Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sławomir Slammer Drabik to zdecydowanie jedna z barwniejszych postaci rodzimego speedwaya. Dwukrotny IMP, złoty medalista DMŚ z Diedenbergen, wielokrotny medalista mistrzostw Polski, a także drużynowy mistrz… Czech z AK Slany. Ogromne doświadczenie i wiedzę często skrywał pod maską Stańczyka. Ci, którzy go nie znają i nie rozumieją przekazu, mogą uznać Drabika za wesołka. Ci zaś, którzy znają speedway od podszewki wyciągają z żartów i luzackiego stylu esencję żużla.

Sławek zagadniemy?

Jakoś trzeba się pokazać. Nowe buty sportowe kupiłem, kanarka – możemy robić wywiad.

Twój pseudonim „slammer” w wolnym tłumaczeniu to tyle co więzień. Czyim lub czego więźniem byłeś albo jesteś?

Nie. Slammer to są slumsy po afrykańsku. A serio. Wziął się stąd, że kiedy miałem przygodę dla Angoli, parę minut tam pobyłem, oni mieli problem z wymową. Sławomir, a jeszcze do tego Drabik. Nie mogli tego wymówić. Pogubili się. Zrobili sobie więc skrót. I tak zostało.

Przylgnęła do Ciebie łatka wesołka, ale z drugiej strony był w historii pewien gość – Stańczyk. On to pod maską błazna skrywał mądrego, inteligentnego faceta. Przypomina Ci to kogoś?

Mnie bardziej imponuje Antoni Macierewicz. To jest dla mnie autorytet (śmiech).

Todd Wiltshire i jego przechodzona fura otworzyły Ci bramy żużlowego raju?

Kurcze, no był jakiś dobry moment z tymi silnikami, zgadza się, ale to chyba nie tak. Wcześniej było, nie to, że lepiej, ale podobnie. Musielibyśmy zacząć teraz opowiadać o tamtych czasach. Był klubowy mechanik, który otwierał instrukcję obsługi motocykla i coś tam próbował wedle schematu. Złożył książkowo i na tym trzeba było się ścigać. Jak przyleciał ktoś z zewnątrz, taki Todd Wiltshirre, to miał już motory po tuningu od Petera Johnsa. Na tym można już było pościgać się z każdym. Motory które miałem wcześniej, wiadomo jakie były warunki, należały do klubu. Ty miałeś wsiadać i zap…lać. Na tym też można było wygrywać. Nie były na tyle złe. Mark Loram tytuł IMŚ zdobył na standardzie. Miałem okazję zobaczyć i pogadać jak byłem u niego. Spojrzałem, porozwalane silniki, a tu standard. Pytam – da się? No w sumie się da. Startu nie było, ale trasę miał taką, że Boże pomagaj. Zdobył tytuł, więc był najlepszy.

[email protected]

U was też był taki i też Angol – Joe Screen. Podobno sporo trenowaliście w parze przy Garibaldiego w Częstochowie?

Odnośnie Screena powiem ci tyle, że on swoją Jawę zostawiał u nas w klubie. Sam robił na niej praktycznie komplety. Jeden z ówczesnych zawodników mówi do szefa: „prezes, Screen to ma furę. Jakbym ja miał taką, to do końca kariery biegu bym nie przegrał”. Trochę pojechałem, ale mniej więcej tak rozmowa wyglądała. No i prezes się ugiął. Powiada: „kolego, ja pogadam ze Screenem i podejrzewam, że nie będzie problemu żeby ci ją pożyczył na jedne, czy drugie zawody”. Po dwóch, czy trzech imprezach gość przychodzi i mówi: „Kurczę mać, na tym się nie da jeździć. Ja mam lepsze motory niż on”. Później Joe przylatuje, jesteśmy na jakiejś kawie i on pyta co tam w tym silniku jest, tak naprawdę. Screen wziął kartkę i narysował mu, że tłok jest oryginalny, korba jest oryginalna, krzywkę też podał jakąś Jawoską i na koniec napisał, że na tym jeździ Joe Screen. I to jest puenta. A chłop punktu nie mógł na tym zrobić. To robi różnicę.

To skąd się brała ta różnica?

Wiadomo, że Anglia to była najlepsza szkoła. Do dzisiaj to dobra szkoła. Gość wsiadał i dawał motocyklowi jechać na 100 procent, a nie bierze i hamuje go w łukach, przeszkadza. Tu była ta zasadnicza różnica. Nie będę rzucał nazwiskiem, bo kiedyś poproszono żebym podał skład na drużynówkę – podałem i jeden z pięściami do mnie „sapał”. Pytam: „czy ja ci ubliżyłem? Dzwoni pismak i prosi o skład, to podaję tak, jak ja widzę”. Do dziś się chłop do mnie nie odzywa. Miał przygodę parę minut z jazdą. Na plecach woził napis „koniec wyścigu” i tak wyglądała ta jego jazda, ale jakie ambicje… Z nazwiskami trzeba uważać. Następny temat. Ja miałem aferę jak dostałem GM-y. Najpierw od Todda kupiliśmy jedną używkę i ona była ok. Prezes mówi: „Dobra, jak to jedzie, to kupujemy drugi”. Nowy. I już była afera w klubie, bo Drabik ma motory, a my nie mamy. Mówię: „Panowie. Nie róbcie afery, nie startujcie do trenera jakbyście wypili na odwagę. Proszę bardzo. Są dwa motory – wybierajcie. Trening. Jeden, drugi i zawody”. Po zawodach przyszli i mówią: „No sorry”. Jeden zrobił punkt, drugi zero. Na tych GM-ach. Jeden zrozumiał, a drugi zaczął opowiadać, że za mało treningów. Że jakby się wjeździł. Trener skwitował krótko: „Panowie przestańcie, tak te fury skasowaliście, że szkoda gadać”. A ja wziąłem to, na czym oni jeździli i swoje przywiozłem. To byli kolesie starsi ode mnie, ja byłem amator, silniki klubowe. Jak wypaliłem: „Panowie bierzecie, trenujecie i na zawody” – to byli trochę zdziwieni. Po zawodach wszystkie argumenty zostały wytrącone. Same silniki nie pojadą. Nawet jak ktoś dobry silnik dostaje i nie umie go dopasować – świata nie zawojuje. Ze startu wyjedzie i później jest lipa, albo odwrotnie. To trzeba czuć. Po próbnym starcie wiedzieć co ten motor potrzebuje. Takie zgadywanie, celowanie – widać się do tego po prostu nie nadają. Oni tylko potrafią jak kiedyś Bajer powiedział: „Forma jest, tylko sprzętu nie ma”. 

Dwa razy byłeś królem w czapce Kadyrowa. Do pełni szczęścia brakło tego trzeciego tytułu w domu. Co myślisz jak słyszysz Krzyżaniak?

Nie, nie, nie. Nie ma jakiś złych nastawień na Krzyżaka. Pojechał wtedy jak o wszystko. Wyszło jak wyszło. Ten finał to tak naprawdę wyglądał inaczej. Ja byłem wtedy totalnie bez formy. W kraju, Danii, Grand Prix – gdzie bym nie jeździł. Uciekła. Ale wiadomo. Finał w domu, po tych wszystkich jazdach. Zmęczenie. Wypiłem napój i myślę: „Kurcze, tylu kibiców. Fajnie by było jakieś punkty zrobić”. Jak zaczęło żreć, to już witałem się z gąską. Ten jeden bieg. Mój ostatni w serii zasadniczej. Mogłem przyjechać drugi i miałbym tytuł. A ja wiozłem dwójkę i jakieś ataki poprzeprowadzałem. Nie wiem po co i na co. Brakło zrzutek i z tego co pamiętam, to mnie Jacek Gollob strzelił na samej kresce. Okazało się, że jedziemy bieg dodatkowy. On był w ogóle niepotrzebny. Tylu było w parkingu działaczy i nikt nie powiedział: „Drabik, wystarczą dwa punkty i masz tytuł”. Wiozłem tę dwójkę i straciłem ją tak naprawdę na szachownicy. Trochę boli, ale do Krzyżaka nie będziemy strzelać. Poszedł na całość, sędzia może go bardziej lubił – nie przerwał. Fajne czasy. 

Chyba nie do końca, bo jak „losowali” dwóch do dmuchania, to Ty miałeś monopol? To przez treningi przy Garibaldiego?

No był taki czas. Joe lubił się piwa napić. Po meczu nosił nawet jedno w kevlarze. Myśmy bardziej w dyskoteki celowali niż na Garibaldiego. Bardziej gustowaliśmy w czymś świeżym, a nie żeby grzebać po popielniczkach. 

W Czechach leżałeś w szpitalu po karambolu, przyszedł tamtejszy prezes i pamiętasz po co Go wysłałeś?

No jasne. Prezes z toromistrzem mnie odwiedzili. Jak zobaczyłem toromistrza w gangu, mówię: „Kolego, nie przejmuj się. Ja ci za tę dziurę w płocie zapłacę. Teraz jestem w takim stanie, ale wydobrzeję i wszystko uregulujemy”. Wylądowałem wtedy w Slanach i prezes pyta: „Kolego, czego byś potrzebował?”. „Szczerze? Browara”. Przynieśli mi, a na to wchodzi lekarz. Wyobraź sobie jaka była reakcja. 

Normalna. Piwo poprawia pracę nerek… Masz kontakt z Leszkiem Matysiakiem, Twoim „ulubieńcem”, którego nominowałeś kiedyś do dzikiej karty w Grand Prix?

No nie. Leszek był ze Świętochłowic. Tam nic się nie dzieje. Teraz się trochę odsunął. Nie pokazuje się po zawodach. Miejscowi też nie wszyscy zaglądają na stadion. Wiadomo – korona. Wcześniej jednak nie było wirusa, a też nie każdy przychodził. Nie każdy chciał. Z Leszkiem zero kontaktu. Z Egonem Skupieniem, Antkiem spotykaliśmy się. Szczególnie jak pracowali jeszcze w klubie. Niektórzy jednak całkowicie się wycięli. 

Są ludzie, którzy twierdzą: „O, ten to miał papiery na mistrza świata, tylko za bardzo rozrywkowy był”. A ja mam inną teorię. Gdyby nie był taki luzacki, to nie osiągnąłby tego co zdołał. Co Ty na to?

Chodzi o mnie, że byłem rozrywkowy (śmiech). Tu jest dużo prawdy. W skrócie powiem tak, czasy były jakie były i nie miałem nikogo takiego, kto by mnie poprowadził. Usiadł i powiedział: „Słuchaj kolego, tego nie rób, to zrób tak, a od tego trzymaj się z daleka”. Tutaj mi kogoś takiego brakowało. Dziś to się nazywa mentor. Można było dojść zdecydowanie dalej. 

Teraz przekwalifikowałeś się na kowala i próbujesz wykuwać talenty w częstochowskiej kuźni. Z tej mąki będzie chleb?

Jako Polska jesteśmy jeszcze w dobrym miejscu. Już kilka lat temu mówiłem, że to co dzieje się w Danii, Szwecji, czy Anglii nie przyniesie nic dobrego i dziś mamy tego efekty. Jest inaczej niż kiedyś. Przychodzi do szkółki 15-latek, który nawet na rowerze nie jeździł, 84 kilo wagi – to daje do myślenia. Mamy kilku miejscowych chłopaków. Jest też dwóch z Tarnowa, jeden z Kalisza. To są goście, którzy coś już potrafią, wcześniej jeździli i oni rokują dobrze. Miałem tu fajnego chłopaka spod Częstochowy. Objeżdżony, od dawna kontakt z motorem. Na treningi też przyjeżdżał na motorze. I tak się stało, że komuś musiało to przeszkadzać. Ktoś jakiś kij mu wpakował w koło. To, że przeżył, to w ogóle jest cud. Jak go zobaczyłem , to serce stanęło. Czaszka zmiażdżona. Obrzęk mózgu. Katastrofa. Bardzo poważna sprawa. Kurczę – przerażające. Ten chłopak miał papiery do jazdy. Dwa, trzy treningi i to już widać. Z takim materiałem można pracować. Oby tylko wyszedł w jednym kawałku, to już będzie dobrze. Jak ktoś przychodzi i próbuje jeździć, a ty byś go z buta opierdzielił, to nie ma szans. Szkoda paliwa i czasu. Niestety. To nie jest łatwe jak się może wydawać z zewnątrz. Kiedyś ktoś w rodzinie miał marzenie, teraz wysyła chłopaka i chce zrobić z niego żużlowca. Chyba niektórzy na takiej zasadzie tu przychodzą. Nie wiem. Nie mam pojęcia. 

Ale babcia, mimo otyłości, dalej sprawia szybkie bajki? Bo majster z POM-u pojechał na roboty przymusowe do Niemiec?

Nie, no babcia pomidor już nie żyje. A z Filippo mam kontakt (Jacek Filip – wieloletni mechanik Drabika – dop.red). Zgadza się. Dosyć często się widujemy. Teraz to chyba nie za bardzo wiadomo co będzie z robotą u Kugelmanna. W zeszłym roku coś tam jeszcze kleiło. W tym nie wiem, czy się tam wybiera, czy nie. Bardziej chyba nie. Coś tam tworzy u siebie. Okular założy, wąsa przytrze i majstruje. 

Teraz zupełnie serio. Wprowadzono przymusowy start zawodnika do lat 24 dobry, czy zły pomysł na promocje i przedłużenie przygody?

Nie rozumiem tego. Nam ktoś kiedyś pomagał? Czy to jest dobre, czy złe? Czas pokaże. Nie będziemy tego teraz roztrząsać. 

Jak się żyje po pięćdziesiątce?

Mówiłem. Nowe sportowe buty. Kanarek. Można wytrzymać.

Sławek – zdrowia i do zobaczenia na stadionach.

Również wszystkich pozdrawiam,

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

10 komentarzy on Żużel. Sławomir Drabik: Można było dojść zdecydowanie dalej. Zabrakło mi mentora
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    25 Feb 2021
     11:54am

    Dlaczego ten wywiad nie jest pokazany w dziale: „Żużel – najnowsze”?
    Ktoś coś zapomniał? … O już się pojawiło.

    A wywiad – MIODZIO! 🙂

    R2R
    25 Feb 2021
     12:22pm

    Facet powinien napisać książkę – zebrać w kupę wspomnienia, przypomnieć sobie kilka szczegółów, dodać kilkanaście fotografii i nakład by zszedł jeszcze z niewyschniętym drukiem na kartkach.

      Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
      25 Feb 2021
       1:08pm

      Byłbym pierwszy który by ją kupił.
      Oj byłoby co czytać!!! 🙂

        R2R
        25 Feb 2021
         1:43pm

        Byłoby. U niego książka napisałaby się sama przy dobrej łyszce z lodem.
        PS: ciekawe, który to ten z napisem „koniec wyścigu” na kewlarze.

    Miłośnik+żużla
    26 Feb 2021
     10:31am

    Pomimo żartów wypowiadanych
    przez Sławka Drabika jest jednak super i klasa. Trzymaj dalej taką formę. Zdrówka.

    MysticMan
    26 Feb 2021
     8:25pm

    Przemek, podłap proszę ten pomysł z książką. Czuć w tym wywiadzie, że masz dobry kontakt ze Sławkiem. Bez pośpiechu, po prostu nagrywanie na dyktafon rozmów (oczywiście za zgodą Sławka i późniejszą autoryzacją) jak gdzieś tam na siebie wpadniecie i zamienicie słówko. Po dwóch latach materiał na książkę i to nie wymuszony, tylko autentyczny. Do roboty 🙂

Skomentuj

10 komentarzy on Żużel. Sławomir Drabik: Można było dojść zdecydowanie dalej. Zabrakło mi mentora
    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    25 Feb 2021
     11:54am

    Dlaczego ten wywiad nie jest pokazany w dziale: „Żużel – najnowsze”?
    Ktoś coś zapomniał? … O już się pojawiło.

    A wywiad – MIODZIO! 🙂

    R2R
    25 Feb 2021
     12:22pm

    Facet powinien napisać książkę – zebrać w kupę wspomnienia, przypomnieć sobie kilka szczegółów, dodać kilkanaście fotografii i nakład by zszedł jeszcze z niewyschniętym drukiem na kartkach.

      Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
      25 Feb 2021
       1:08pm

      Byłbym pierwszy który by ją kupił.
      Oj byłoby co czytać!!! 🙂

        R2R
        25 Feb 2021
         1:43pm

        Byłoby. U niego książka napisałaby się sama przy dobrej łyszce z lodem.
        PS: ciekawe, który to ten z napisem „koniec wyścigu” na kewlarze.

    Miłośnik+żużla
    26 Feb 2021
     10:31am

    Pomimo żartów wypowiadanych
    przez Sławka Drabika jest jednak super i klasa. Trzymaj dalej taką formę. Zdrówka.

    MysticMan
    26 Feb 2021
     8:25pm

    Przemek, podłap proszę ten pomysł z książką. Czuć w tym wywiadzie, że masz dobry kontakt ze Sławkiem. Bez pośpiechu, po prostu nagrywanie na dyktafon rozmów (oczywiście za zgodą Sławka i późniejszą autoryzacją) jak gdzieś tam na siebie wpadniecie i zamienicie słówko. Po dwóch latach materiał na książkę i to nie wymuszony, tylko autentyczny. Do roboty 🙂

Skomentuj