Bartosz Smektała. Foto: Unia Leszno, Marcin Kubiak
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– O całym zamieszaniu związanym z koronawirusem dowiedziałem się we wtorek wieczorem. Kładłem się już spać, bo na drugi dzień wybieraliśmy się na zawody do Gniezna, kiedy nagle zadzwonił prezes Rusiecki. Była chwilowa konsternacja. Pomyślałem sobie: okej, liga mnie nie ominie, ale wypadam z walki o medale SEC-u. Trwało to jednak tylko przez chwilkę, bo przypomniałem sobie, że przecież w cyklu startuje trzech żużlowców ROW-u – mówi w rozmowie z naszym portalem zawodnik Fogo Unii Leszno, Bartosz Smektała. Porozmawialiśmy z nim o jego tegorocznych startach w PGE Ekstralidze, Tauron SEC-u oraz kwarantannie spowodowanej wykryciem zakażenia koronawirusem u jednej z osób obecnych na meczu jego drużyny z PGG ROW-em.

To Twój pierwszy sezon w gronie seniorów. Niejeden dobry junior miał problem na tym etapie kariery, tymczasem Ty imponujesz formą. Poza pierwszym spotkaniem w Gorzowie Wielkopolskim, odjechałeś same dobre spotkania, a w ostatnich dwóch – wyjazdach do Grudziądza i Rybnika – uczestniczyłeś w gonitwach piętnastych. Co jest przyczyną takiej postawy?

Nie przejmowałem i nie przejmuję się faktem, że to pierwszy sezon seniorski. Wiadomo, że zaczynam teraz zawody od starć z bardziej renomowanymi rywalami, ale to nie ma dla mnie większego znaczenia – w końcu w samej jeździe nic się nie zmienia. Z tego miejsca pragnę też podziękować mojemu klubowi, Unii Leszno, za to, że dają mi szansę, a ja staram się rewanżować skuteczną jazdą. Jak dotąd się to udaje, niemniej to dopiero początek sezonu. Teraz muszę tę dyspozycję podtrzymać.

Przygotowania do tego sezonu były wyjątkowe. Można powiedzieć, że szykowaliście się na dwa razy. Najpierw, przed wybuchem pandemii, wraz z klubem uczestniczyłeś w obozie w Hiszpanii. Z kolei na treningi na torze musiałeś czekać aż do końca maja. Czy w Twoich treningach pojawiły się jakieś elementy, które planujesz powielać w przyszłych latach?

Pierwszy etap był taki jak w poprzednich latach – przygotowanie fizyczne w Polsce, później wylot do Hiszpanii, a po powrocie do kraju miały się odbyć pierwsze jazdy na torze. Ostatecznie odbyły się tylko dwa takie treningi przed wybuchem pandemii. Kolejne dwa miesiące były trudne, ale przecież to nie jest tak, że sportowcem się bywa tylko w trakcie sezonu. Nie, przez cały rok dbamy o swoje przygotowanie. Jazda na motocyklu jest najważniejsza i nie da się jej zastąpić, ale można się wykazać na innych polach. W czasie pandemii podjąłem współpracę z panem doktorem Marianem Misiakiem.

Podopieczni doktora Misiaka, prawdziwej ikony wśród specjalistów od przygotowania fizycznego, zawsze słynęli z atomowych startów. W tym gronie znajdują się choćby takie nazwiska jak Krzysztof Kasprzak, Robert Miśkowiak czy Tobiasz Musielak. Czy także po sobie widzisz postęp w tym aspekcie żużlowego rzemiosła?

Myślę, że tak. Zresztą nieskromnie powiem, że zawsze dobrze startowałem (śmiech). Mówiąc na serio, w mojej technice było kilka rzeczy, które mnie denerwowały. Po konsultacjach z doktorem zaobserwowałem poprawę i jestem mu niezmiernie wdzięczny za pomoc. Pan Misiak to wspaniały człowiek i cieszę się, że w końcu miałem okazję go poznać osobiście.

Pozostając przy temacie startów, podczas niedawnej transmisji derbów Ziemi Lubuskiej Mirosław Jabłoński zwracał uwagę na limitery obrotów w silnikach. Są one sporym utrudnieniem dla części żużlowców. Czy do tego grona zaliczasz się także i Ty?

Nie. Wszystko dlatego, że nie korzystałem nigdy z pełnej mocy na starcie, więc te problemy mnie ominęły. Osobiście nie czuję żadnej różnicy, ale inni zawodnicy faktycznie uskarżają się na problemy i muszą się przystosować do nowego sprzętu.

Zajmujesz 20. miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników PGE Ekstraligi. Twoja średnia biegowa to 1,909 pkt/bieg. Z kolei Maksym Drabik, z którym od najmłodszych lat juniorskich byłeś zestawiany choćby ze względu na to, że jesteście rówieśnikami, czy też obaj byliście motorami napędowymi najlepszych drużyn PGE Ekstraligi, legitymuje się średnią o ponad 0,25 pkt/bieg niższą (1,654 pkt/bieg, 27. miejsce w klasyfikacji). Czy to, że Twoje statystyki są lepsze, stanowi dla Ciebie dodatkowe źródło motywacji, czy nie zaprzątasz sobie głowy takimi rzeczami?

Szczerze mówiąc, do tej pory nie znałem swojej średniej (śmiech). Z reguły to wygląda tak, że kiedy w mediach społecznościowych pojawiają się statystyki, na zdjęciach widoczne są nazwiska pięciu, czasami dziesięciu najlepszych żużlowców. To właśnie takie notowania są dla mnie motywacją. Chciałbym się znaleźć w gronie topowych zawodników PGE Ekstraligi. Dwudziesta średnia mnie nie zadowala i chciałbym się wspiąć jeszcze wyżej po tej drabince.

W tym roku po raz drugi jesteś stałym uczestnikiem cyklu Tauron Speedway Euro Championship. Po dwóch rundach zajmujesz szóste miejsce, tracąc dwa punkty do piątego Grigorija Łaguty, zaś sześć do będącego na najniższym stopniu podium Roberta Lamberta. Jak oceniasz swoje dotychczasowe dokonania?

W Toruniu poszło mi naprawdę fajnie i zawody skończyłem w finale, ale w Bydgoszczy stawka mi troszkę odjechała… Przede mną są bardzo poważne nazwiska – Leon Madsen, Nicki Pedersen, Robert Lambert, Mikkel Michelsen i Grigorij Łaguta – po których ciężko oczekiwać, że się pomylą. Moim przedsezonowym celem była walka o złoto i na pewno wciąż będę dawał z siebie wszystko. Na ile to wystarczy? Pozostaje czekać.

Przed Tobą i Twoimi rywalami jeszcze trzy turnieje – w Toruniu, w Rybniku i w Gnieźnie. W pierwszych dwóch ośrodkach rywalizowałeś już w tym roku, notując znakomite wyniki. Czy dobra znajomość tych torów jest dla Ciebie nadzieją przed kluczowymi zmaganiami?

Co do tych miast, także tor w Gnieźnie znam dobrze. Ze względu na położenie geograficzne obu miast, za czasów juniorskich często jeździłem tam zarówno dla Unii Leszno, jak i w zawodach indywidualnych. Trzeba jednak pamiętać, że to, że dobrze pojechałem w lidze, nie musi się przełożyć na SEC. Mam zapiski z tych zawodów i one mogą pomóc, ale nie muszą. To jest żużel i to jest najpiękniejsze w tym sporcie. Nikt nie może w ciemno zakładać, że po jednych udanych zawodach, w drugich znowu będzie najlepszy.

Podsumowując temat Indywidualnych Mistrzostw Europy, wcześniej powiedziałeś, że wciąż wierzysz w skuteczną walkę o złoto. Czy stawiasz sobie także jakieś cele minimum przed drugą częścią cyklu? Czy Twoje aspiracje zostaną spełnione, jeśli ukończysz turniej na co najmniej piątym miejscu?

Uważam, że z roku na rok trzeba mierzyć wyżej, a że w zeszłym byłem piąty, taki sam rezultat teraz byłby nieco rozczarowujący. Na ten moment celem jest złoto, a po ostatnich zawodach zrobimy w teamie rachunek sumienia (śmiech).

Zarówno zmagania ligowe jak i Indywidualne Mistrzostwa Europy wyhamowały po wykryciu koronawirusa u osoby przebywającej w parku maszyn podczas Waszego meczu w Rybniku. W jakich okolicznościach dowiedziałeś się o całym zamieszaniu? Czy zakląłeś pod nosem, ponieważ Twoja dyspozycja stale rosła, a tymczasem z przyczyn od Ciebie niezależnych musisz pauzować?

Nie, zachowałem spokój. Dużo ciężej było znieść przymusową przerwę w marcu, kiedy byliśmy zaledwie po dwóch treningach. Teraz mamy już za sobą kilka zawodów i możemy przynajmniej oglądać powtórki, coś przeanalizować. Co do momentu, w którym dowiedziałem się o całym zdarzeniu, to był to wtorkowy wieczór. Kładłem się już spać, bo na drugi dzień wybieraliśmy się na zawody do Gniezna, kiedy nagle zadzwonił prezes Rusiecki. Była chwilowa konsternacja. Pomyślałem sobie: okej, liga mnie nie ominie, ale wypadam z walki o medale SEC-u. Trwało to jednak tylko przez chwilkę, bo przypomniałem sobie, że przecież w cyklu startuje trzech żużlowców ROW-u. Byłem już pewny, że zawody zostaną przełożone.

Kończąc, chciałbym zapytać, jak spędzasz ostatnie dni? Zgodnie z przepisami sanitarnymi, musisz przebywać nieustannie w domu.

Dokładnie. Razem z tatą przesiadujemy w domu, ale nie możemy narzekać na nudę (śmiech). Mieszkamy na wsi i możemy sobie zorganizować czas. Mamy podwórko, ogródek. Także mój mechanik, Tomek, który towarzyszył nam w Rybniku, jest na przymusowej kwarantannie. Wszyscy spędzamy czas w domu i czekamy do poniedziałku, kiedy będziemy badani na obecność koronawirusa.

Dziękuję za rozmowę. Życzę negatywnego wyniku poniedziałkowego testu i pozytywnej postawy na torze.

Dzięki!

Rozmawiał JAKUB WYSOCKI