Bartosz Smektała powalczy w sobotę o medal IME. Fot. JAROSŁAW PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bartosz Smektała w sobotni wieczór drugi raz miał okazję spróbować swoich sił w cyklu Grand Prix. Najmłodszy z naszych reprezentantów zawzięcie walczył z wyjadaczami zaprawionymi w walce o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Po zawodach popularny „Smyk” podzielił się z nami krótkim komentarzem na temat występu w tym magicznym turnieju.

Wielu ekspertów przed zawodami przypuszczało, że Smektała może być jedną z najmocniejszych, o ile nie najmocniejszą dziką kartą w tegorocznym cyklu. Niewiele osób typowało jednak, że 21-latek będzie sobie radził tak dobrze, że awansuje do najlepszej ósemki turnieju.

– Spodziewałem się, że może mi pójść dzisiaj tak dobrze, bo wiem, że potrafię wygrywać z zawodnikami, którzy jeżdżą w Grand Prix. Jednak jeździ się z nimi tutaj troszkę inaczej. To jednak nie jest to samo co w Ekstralidze. Oni ściągają się o ten najwyższy cel, czyli tytuł mistrza świata. Wierzę w siebie, wiem jak mocny jest mój team i jaki mam sprzęt. To daje mi szanse rywalizowania z tymi najlepszymi żużlowcami – powiedział Smektała

Bartosz Smektała miał w sobotę wiele powodów do radości. FOT. JAROSŁAW PABIJAN

W turnieju Grand Prix na PGE Narodowym Smektała zdobył dziesięć punktów. Można pokusić się o stwierdzenie, że młody zawodnik brał w sobotę wszystko albo nic, bo zanotował trzy zwycięstwa, dwukrotnie przyjeżdżał ostatni, a raz przywiózł do mety jeden punkt.

– W rundzie zasadniczej miałem jedno zero i jedną jedynkę, więc nie uważam, że to jest sytuacja, którą powinienem się jakoś szczególnie martwić. W półfinale mamy trochę do czynienia z loterią. W tych biegach, które gorzej mi poszły zabrakło trochę doświadczenia. Nie wyszedłem w nich dobrze ze startu, a tych zawodników z Grand Prix zwyczajnie ciężko się wyprzedza – zakończył „Smyk”.

Smektała nie ma dużo czasu na odpoczynek po występie w turnieju otwierającym Indywidualne Mistrzostwa Świata. Już dziś o 15.30 czeka go jeden z najtrudniejszych ligowych meczów, bo leszczynianie wybiorą się na SGP Arenę w Częstochowie. „Smyk” po kilkunastu godzinach znów będzie miał okazję do zmierzenia się z Leonem Madsenem i Fredrikiem Lindgrenem.

BARTOSZ RABENDA