

Na sam koniec – czego życzyć Państwu Termińskim na Święta i Nowy Rok? A czego wy byście chcieli życzyć czytelnikom portalu po-bandzie.com.pl?

Ojej… przede wszystkim spokoju, wytrwałości w dążeniu do celów. Wszystkim kibicom radości ze wspaniałych meczów, żeby przynosiły ogromne emocje, te pozytywne. Żebyśmy wspólnie z otoczeniem kibicowskim i sponsorskim osiągnęli nasze wspaniałe cele.

KONRAD MARZEC