W tym roku Jakub Jamróg wraz ze swoją małżonką organizują święta dla całej rodziny. Fot: archiwum J. Jamróg
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Święta Bożego Narodzenia dla wielu z nas to czas wyjątkowy i magiczny. Przygotowujemy wigilijne potrawy, wręczamy upominki i wybaczamy sobie nawzajem wszelkie przewinienia. To także czas refleksji i podsumowań. Kto nie wyobraża sobie świąt bez mandarynek? Komu zamiast prezentu św. Mikołaj powinien wręczyć rózgę? Jakie wspomnienia przywołują święta? O to zapytaliśmy zawodników, trenerów i działaczy.

Większość z nas rozmawiając o tych wyjątkowych świętach przywołuje sobie w myślach czasy dzieciństwa. A te z reguły są najpiękniejsze, bo beztroskie. Wszystko wtedy jest takie łatwe. To oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę. Ten dreszczyk emocji związany z przybyciem św. Mikołaja z workiem prezentów czy zapachem świeżej choinki. Prawda, że na twarzy pojawia się uśmiech? W dorosłym życiu, gdy tych trosk znacznie przybywa, święta nabierają innego znaczenia. To idealny czas na wyhamowanie pędu codziennego życia. Zastanowienia się nad sobą, dokonania swoistej autorefleksji. Wzajemnie wybaczamy sobie przykrości jakich zaznaliśmy od innych bądź sami je sprawiliśmy. Spotykamy się w otoczeniu najbliższych nam osób i wzmacniamy rodzinne więzi.

– Na myśl o świętach odbywam bardzo przyjemną podróż do przeszłości. Dla mnie to są olbrzymie wspomnienia z dzieciństwa. Jestem z tego pokolenia, które niestety pamięta czasy komunistyczne. Te wszelkie niedobory i braki, jakie nam wówczas towarzyszyły. Jako dziecko czekałem żeby zaznać tych smaków pomarańczy, słodkości, których w ciągu całego roku nie było – tak na myśl o zbliżających się świętach mówi Adam Krużyński, przedstawiciel firmy Nice i przewodniczący rady nadzorczej w eWinner Apatorze Toruń. – Dzisiaj nie ma już tych tęsknot, ponieważ z dostępnością towarów nie ma kłopotu. To jest ta ogromna różnica, która odróżnia dzisiejsze święta od tamtych. Prowadzę bardzo intensywne życie zawodowe i ten czas trzech dni bardzo staram się celebrować. Ma on dla mnie szczególny wymiar – dodaje.

Podobnie święta kojarzą się trenerowi, który z Fogo Unią Leszno zdobył pod rząd trzy złote medale DMP. – Dla mnie święta to choinka, dzieci, prezenty oraz pierogi. Takie z kapustą i grzybami. To także czas odpoczynku, którego w trakcie sezonu jest niewiele – podkreśla radosnym tonem Piotr Baron.

Wiktor Kułakow, spędzający święta w Rosji, uważa, że jest jedna wyraźna różnica w potrawach między Rosją a Polską. – W Rosji na pewno mamy więcej śniegu i jemy bardzo tłusto. Jest tych potraw dużo, a to oznacza, że muszę bardziej na siebie uważać. W tym roku wigilię będzie przygotowywała moja dziewczyna – mówi najskuteczniejszy zawodnik Nice 1. LŻ w sezonie 2019.

Z kolei Kacper Woryna nie wyobraża sobie świąt bez dwóch rzeczy: – Muszą być skarpetki i mandarynki. Bez tego nie ma świąt! (śmiech). Zawsze myślę o moczce jaką robiła babcia Helcia. Poza tym dla mnie to czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi.

Nieco inny, bo smutniejszy wymiar będą miały te święta w domu Marka Grzyba. – Te święta będą mniej radosne, ponieważ po półtorarocznej walce z chorobą w sierpniu tego roku odszedł mój tata. To była osoba bardzo pogodna i życzliwa. Ponadto moi dwaj synowie opuścili gniazdo domowe i jest dodatkowa pustka. Oczywiście będą to święta rodzinne, ale pamięć o tacie cały czas nam towarzyszy – mówi nowy prezes Stali Gorzów.

Na dalekiej Łotwie również trwają intensywne przygotowania do zbliżających się narodzin Jezusa Chrystusa. – Muszę powiedzieć, że święta w Polsce i na Łotwie są bardzo podobne. Jesteśmy krajem chrześcijańskim, ja wyznaję wiarę katolicką, także wielkich różnic nie zauważyłem. Jak co roku spędzę je wraz z żoną i córeczką u mojej babci w Daugavpils, a na stole obowiązkowe są pierogi – śmieje się nowy nabytek prezesa Krzysztofa Mrozka, Andrzej Lebiediew.

Andrzej Lebiediew nadchodzące święta spędzi z żoną i córeczką na Łotwie w Daugavpils. Fot. archiwum A. Lebiediew

Okazuje się, że model rodziny, w którym oboje małżonkowie czynią wspólnie przygotowania do świat wcale nie zaniknął. Co więcej, mężczyźni przyrządzają swoje potrawy, w których się specjalizują. – U nas w domu jest bardzo tradycyjnie. Razem z małżonką przygotowujemy potrawy, a ja mogę się pochwalić, że uwielbiam przygotowywać kutię. Ponadto dzięki temu, że mam już swoją wędzarnię – według receptury mojej babci przygotowujemy wędliny samodzielnie. Coś pysznego – mówi nam Jacek Frątczak, były menedżer Get Well Toruń.

Jacek Frątczak jest wierny tradycji i święta przygotowuje wspólnie z żoną. Fot: archiwum J. Frątczak

W kuchni nie próżnuje także Piotr Baron. – No pewnie, że pomagam przy potrawach. Wspólnie z żoną przygotujemy święta. Smażę ryby, ale pierogów nie lubię robić, bo to robi mama. Muszę panu powiedzieć, że lubię gotować. To dla mnie odprężenie i odpoczynek.

Mimo że kulinaria nie są najmocniejszą stroną Adama Krużyńskiego, to ma on swoją potrawę, która wychodzi z jego rąk wprost na wigilijny stół. – Jeżeli chodzi o przygotowania kulinarne, to raczej nie jestem aktywny. Moja rola polega raczej na przyozdobieniu domu, ubraniu choinki i zakupie wszystkich składników potrzebnych do przygotowania świąt. Ale mam swoją jedną potrawę, którą mogę się poszczycić. Są to śledzie w oleju delikatnie wzbogacone według receptury mojej rodziny – mówi.

Podobną rolę w przygotowaniach pełni Adrian Miedziński. – Nie przygotowuję bezpośrednio potraw, ale staram się zadbać o zakup wszystkich niezbędnych artykułów spożywczych. Mam już swoich sprawdzonych dostawców. W ten sposób też moi bliscy mogą zaoszczędzić trochę czasu, zamiast biegać po sklepach – opowiada wychowanek toruńskiego klubu, który po dwóch latach spędzonych w Częstochowie zdecydował się na powrót, by pomóc ekipie Tomasza Bajerskiego awansować do ekstraligi. Nowy kolega klubowy Adriana, Tobiasz Musielak lubi gotować, ale większość potraw przygotowuje mama.

– Z racji tego, że nie mieszkam już z rodzicami, raczej przygotowania do świąt mnie omijają. Czasem zdarza mi się kupować prezenty za kogoś. Ale to normalne, że czasami jak już jest się w sklepie, to można kupić coś i oszczędzić komuś czasu. Lubię gotować, ale moje ulubione potrawy przygotowuje moja mama i wiem, że zawsze one będą mi smakować – podkreśla wychowanek Unii Leszno.

Przy boku swojej małżonki podczas całego trudu przygotowań przedświątecznych stoi także Jakub Jamróg. – Tym razem organizujemy z żoną święta dla całej rodziny u nas w domu. Panuje u nas taka tradycja, że wymieniamy się i co roku spędzamy święta gdzie indziej. Moje rodzeństwo oraz rodzeństwo mojej małżonki zamieszkuje w obrębie bardzo wąskiego obszaru, dlatego nie było problemem wszystkich zaprosić. Nie martwię się o potrawy, bo zawsze ktoś z jakimś słoikiem sałatki wpadnie (śmiech). Moje ulubione potrawy to ryba po grecku i sałatka jarzynowa.

A co robią ci, którzy raczej stronią od kuchni? – Jeśli chodzi o kuchnię, to nie wtrącam się w poczynania mojej małżonki, mamy i teściowej. Nawet nie za bardzo się tam pojawiam. Za to lubię bardzo zjeść, a następnie zweryfikować czy wszystko jest udane. Oczywiście z racji charakterystycznego nazwiska – u nas grzyby zawsze są w każdej postaci (śmiech). Karp, pierogi z kapustą, z grzybami, kompot z suszu to nasze podstawowe dania. Ze słodkości najbardziej lubię makowca nazywanego przez niektórych poznańskim struclem – wylicza firmy brokerskiej Cash-Broker, Marek Grzyb.

Bardzo podobną rolę pełni Adam Skórnicki. – Ja pomagam, ale kosztować wszystkie potrawy świąteczne – śmieje się nowy trener Orła Łódź. W dość zabawny sposób święta przygotowuje wnuk Antoniego Woryny. – Włączam rumbę i jest odkurzanie! Poza tym jeśli chodzi o potrawy, to lubimy eksperymentować. Raz jest jedna potrawa, raz inna. W tym roku pierogi będzie przygotowywać moja narzeczona, także dochodzi dodatkowy dreszczyk emocji. Bo to jest trochę jak z białą kiełbasą na Wielkanoc. Gdy się ją je w ciągu roku, to nie smakuje jakoś specjalnie, ale podczas świąt – ma niepowtarzalny smak. Dlatego pierogi w święta Bożego Narodzenia smakują też przezajebiście – opowiada o swojej ulubionej potrawie Kacper.

Liczne potrawy świąteczne i ciasta to także olbrzymia pokusa. Wielu zawodników w grudniu zaczyna już pierwszy etap przygotowań do nowego sezonu. Jednym z elementów dobrej kondycji jest przestrzeganie diety. – Na święta robię sobie dyspensę. Jem wszystko i do woli. Mam tak racjonalnie rozpisany plan treningowy, że jestem o siebie spokojny – z zadowoleniem przyznaje czwarty zawodnik tegorocznych mistrzostw Europy.

– Od przejedzenia to można nawet w szpitalu wylądować, a tak serio to trzeba znać swój umiar. Jem częściej, ale za to mniej. Na szczęście mam taką posturę, że nie muszę się hamować, ale im jestem starszy, tym metabolizm jest już inny. Nic strasznego się nie stanie, jeśli w zimie przybędzie mi kilogram czy dwa. Wiem, że w tym głównym okresie przygotowawczym wrócę do swojej wagi. Kiedyś, jeszcze za juniora, tak zbiłem swoją wagę, że potem miotało mną po całym torze. Strasznie współczuję skoczkom narciarskim – skaczą w tym okresie świąteczno-noworocznym i muszą bardzo się pilnować – podsumowuje Jakub Jamróg.

Z kolei Adam Skórnicki, mówiąc o diecie podczas świąt, wspomina jeszcze czasy zawodnicze. – Pamiętam, że w Wigilię to jeszcze treningi miałem, a potem się siadało do stołu. Teraz już tak bardzo się tego nie trzymam, ale stary człowiek już jest, to też trzeba uważać – śmieje się indywidualny mistrz Polski z 2008 roku.

– Z racji tego, że w Rosji je się tak tłusto, to wszystkie kilogramy gubię w Polsce – podsumowuje nowy/stary nabytek eWinner Apatora Toruń, Wiktor Kułakow.

Pięknie ozdobiona choinka, a pod nią skrywane w opakowaniach tajemnicze prezenty. Kto w ciągu całego roku zasłużył na upominek, a komu dostanie się rózgą po nogach? – Jeśli mówimy o jakichś podsumowaniach, bo prezenty w tym okresie są pewnym podsumowaniem naszych zachowań, to w przypadku żużlowego prezentu powinienem od kibiców w Toruniu dostać rózgę – ocenia Adam Krużyński. – Oczywiście za moje dokonania, które nie były w tym mijającym roku specjalnie udane. Czuję to brzemię i czuję się odpowiedzialny za tak słaby wynik, ponieważ jestem częścią tej porażki. Drugą rózgę powinienem dostać od żony. W tym czasie, kiedy nie pracowałem zawodowo, poświęcałem się dla żużla, a przez to mieliśmy mało czasu dla siebie. Jakiś drobny upominek pewnie dostałbym od właściciela firmy, dla której pracuję. Wynik, który osiągnąłem jest zadowalający i mam nadzieję, że ludzie, z którymi pracuję mają podobne odczucia. Jeśli już nie prezent, to chociaż chciałbym trafić do czyśćca i tam czekać na główną nagrodę – dodaje z przymrużeniem oka A. Krużyński.

Adam Krużyński za postawę drużyny Get Well Toruń w mijającym roku wręczyłby sobie rózgę. Fot: archiwum A. Krużyński.

Sezon żużlowy to częste podróże, a to oznacza, że odpowiedzialność za prowadzenie domowych ognisk przejmują kobiety. – Myślę, że jednak dostałbym małą rózgę od żony za to, że niewiele pomagam w domu i przy naszych dzieciach. Bardzo często nie ma mnie w domu i cały trud wychowawczy przechodzi na moją małżonkę. Natomiast jako żużlowiec, myślę, że zasłużyłem na mały prezent. Oceniam zakończony już sezon na plus. Zwłaszcza końcowka była potwierdzeniem, że naprawdę było nieźle, a nominacja do kadry narodowej jest dla mnie zaszczytem i największym osiągnięciem – mówi z pokorą i dumą jednocześnie Jakub Jamróg.

Wszyscy zapewne pamiętamy dodatkowy bieg o brązowy medal podczas ostatniej rundy IME w Chorzowie pomiędzy Kacprem Woryną a Leonem Madsenem. – Zdecydowanie rózgę powinien dostać mój silnik z Chorzowa, który mnie zawiódł w najważniejszym momencie. Natomiast myślę, że nie zawiodłem kibiców w Rybniku. Pojechałem dobry sezon i udało się wywalczyć awans do ekstraligi. Tu spodziewałbym się małego prezentu, chociaż pewnie co niektórzy i tak daliby mi rózgę – opowiada lider ROW-u Rybnik.

– Jako Tobiasz, chyba zasługuję na prezent. Natomiast jako żużlowiec chyba też, ponieważ nikomu krzywdy na torze nie zrobiłem, a jeśli komuś zrobiłem, to przepraszam – mówi Tobiasz Musielak.

A czy na prezent zasłużyli trenerzy i działacze? – Ten rok był bardzo przekrojowy. Bo w biznesie jako właściciel firmy Cash-Broker idzie dobrze, otwieramy nowe kierunki biznesowe i tutaj panuje pełna mobilizacja. Natomiast jako prezes Stali Gorzów przybyłem w bardzo trudnym okresie, by gasić rozmaite pożary. Dostałem już prezent, a mianowicie mam w swojej drużynie mistrza świata Bartka Zmarzlika i namówiłem do pozostania w klubie Krzysia Kasprzaka. Poza tym jestem zadowolony z okresu transferowego – odpowiada prezes Stali Gorzów, Marek Grzyb.

Marek Grzyb już dostał prezent na święta – zatrzymał w swojej drużynie IMŚ Bartosza Zmarzlika. Fot: archiwum M. Grzyb

Wydawałoby się, że zdobywając trzy kolejne tytuły DMP, można oczekiwać tylko prezentów, ale to tylko pozory i… permanentna ciężka praca nad sobą. – Myślę, że delikatnie po tych nóżkach kijkiem powinienem dostać, jak większość z nas – mówi jak zawsze wyważony w swoich wypowiedziach Piotr Baron.

Dość ciekawie do zagadnienia tematu kar i nagród podszedł Jacek Frątczak. – Wiem, że większość kibiców dałaby mi rózgę. Nie mam żadnych wątpliwości, bo ten rok był bardzo trudny dla mnie i nieudany dla toruńskiego klubu. Dałbym sobie rózgę, ale za zbyt rozdmuchane ego. Ono spowodowało cierpienie mojej rodziny. Natomiast miałem ogromne problemy zdrowotne i powolutku zaczynam łapać równowagę. Dlatego z ogromnym utęsknieniem oczekuję kalendarza z napisem 2020. Za tę walkę o swoje zdrowie dałbym sobie mały prezent. Proszę mi wierzyć, że niewielu ludzi by się podniosło – refleksyjnie kończy zielonogórzanin.

– Chciałbym dostać prezent na gwiazdkę, ponieważ w dzieciństwie nie było moich rodziców stać na prezenty. Pochodzę z biednej rodziny. Marzy mi się jakaś wycieczka do ciepłych krajów z żoną i córeczką – oznajmia Andrzej Lebiediew.

Bardzo podobne plany ma Wiktor Kułakow. – Powiedziałem swoim znajomym, żeby nie kupowali żadnych prezentów. Robimy sobie tylko upominki nawzajem z moja dziewczyną i lecimy niedługo do Egiptu – cieszy się Rosjanin. Niestety zdarza się i tak, że prezenty bywają całkowicie nietrafione. – Muszę się przyznać, że podarowałem taki prezent kiedyś mojemu tacie. Ja nawet traktuję to w kategoriach traumy (śmiech). Jako małe dziecko, nie bardzo wiedziałem, co mu kupić. Tato miał wówczas trochę ponad 30 lat i dostał ode mnie ostatecznie pędzel do golenia. Problem polegał na tym, że on praktycznie nie miał zarostu – mówi Adam Krużyński.

A jakie plany sylwestrowe mają nasi bohaterowie? – Co roku wynajmujemy ze znajomymi domki i witamy nowy rok. W tym zabraliśmy się za to zbyt późno i możemy nie zdążyć tego ogarnąć. Jeśli się nie uda, to zrobimy imprezę w domu, ale z pewnością będzie hucznie – takie plany na ostatni dzień 2019 roku ma Kacper Woryna.

Kacper Woryna jeszcze nie wie, gdzie spędzi noc sylwestrową, ale z pewnością będzie hucznie. Fot. archiwum K. Woryna

– W ciągu ostatnich kilku lat mieliśmy z żoną taki zwyczaj, że braliśmy udział w balach sylwestrowych. Tym razem postanowiliśmy coś zmienić i zostajemy w domu. Zaprosimy kilku najbliższych znajomych i powitamy nowy rok – takie plany sylwestrowe ma Jacek Frątczak. Sylwester skromnie jak co roku spędzony również w wąskim gronie przyjaciół i bez spektakularnych wydarzeń – tak to widzą Adrian Miedziński i Tobiasz Musielak.

– Na ten moment nie mam planów. Przy dzieciach nie można ich mieć za bardzo. Co chwilę łapią jakąś infekcję i trzeba być na posterunku. Na hulaszczy tryb życia jeszcze przyjdzie czas. Dlatego sylwester w gronie rodzinnym. Teraz ten czas chcę poświęcić całkowicie rodzinie – mówi nam Jakub Jamróg.

– Noc sylwestrową spędzę z małżonką w Gorzowie. Przy okazji chciałbym życzyć dziennikarzom portalu żużlowego pobandzie.com.pl napisania wielu poczytnych artykułów i kliknięć czytelników. Aby odwiedzających witrynę cały czas przybywało, a kibicom spokoju, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia oraz wielu żużlowych emocji w nowym sezonie – kończy Marek Grzyb.

ŁUKASZ BRUNACKI