fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

No i się podziało. Do tego stopnia, że imć pan Olkowicz w piątej odsłonie nudnego starcia królowej Unii z pomysłowym jak Pat i Mat MrGarden GKM, wziął się i wypalił dla urozmaicenia, że oto obserwujemy wyjście z drugiego łuku pierwszego… wirażu. Zaczynam bać się o moją psychikę i poczucie normalności. Skoro bowiem normą staje się margines, można mieć uzasadnione obawy.

W piątek kibice najbardziej czekali jednak na inne rozstrzygnięcie. Pod Jasną Górą gospodarze mieli potykać się z Gorzowem. No i się potknęli. Do tego stopnia, że aż pątników cofnęło z drogi pokutnej. Tam to dopiero fajerwerki. Cieślak przegrał dwa razy u siebie na twardym. Takie deja vu z poprzedniego sezonu, z tą różnicą, że tym razem nie chował się przed mediami, co nie oznacza, iż miał cokolwiek sensownego do przekazania. Ponownie zatem do akcji, wzorem ubiegłego roku, wkroczył prezes Świącik. Za wiedzą, czy bez wiedzy Narodowego, ale nakazał rewitalizację nawierzchni, jak należy się domyślać, z jak najszczerszych przesłanek i troski o dobro zespołu. Miał powody by wierzyć w siebie, bowiem nieodległa historia pouczyła rzeczonego praktycznie, że jako szef wszystkich częstochowskich szefów, wszystko wie i potrafi najlepiej. Zastanawiam się tylko, czy w tym sezonie groźniejszy jest koronawirus, czy casus Mrozka.

Rozpleniają nam się wszech wiedzący prezesi niczym grzyby po deszczu, a skutek wciąż identyczny. W Częstochowie miała być rewolucja i przebudzenie śpiących rycerzy, a wyszło jak zwykle. Nie wiem kto przygotowywał nawierzchnię, czy prezes osobiście dosiadał ciągnika, czy pozwolił prowadzić kobietom zgodnie z tuż powojennym hasłem propagandowym, faktem pozostaje, że glinka której jak sam twierdził – nie dosypał, a potem skorygował oświadczeniem do oświadczenia, że jednak tak, rozmiękła przy ulewie i nie pozwoliła się już uklepać, mimo dwóch dób słońca. Nie o takie słońce nad jasnogórskim Klasztorem szło prezesowi. Na takie lekceważenie własnej roli i zdania w klubie obruszył się Narodowy. Co prawda jedyne co wcześniej umiał stwierdzić, to banały o tym, że mistrza świata jeździć nie nauczy, a tor dla wszystkich jest taki sam, ale poczuł wyraźnie, że jego pozycja jest marginalizowana. I tak od iskierki poszedł pożar.

Najpierw jeszcze szef próbował bagatelizować publiczne starcie obu dżentelmenów, twierdząc, że zajęty pracami przy torze nie miał czasu czytać pozostawionej korespondencji, ale nie zastanowił go przy okazji tych czynności brak szkoleniowca w pobliżu. No i Ekstraliga ma teraz zagwozdkę. Faktem jest, że Włókniarz nie zgłosił dosypania glinki, pierwotnie próbował ów fakt zataić, po czym ostatecznie przyznał naruszenie regulaminu w tej kwestii. Faktem także pozostaje, że gdyby nie nawałnica we wtorek i woda, której hektolitry poszły w zbronowany tor, nic by się nie wydało, a ewentualny sukces w meczu zadziałałby jak katalizator dla kolejnej porcji peanów na cześć świętego Michała i krytyki „nieporadnego” Cieślaka. A tak. Niezależnie od postanowienia KOL będzie ciąg dalszy, bo albo to Gorzów zechce dochodzić swoich racji, albo Włókniarz, w obliczu odpadnięcia z play-off, stanie na głowie, by mecz odbył się na torze, przekonując, że jedyną sprawczynią nieszczęścia była owa nawałnica.

Co na to zaś sam zainteresowany, czyli Marek Cieślak? Póki co mówi dużo jak rzadko. Być może zbyt wiele. Wszak milczenie złotem. Trudno będzie za czas jakiś wycofać się rakiem z kategorycznych i jednoznacznych stwierdzeń. Czy ma więc powody, by tak się wywnętrzać? Swoim zdaniem pewnie tak, choć mnie mama uczyła, że własne brudy należy prać w domu i nie wywlekać ich na forum publicum. Do tego gorąca głowa nie sprzyja bezstronnej ocenie i wyważeniu opinii, co najlepiej widać na przykładzie oddawanej następcy, trochę jak kukułcze jajo, kadry narodowej. Media się cieszą, kibice biorą za łby w komentarzach, rodziny obu panów podgrzewają atmosferkę zajadłymi wpisami i mamy polskie piekiełko. Wnioski? Najlepiej kiedy ciągnikiem powozi toromistrz, pracami dyryguje trener, a prezes ogląda zawody z trybuny VIP-ów, reagując na porażki ewentualną zmianą obsady poszczególnych stanowisk w klubie, nie zaś interwencją z gatunku „ja siama”. Tylko tyle i aż tyle.

Zaskoczonych wynikiem Kasprzoka w Gorican już studzę. Krzycho to zawodnik turniejowy, choć nie do końca regularny. W Chorwacji tor mu leży, starty zawsze miał bardzo dobre i w zasadzie to wystarczyło. Podobno też tuż przed śmiercią fura śmiga jak szalona, a tu w ostatnim wyścigu części zasadniczej stanęła. Sukces jednak godny i gratulacje zasłużone, choć w hurraoptymizm jeszcze bym nie popadał. Mnie niedyspozycja dwóch lubelskich muszkieterów jakoś nie zaskoczyła i wcale nie mam złośliwie na myśli pobierania próbek paliwa do badań chemicznych. Zagar zrobił swoje, pozytywnie pohasał Berntzon, przegrał z ciśnieniem Łoktajew i on najbardziej może pluć sobie w brodę, zaś Michelsen i Łaguta pojechali jak za karę i takiż osiągnęli rezultat. W SGP na rok przyszły Kasprzak i Berntzon z całą pewnością, zaś Saszka pokochał Zagara i trzyma za Słoweńca kciuki, by ten zapewnił sobie stałe miejsce w tegorocznym cyklu, zaś Rosyjski Ukrainiec zajął pozostawiony vacat.

A propos Łoktajewa. Pojechał z licencją Ukrainy. Zatem może Piter wykupi papier w równie potężnej żużlowo Bułgarii, czy Rumunii i takoż przestanie kłopotać się o przywrócenie bądź nie do reprezentacji Polski? Nie sądzę. Chłopak chce, ale nie za wszelką cenę. I chce z orłem na piersi, wbrew temu co sugerują oponenci. Poczekajmy na decyzje następcy Cieślaka, choć taka gruba krecha byłaby wskazana dla oczyszczenia atmosfery i nowego otwarcia. Cóż. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym, jak śpiewał Perfect. Przedłużanie kadencji trochę na siłę, dla jednego SoN w sezonie nie zawsze kończy się szczęśliwie. Niezależnie zaś od obiektywnego i niepodważalnego sukcesu Krzysztofa Kasprzaka, którego można i należy wyłącznie gratulować doświadczonemu i utytułowanemu zawodnikowi, sama zasada przydziału miejsc w eliminacjach, bez pandemicznych cudów, w postaci klucza narodowego, na podstawie wyników turnieju z poprzedniego sezonu, bez względu na aktualną formę, była i jest do bani. I to należy zmienić, czytaj poprawić.

A żeby znowu za chwilę było o czym pisać zadbają rządzący krajowym speedwayem. Z utęsknieniem czekam efektów prac spec grupy do spraw naprawy procedury startowej takoż praktycznej strony uatrakcyjnienia widowisk dzięki „poprawie” nawierzchni. Może wróci linia 30 metrów, a może zamiast betonu pojawią się ruchome piaski, wydmy i miejscowe przemoczenia? Pożyjemy – zobaczymy, czego i sobie i państwu życzę.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

4 komentarze on Sierakowski: Kobiety na traktory, prezesi na trybuny, głębokie rezerwy do SGP
    ROW4LIFE
    24 Aug 2020
     2:33pm

    Eh, te nasze polskie żużlowe piekiełko jest jak teściowa; z nią źle ale bez niej, jeszcze gorzej. Pozdrawiam panie Przemku.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    24 Aug 2020
     5:57pm

    Też lubię te felietony pana Sierakowskiego, może trochę przydługie i potem jak mam coś dopisać z racji własnego komentarza to muszę znowu czytać, ale to mi jakoś nie przeszkadza. Czasem można znaleźć jakąś perełkę.

    Podsumowanie tygodnia fajne, prawdziwe, ale też luźne i żartobliwe.

Skomentuj

4 komentarze on Sierakowski: Kobiety na traktory, prezesi na trybuny, głębokie rezerwy do SGP
    ROW4LIFE
    24 Aug 2020
     2:33pm

    Eh, te nasze polskie żużlowe piekiełko jest jak teściowa; z nią źle ale bez niej, jeszcze gorzej. Pozdrawiam panie Przemku.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    24 Aug 2020
     5:57pm

    Też lubię te felietony pana Sierakowskiego, może trochę przydługie i potem jak mam coś dopisać z racji własnego komentarza to muszę znowu czytać, ale to mi jakoś nie przeszkadza. Czasem można znaleźć jakąś perełkę.

    Podsumowanie tygodnia fajne, prawdziwe, ale też luźne i żartobliwe.

Skomentuj