Z prawej Maksym Drabik. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dopingowa afera z Maksymem Drabikiem, co zrozumiałe, jest mielona na wszelkie możliwe sposoby. W całej sprawie nie wspomina się jednak o pewnym aspekcie – uczciwości i równości szans względem finałowego rywala Betard Sparty – Fogo Unii Leszno. Dlaczego się nie wspomina? Bo wynik był taki, a nie inny…

Odkąd wybuchła afera z domniemanym złamaniem przepisów antydopingowych przez Maksyma Drabika, w sprawie nie pojawia się, de facto, wątek Fogo Unii Leszno. Bo ta swojego finałowego rywala zdeklasowała (we Wrocławiu wygrała 47:43, w Lesznie 59:31). A co, gdyby to wrocławianie wygrali dwumecz, dzięki zdobyczom swojej młodzieżowej gwiazdy? Fogo Unia byłaby dziś w sprawie jedną ze stron, żywotnie rozstrzygnięciem zainteresowaną.

Przypadek jest interesujący, bo przecież Maksym Drabik był jedynym zawodnikiem WTS-u, który w finałowej rywalizacji dotrzymywał leszczyńskim rywalom kroku. Jedynym, którego w dwumeczu stać było na dwucyfrową zdobycz (13 i 13). W obu przypadkach drugim najskuteczniejszym zawodnikiem Betard Sparty okazał się Max Fricke. Z dorobkiem 8+1 punktów we Wrocławiu i… ledwie 6+1 w spotkaniu rewanżowym.  

13 oczek z 43 to ponad 30 procent całego urobku drużyny. Tak wyglądają statystyki Drabika z pierwszego spotkania finałowego. Ważniejszy jest jednak drugi, bo przecież zawodnik przyznał, że wlewkę przyjął przed rewanżem. Otóż w Lesznie, skąd wrocławianie wywieźli 31 punktów, na konto mistrza świata juniorów również trafiło 13. To aż 42 procent całej drużynowej zdobyczy! Sytuacja spotykana niezwykle rzadko.

Jeśli zawodnik, przyjmując dożylną wlewkę, próbował wypłukać z organizmu zakazane substancje, sprawa jest najcięższej wagi. Załóżmy jednak, że tak niecny proceder wykluczamy. Opcja numer dwa? Chodziło o „postawienie zawodnika na nogi” dzięki kroplówce z suplementacją i zbiorem witamin. Zresztą w oświadczeniu WTS-u mowa jest „o przyjęciu na kilka dni przed zawodami substancji nawadniających organizm”, co miał zaordynować klubowy lekarz, a było podyktowane stanem zdrowia żużlowca. Jak to się ma do rywalizacji z Fogo Unią Leszno? Tak, że zawodnik w niedozwolony sposób wpłynął na poprawę swojej formy, co zapewne miało lub mogło mieć znaczący wpływ na późniejszą torową postawę. I tu można sobie gdybać – a jeśli podobnej pomocy wymagali przed pierwszym meczem – dla przykładu – wyczerpani sezonem Brady Kurtz (0,0) lub Bartosz Smektała (1,1,0)? Nie zrobili tego jednak, trzymając się reguł gry. I to jest sedno sprawy.

Oczywiście, gdy o tkankę kibicowską chodzi, każdy spogląda na sprawę po swojemu. Jedni uznają, że 13 punktów Drabika to nic nadzwyczajnego przy trzech Woffindena i dwóch Janowskiego. Że to zwyczajnie odzwierciedlenie formy wyżej wymienionych w końcówce sezonu. Inni natomiast mogą się upierać, że to zastanawiające, gdy uznani uczestnicy Grand Prix nie są w stanie zebrać z toru jednej piątej tego, co młodszy kolega. Polska Agencja Antydopingowa nie będzie się jednak kierować niczyimi odczuciami, lecz faktami i paragrafami.

Dobrze, że Fogo Unia nie jest stroną w sprawie. Dobrze, bo teraz, w 2020 roku, nie znalibyśmy drużynowego mistrza kraju 2019. Dopiero byłyby emocje… Jak całkiem niedawno nie tylko w Rybniku, ale i Toruniu.

WOJCIECH KOERBER