Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Nie chcemy awansować, bo i tak nasz stadion nie nadaje się do rozgrywania meczów ekstraligowych. Możemy sobie jeździć spokojnie, bez stresu i presji, ot tak dla kibiców – taką oto „pieśń” śpiewają działacze, a po nich zawodnicy popularnych Jaskółek.

Patrząc na dzisiejszy wygląd Stadionu Miejskiego w Tarnowie, wierzyć się nie chce, że były czasy, kiedy uchodził za jeden z najnowocześniejszych żużlowych obiektów w kraju. W połowie lat 70. jego centralnym miejscem stała się trybuna główna na około 3500 tysiąca widzów, pod którą zaprojektowano pomieszczenia biurowe, szatnie, natryski, gabinety lekarskie i odnowy biologicznej, a nawet niewielki, klubowy, hotelik. Wtedy był to obiekt Zakładowego Klubu Sportowego Unia.

W nowej, kapitalistycznej rzeczywistości stadion przejął na utrzymanie samorząd, otrzymał nazwę Stadionu Miejskiego, przez kibiców nazwany został pieszczotliwie „jaskółczym gniazdem”. Mało kto już pamięta, że obiekt w dzielnicy Mościce był pierwszym stadionem żużlowym w Polsce, który był wyposażony jednocześnie w sztuczne oświetlenie oraz na stałe zamontowaną pneumatyczną bandę. Był to już jednak łabędzi, czy jak kto woli jaskółczy śpiew. Od tamtej pory można mówić już jedynie o degrengoladzie.

Kilka lat później na Stadionie Miejskim odbył się koncert legendarnej grupy Scorpions, która dotarła do Tarnowa w ramach trasy pożegnalnej (a propos, chłopcy żegnają się do dziś i pożegnać nie mogą). Organizatorzy nie przewidzieli jednak, że bramą pod trybuną główną nie wjadą tiry z ciężkim sprzętem i aby mógł on zostać rozłożony na płycie boiska, trzeba było zburzyć spory kawałek trybuny na tzw. prostej przeciwległej. Po tym wydarzeniu trybuny na tej części obiektu wyłączono z eksploatacji. Stan dzisiejszy jest taki, że stadion jest zrujnowany i przede wszystkim bardzo brudny. Wszystko się sypie. Od kilku lat trwają w magistracie przepychanki dotyczące jego modernizacji, pojawiły się nawet plany, aby wzorem Torunia wybudować nowy obiekt do żużla, w innym miejscu.

W końcu miasto szarpnęło się na projekt, miesiącami wlokła się procedura przetargowa, w efekcie okazało się, że dwóch oferentów, którzy zgodzili się przebudować tarnowską „ruinkę” oczekiwało za to dwa razy więcej „sianka” niż przewidział na ten cel samorząd. Przetarg unieważniono, a miesiące płynęły i płyną zgrabnie nadal. Kilka dni temu miasto podpisało umowę na stworzenie nowego, bardziej oszczędnego projektu, który ma być gotowy jesienią. Oznacza to, że pierwsze prace ruszą najwcześniej wiosną przyszłego roku. Kiedy modernizacja może być ukończona, tego nie wie nikt, inwestycja ma być bowiem prowadzona etapami, a na wykonanie każdego etapu będzie prowadzony kolejny przetarg. Nie trzeba geniusza budowlanego aby przewidzieć, że taka formuła jedynie wydłuży czas trwania remontu.

To jednak nie koniec „dobrych” wiadomości. Nie wiadomo bowiem, czy w ogóle pełna modernizacja zostanie wykonana, wszystko zależy bowiem od kosztów, a zadłużone miasto nie jest w stanie samodzielnie przeznaczyć na stadion dodatkowych środków, poza tymi, które na ten cel odłożyło „w skarpecie”. Prezydent miasta wprawdzie zapowiedział starania o pozyskanie dodatkowych środków, ale na razie na deklaracji chęci się kończy.

Tak więc, drogi tarnowski kibicu, ciężkie czasy przed Tobą. Jeśli ambicje powrotu twoich ulubieńców do ekstraligi są powiązane z modernizacją stadionu, to możesz na tę chwilę długo jeszcze poczekać. Ciekawe jednak ile wytrwasz oglądając popisy żużlowe bez sportowego celu, na zniszczonym i brudnym obiekcie, rodem z minionej epoki. Wytrwałości i cierpliwości życzę, nie tylko z okazji Świąt Wielkiej Nocy. Tyle mogę dla Ciebie zrobić.

ROBERT NOGA