Martin Smolinski. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

To, co jeszcze niedawno wydawało się nieprawdopodobne, stało się faktem. Martin Smolinski wrócił na tor po niecałych dwóch miesiącach od odniesienia poważnej kontuzji na treningu w Lipsku. W sobotę trenował w Olching. 

Niemiec doznał skomplikowanej kontuzji biodra dokładnie 22 maja. Wstępne diagnozy mało komu dawały nadzieję na to, że 36-latek wyjedzie na tor jeszcze w 2020 roku. Niecałe dwa miesiące później zawodnik trenował już na jednym z obiektów w kraju naszych zachodnich sąsiadów.

– Wyjechałem już na tor w Olching, ale różowo nie jest, to mówię od razu. Odczuwam jeszcze skutki kontuzji. Nie jest jeszcze tak, jak być powinno, ale mam nadzieję, że wszystko będzie systematycznie wracało do normy. Nie czuję się jeszcze na motocyklu tak pewnie, jak powinienem. Nie mam tych właściwych reakcji, które powinny mieć miejsce. Nie mam pełnej kontroli nad prawą nogą. W ten weekend zamierzam trenować na swoim ligowym torze w Landshut i wtedy będę wiedział, jak postępować dalej – mówi Martin Smoliński. 

Niemca zapytaliśmy o to, czy liczy na występ w Grand Prix Challenge, który odbędzie się 22 sierpnia w Gorican.

– Liczyć to ja sobie mogę. Wszystko zależy od tego, jak będę przygotowany pod kątem fizycznym. Rozmawiałem z władzami DMSB i oczywiście jest opcja jazdy w Gorican, ale powiem szczerze, jeśli nie będę w pełni sprawny, to nie wystartuję. Obecnie swoje możliwości oceniam na 60%. Co będzie 22 sierpnia, to się okaże – podsumowuje Smoliński.

ŁUKASZ MALAKA