Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Koronawirus i bieżące problemy klubów żużlowych całkowicie zawładnęły naszymi umysłami. I nie dziwota. Kłopot w tym, by patrzenie wyłącznie na czubek własnego nosa i przez pryzmat potrzeb z kategorii „tu i teraz” nie pozbawiło nas szerszej refleksji. Pandemia nie będzie wieczna. A w kolejnych sezonach, przy obecnej modzie na „nicnierobienie”, żużel umrze śmiercią naturalną. Liczba zawodników kurczy się od lat. Ligi w wielu dotąd żużlowych krajach, to albo wspomnienie, albo kadłubowa namiastka niedawnej potęgi. No i koszty. Astronomiczne i wciąż rosnące. Takie, które dawno już nie pozwalają przeciętnemu Niemcowi, Anglikowi, czy Skandynawowi kupić małolatowi, za drobne, zupełnie bez znaczenia dla domowego budżetu, pierwszego motocykla, by miał na czym spróbować i przekonać się czy i co z tego będzie.

Z natury jestem wrogiem sztucznych rozwiązań. Różnorakie KSM-y, limity i temu podobne pomysły, mniej lub bardziej przypominające czasy PRL-u, zawsze sprawiają, że ktoś czuje się, bądź obiektywnie pozostaje okaleczony. Naturalny rozwój to najlepsze rozwiązanie. Co jednak, gdy naturalnie dyscyplina zmierza nieubłaganie w kierunku przepaści. Wówczas należy interweniować. Roztropnie, mądrze, w sposób przemyślany, by nie działać na zasadzie „w praniu zobaczymy, co z tego będzie”. Moje przemyślenia sprowadzają się w zasadzie do dwóch pomysłów na już. Nic odkrywczego. Obydwa funkcjonowały już w krajowym speedway`u i jakoś nie pamiętam, żeby komukolwiek wyrządziły krzywdę.

Na początek mój konik od lat, czyli młodzież. Był czas, że w ligowym zestawieniu mieliśmy aż trzech polskich juniorów. Dwóch w podstawowym zestawieniu i trzeciego w rezerwie. Razem musieli wystąpić w minimum sześciu biegach meczu, ale często startowali więcej. Nawet znacznie więcej. Z tego pokolenia dotrwali jeszcze choćby Protas, Greg Walasek, czy Okoń. Większość zespołów w tamtych latach, dysponowała szeroką kadrą młodzieżowców. W MDMP odbywały się czwórmecze, a każdy klub był w stanie wystawić zestaw czterech młokosów i piątego rezerwowego. Do tego nie każdy z licencją łapał się w składzie. Dla nich oraz tych początkujących, świeżo upieczonych kandydatów na gwiazdy, prowadzono wiele regionalnych rozgrywek. Choćby pokroju Pomorskiej Ligi Młodzieżowej. Jazdy było więc „do bólu”, a młodzież korzystała z okazji. Spójrzcie na roczniki od 1972 do 1978. Ilu tam było zawodników. Owszem, także tych, którym się nie powiodło. Tylko było z kogo selekcjonować. Wybitnych mieliśmy po jednym, czasem dwóch z każdego ośrodka, do kompletu kilku jeszcze przyzwoitych rzemieślników, którzy uzupełniali składy ekip z niższych lig, przechodząc płynnie w żużlową dorosłość. Komu to przeszkadzało? A jakim cudem mieli miejsce w składach i często występowali na torze, jako ważne ogniwa drużyn, nie zaś fotomodele przy prezentacji? Na to też był sposób, do którego warto wrócić.

W owym czasie każda drużyna mogła początkowo korzystać z usług jednego tylko obcokrajowca. Po wprowadzeniu KSM, by „uatrakcyjnić” zawody dla kibiców i podnieść poziom krajowej czołówki, tudzież zwiększyć dostępność deficytowego wówczas sprzętu – pozwolono na udział dwóch, pod warunkiem zmieszczenia się w limicie. W uproszczeniu, albo jechała jedna gwiazda, albo dwójka mniej znanych, czasem debiutujących stranieri. Stąd też brały się te nieszczęsne kombinacje z taśmami, defektami i słabszymi występami, szczególnie w końcówce sezonów. Tego można jednak łatwo uniknąć, nie przydzielając obcym żadnych limitów punktowych. Pytanie tylko, czy wobec światowego kryzysu naszego sportu, stać nas, głównie w Ekstralidze, na zatrudnianie tylko jednego zagranicznego lidera. W dobie radosnego przydzielania polskich paszportów, pewnie zrazu pojawili by się nowi rodacy, pokroju tych urodzonych w Stavanger i nie znający nawet refrenu Mazurka Dąbrowskiego, ale i to nie ból. Idziemy po bandzie. Ustalamy limit na jedną gwiazdę z importu, a do tego, równocześnie, rezygnujemy z mocarstwowych zapędów i likwidujemy trzecią ligę. Zatem, 10 ekip w Ekstralidze, z jednym stranieri każda, pozostałe zaś na drugim poziomie. Naturalnie pojawią się natychmiast komentarze w rodzaju, a skąd brać Polaków, a poziom się obniży, a w niższej lidze przybędzie spotkań do jednej bramki itd.itp. Nie przeczę. Wszystkie wymienione historie mają prawo się zdarzyć w trzech, czterech pierwszych sezonach po reorganizacji. Bo to nie jest pomysł obliczony na szybki efekt. To nie piekarnia. Dalej, po tym okresie, zmuszone przez życie, a nie przepisy, do skutecznego szkolenia kluby, będą już dysponowały przynajmniej dwójką, trójką wychowanków, gotowych umierać za klub, a do tego sporo już potrafiącymi, takoż kolejnymi dwoma, trzema, ze świeżego przychówku, przygotowanymi do ligowego terminowania i zbierania szlifów. 

Druga liga również wyniesie z takiego rozwiązania wartość dodaną. Ci dobrzy, ale nie wyśmienici obcokrajowcy, chcąc startować i zarabiać, poszukają zatrudnienia piętro niżej. No i stawki teoretycznie powinny być niższe, bo znowu doprowadzimy, sztucznie bo sztucznie, ale jednak, do sytuacji, w której podaż będzie wyższa od popytu. Zyskać mogą też upadające dziś ligi. Szwecja, Anglia, Dania, Niemcy. Zawodnicy, którzy nie zarobią, bądź mniej zarobią u nas, poszukają miejsc, gdzie ich budżety mogłyby zostać uzupełnione i wtedy okaże się, że chętnych do występów za Kanałem La Manche, bądź w Skandynawii, do tego za strawne stawki, znowu jest wielu i odpowiednio mocnych. Że to mrzonki skazane na niepowodzenie, bo należałoby przez te trzy, cztery pierwsze lata uzbroić się w cierpliwość i poczekać na efekty? Możliwe. Ale z całą pewnością siedzenie na czterech literach, jak dotąd i kombinowanie komu przyłożyć finansowo, za źle ubraną czapeczkę sponsora, niczego nie wniesie.

Pandemia pandemią, ta jednak nie tłumaczy wszystkiego i nie może stanowić wytłumaczenia dla zaniechania i braku perspektywicznej polityki związku. Naturalnie można nadal udawać ślepego, głuchego i niemego, by za kilka najwyżej lat zgasić światło w pokoju z napisem żużel. Tylko czy warto czekać i czy na owo bezczynne oczekiwanie nas stać, no i najważniejsze – czy go chcemy. Nie sądzę. Zatem do dzieła panowie działacze. Czas na konsultacje społeczne sprzyjający. Wirus im nie wadzi.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

ZOBACZ TAKŻE:

3 komentarze on Sierakowski: Pandemia nie zwalnia z obowiązku myślenia – wręcz go potęguje
    MICHAŁ
    30 May 2020
     8:54am

    Panie Przemku, zmiany tak, ale niestety trzeba to zrobić etapami. Taki plan 5-letni. Na gwałtowną zmianę środowisko nie jest gotowe. A perspektywa jak poniżej:
    1) Ekstraliga 12 zespołów, bez play-offów, ewentualnie wielki dwumecz finałowy i o brąz.
    2) Ośmiu zawodników w skaldzie. Dwóch nieobowiązkowych rezerwowych, ale dla nich pewny jeden wyścig (4 bieg zawodów), zamiast biegu juniorów. Przy 6-osobowym składzie, max 3 obcokrajowców, przy składzie 7-8 osób, max 4 obco. Brak ZZ, rezerw taktycznych, aby więcej zawodników mogło jeździć.
    3) Dwie drużyny spadają, dwie wchodzą, trzecia baraże. Pierwszy baraż u drużyny która pretenduje. Rewanż tylko w przypadku zwycięstwa pretendenta. Do awansu, konieczne też zwycięstwo na wyjeździe.
    4) Jeden zawodnik, jedna liga. Inne ligi też jadą w weekend, a w tygodniu wszelkie inne rozgrywki, w tym międzynarodowe.
    To tak w skrócie. Pozdrawiam.

    Michał Świącik: Otwarcie trybun to dobra decyzja. Docenimy najwierniejszych fanów | PoBandzie
    30 May 2020
     10:15am

    […] Sierakowski: Pandemia nie zwalnia z obowiązku myślenia – wręcz go potęguje […]

Skomentuj

3 komentarze on Sierakowski: Pandemia nie zwalnia z obowiązku myślenia – wręcz go potęguje
    MICHAŁ
    30 May 2020
     8:54am

    Panie Przemku, zmiany tak, ale niestety trzeba to zrobić etapami. Taki plan 5-letni. Na gwałtowną zmianę środowisko nie jest gotowe. A perspektywa jak poniżej:
    1) Ekstraliga 12 zespołów, bez play-offów, ewentualnie wielki dwumecz finałowy i o brąz.
    2) Ośmiu zawodników w skaldzie. Dwóch nieobowiązkowych rezerwowych, ale dla nich pewny jeden wyścig (4 bieg zawodów), zamiast biegu juniorów. Przy 6-osobowym składzie, max 3 obcokrajowców, przy składzie 7-8 osób, max 4 obco. Brak ZZ, rezerw taktycznych, aby więcej zawodników mogło jeździć.
    3) Dwie drużyny spadają, dwie wchodzą, trzecia baraże. Pierwszy baraż u drużyny która pretenduje. Rewanż tylko w przypadku zwycięstwa pretendenta. Do awansu, konieczne też zwycięstwo na wyjeździe.
    4) Jeden zawodnik, jedna liga. Inne ligi też jadą w weekend, a w tygodniu wszelkie inne rozgrywki, w tym międzynarodowe.
    To tak w skrócie. Pozdrawiam.

    Michał Świącik: Otwarcie trybun to dobra decyzja. Docenimy najwierniejszych fanów | PoBandzie
    30 May 2020
     10:15am

    […] Sierakowski: Pandemia nie zwalnia z obowiązku myślenia – wręcz go potęguje […]

Skomentuj