Powrót na ligowe tory był dla Taia Woffindena bardzo udany. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od lat czekamy na trzeci dopiero tytuł Polaka w Indywidualnych Mistrzostwach Świata. Mimo, rzekomo, najlepszej ligi świata. Mimo kurczenia się rynku. Mimo wprowadzenia, albo z powodu wprowadzenia Grand Prix (niepotrzebne skreślić), wciąż nie możemy dochować się kolejnego po Szczakielu i Gollobie, championa. Owszem, Polacy stają na podium, często w bardzo młodym wieku, ale są to niższe stopnie. To szczytowe miejsce ciągle pozostaje zarezerwowane dla innych. Czego brakuje naszym? Co sprawia, że mimo talentu i pracy oraz niebywałej ambicji, wciąż muszą obchodzić się smakiem?

Ostatnio najbliżej tytułu wydaje się Bartek Zmarzlik. Wielu kibiców nad Wisłą w nim upatruje faworyta do złota. Upragnionego złota. Namaszczony przez Tomasza Golloba gorzowianin bardzo się stara, by spełnić pokładane nadzieje, lecz wciąż czegoś brakuje. Czego? Mam swoje teorie. Ściślej, dwie teorie.

Sonik, Kubica, Błażusiak to postaci posągowe. Każdy w innej dziedzinie, ale każdy „po przejściach”, a ściślej, po przejściu drogi przez mękę. Od najmłodszych lat próbujący sił w różnych odmianach sportów motorowych nigdy nie mieli lekko. Zawsze musieli przebijać się przez mury niechęci lub tylko obojętności. Nikt niczego nie kładł im na tacy. Taki zimny wychów przyniósł w końcu efekty. A Bartek? Okrzyknięty talentem, od początku kariery miał relatywnie łatwo. Do tego brak angielskiej szkoły i mamy pierwszą teorię.

Tylko cztery wyścigi, pięć lat temu dla Birmingham Brummies, wiosny nie czynią. Spójrzcie na tabelę wszech czasów i wskażcie ilu championów wygrywało tytuł bez praktyki na Wyspach? Tomek Gollob, śmiem twierdzić, także osiągnąłby jeszcze więcej, gdyby takie szlify zebrał większe. Anglia to różne, bardzo różne tory. Diametralnie inna nawierzchnia, zupełnie inne kształty, agrafki na każdym niemal obiekcie. To uczy. Uczy rzemiosła, ale też pokory w ocenie talentu.

Bartek jest szybki, widowiskowy, ale bywa nieskuteczny. Szczególnie w pierwszych odsłonach meczu, gdy doklejenie motocykla, na bazie wyłącznie prac polowych, jest niezbędne. Zmarzlik ma z tym kłopot. Jeśli trafi – jest błyskotliwy. Jeśli nie, zaczyna się gubić. Do tego wybór odpowiednich ścieżek. Gollob orbitował z uporem maniaka. Bez względu na stan toru. Kiedy pod płotem niosło – wygrywał, ale kiedy duża nie jechała, często miast dwójki po starcie, atakując prowadzącego, kończyło się śliwką. Zatem w cyklu Grand Prix strata niewymierna i poważna. Lepsza dwójka za drugą pozycję niźli zero za ambicję, ale czwartą lokatę. Póki co, w speedwayu punktów za wrażenia artystyczne nie przydzielają, chyba że Castagna z Olsenem coś wymyślą.

Jak przetrwać kryzys, pokazał „Tajski” w poprzednim sezonie. Kiedy był wolny i bez formy, woził kilka oczek, plasując się w środku stawki. Kiedy odzyskał rezon, szybko pozamiatał i pozbawił złudzeń także Bartka. Polak, gdy nie szło, woził ogony i tych kilku punkcików z każdego słabszego turnieju brakło w ogólnym bilansie.

Anglia daje bezcenną wiedzę. O nawierzchniach, różnej technice jazdy w każdych napotkanych warunkach, operowaniu manetką gazu i sprzęgłem, takoż niespotykanych u nas kształtach owali. Sezon tam i przy swym talencie, wysokich umiejętnościach i otwartej głowie, Zmarzlik wskoczy piętro wyżej, a stąd tylko kroczek do pasma indywidualnych sukcesów. Kto stoi w miejscu, ten się cofa, mawia stara prawda i spełnienia się tejże absolutnie Bartkowi nie życzę.

Do wyspiarskiej szkoły dołożyłbym jeszcze chłodną głowę, szczególnie gdy nie idzie, bo takie chwile kryzysu każdemu się przytrafiają. I to owa druga podpowiedź. Nie szalejemy, nie obijamy band, tylko ciułamy możliwie wiele punkcików, by we właściwym momencie, gdy forma wróci, a sprzęt zacznie jechać, zaatakować skutecznie. Bartek ma problem z dopasowaniem szybkich zwykle motocykli od początku zawodów, więc w tej materii Wyspy Brytyjskie mogą tylko pomóc. Słyszałem, że kiedyś w Opolu Marian Spychała, wtedy już trener, urządzał chłopakom dwa treningi dziennie. Przed południem ścigali się na mokrej kopie, szli na obiad i potem śmigali po ubitym betonie. Jeśli tak, to w tym szaleństwie była metoda.

Rozumiem, że czasy się zmieniły, że zawodnik to przedsiębiorstwo dokładnie liczące koszty, że sprzęt drogi i nie sposób przeinwestowywać, ale cel uświęca środki. Jeśli Bartek chce, a chce na pewno, zostać mistrzem świata, powinien przejeździć choćby rok na specyficznych, angielskich torach. Żadna Szwecja tego nie da. W Anglii trzeba umieć czytać ze zrozumieniem, czytać tory i ścieżki, a to cecha, której Zmarzlikowi czasem brakuje. Właściwe wnioski, obserwacja i nabieranie ogłady. Torowej ogłady. Dla Bartka, który wszystko od początku kariery miał podawane na tacy, to byłaby swoista szkoła przetrwania. No i nauczyłby się pokory, to ważne. Nie twierdzę, że jest zarozumiały, nie o to tu idzie. Myślę o pokorze przed najbardziej wymagającą, choć ostatnio niedomagającą ligą świata. Wiem, kasy tam nie ma, ale też dokładać do interesu nie trzeba, więc w imię wyższych celów – warto.

Zatem dwie przyjacielskie podpowiedzi od starego wyżeracza. Choćby sezon na Wyspach Brytyjskich i zimna głowa, a tytuł będzie na wyciągnięcie ręki. Jeśli się mylę, stawiam red bulla. Receptą na zdobycie indywidualnego mistrzostwa jest trzymanie pewnego poziomu przyzwoitości. Nie można być mistrzem, wożąc ogony. Tu należy być jak „Woofi”. Małysz, kiedy gubił formę, odpuszczał zawody lub szukał „dziury” w kalendarzu. Wtedy wraz z Hannu Lepistoe jechali do Ramsau, na K-90, takie swoiste „kopyto” dla Adama. Tam, zazwyczaj, forma wracała. Może warto o tym pomyśleć i poszukać swojego „kopyta” w Anglii?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

4 komentarze on Sierakowski: Być jak Tajski. Angielska szkoła i zimna głowa
    Gabi
    20 May 2019
     8:02am

    Felieton powinien mieć tytuł „zapłacili mi za usilną promocję Ligi Angielskiej” – to prawie jak oglądanie TVPiS nie da się na trzeźwo ….
    W Anglii kasy nie już wiele lat a mimo wszystko jechało tam dużo zawodników … Zawodnicy wycofali się z prostego powodu dbają o zdrowie wielu traciło „kasę i splendor” bo zachciało im się pojechać w Anglii mecz i to jest główny powód , jadą tam ogórki którzy w ciężkich warunkach potrafią zrobić krzywdę innym.
    Nie kreujcie Aroganta z Anglii już na takie guru …prawda jest taka że gdyby nie sędzia w GP bodajże Szwecji gdzie było widać z kosmosu jak jeździ po trawie to lipny byłby wynik i tym mógł zgubić sezon i tytuł ale było już kilka dziwnych sytuacji pomocowych dla Tay’a – takie fakty a to kolega „Pepiczek” się podkładał w Pradze ….
    Bądźmy rzetelni każdy z PL raiderów z GP ma papiery, aby coś ugrać ale muszą 1) jechać równo 2) w dolinach jak wpadną łapać każdy punkt 3) … mieć trochę szczęścia

    PS

    A wysłanie żużlowca którego własne grono opisuje że żużlowiec z umiejętnościami stricte torowymi kompletnymi to hmm wskazuje na mocny przeciąg miedzy uszami , lub zbyt dużo trunków % a może jedno i drugie bo jedno znika od nadużyć drugiego.

    Viktor
    20 May 2019
     4:22pm

    Zapanowała dziwna psychoza piętnowania torów w Angli ;czy to nie pokłosie bo sam Narodowy tak powiedzial a jednak sam wiele lat temu startował w Angli. A być może samouwielbienie okrzyknięte – najleps zej ligii świata. Osobiście dla mnie z przełomu lat gdy jeszcze jeżdzono na FiS- skłaniam się do stwierdzenia obecnie: żuzel czy to aby magia? Czy to już tylko blef? Zapanowała metoda układania torów jako klepiska z jazdą kontrolowanego ślizgu a jak tor jest przyczepny z luźną nawierzchnią to większość naszych zawodników niepotrafi wejsć w wiraż bo innej metody niezna nie umie ; uparcie próbując na wirażu wyłamać motocykl.
    W pełni zgadzam się utożsamiam się z autorem w/w felietonu i dopóki nie zmienimy metod szkolenia na różnorodny to czas oczekiwania na kolejnego mistrza to lata świetlne.Staniemy się zamknìętą enklawą z samouwielbieniem.
    Do przedmówcy aby niebyć posądzony o promocję autora oświadczam,ze nie znam autora felitonu nie miałem przyjemności poznać a szkoda.

    Ja
    26 May 2019
     9:03am

    Gabi nie kompromituj się takimi wpisami.
    Anglia uczy jazdy w każdych warunkach na każdym torze , koniec kropka, z tym dyskutować nie ma sensu. Tory w Polsce są niestety ,,asfaltowanie,, co powoduje że wystarczy mieć szybki motor i po pierwszym łuku zostawia się rywali że czasami kamera nie jest w stanie ogarnąć czterech zawodników. Wiem u Nas są tory dłuższe gdzie prędkości są większe ale nie dajmy zniszczyć tego co w żużlu jest najpiękniejsze, walkę od startu do mety. Co z tego że mamy najlepszą czy raczej najlepiej opłacaną ligę? Proponuje oglądnąć kilka spotkań z Anglii aby zrozumieć że gość którego nazwiska próżno szukać u nas w lidze, jedzie i walczy jak równy z równym z tuzami dzisiejszego speedwaya….

Skomentuj

4 komentarze on Sierakowski: Być jak Tajski. Angielska szkoła i zimna głowa
    Gabi
    20 May 2019
     8:02am

    Felieton powinien mieć tytuł „zapłacili mi za usilną promocję Ligi Angielskiej” – to prawie jak oglądanie TVPiS nie da się na trzeźwo ….
    W Anglii kasy nie już wiele lat a mimo wszystko jechało tam dużo zawodników … Zawodnicy wycofali się z prostego powodu dbają o zdrowie wielu traciło „kasę i splendor” bo zachciało im się pojechać w Anglii mecz i to jest główny powód , jadą tam ogórki którzy w ciężkich warunkach potrafią zrobić krzywdę innym.
    Nie kreujcie Aroganta z Anglii już na takie guru …prawda jest taka że gdyby nie sędzia w GP bodajże Szwecji gdzie było widać z kosmosu jak jeździ po trawie to lipny byłby wynik i tym mógł zgubić sezon i tytuł ale było już kilka dziwnych sytuacji pomocowych dla Tay’a – takie fakty a to kolega „Pepiczek” się podkładał w Pradze ….
    Bądźmy rzetelni każdy z PL raiderów z GP ma papiery, aby coś ugrać ale muszą 1) jechać równo 2) w dolinach jak wpadną łapać każdy punkt 3) … mieć trochę szczęścia

    PS

    A wysłanie żużlowca którego własne grono opisuje że żużlowiec z umiejętnościami stricte torowymi kompletnymi to hmm wskazuje na mocny przeciąg miedzy uszami , lub zbyt dużo trunków % a może jedno i drugie bo jedno znika od nadużyć drugiego.

    Viktor
    20 May 2019
     4:22pm

    Zapanowała dziwna psychoza piętnowania torów w Angli ;czy to nie pokłosie bo sam Narodowy tak powiedzial a jednak sam wiele lat temu startował w Angli. A być może samouwielbienie okrzyknięte – najleps zej ligii świata. Osobiście dla mnie z przełomu lat gdy jeszcze jeżdzono na FiS- skłaniam się do stwierdzenia obecnie: żuzel czy to aby magia? Czy to już tylko blef? Zapanowała metoda układania torów jako klepiska z jazdą kontrolowanego ślizgu a jak tor jest przyczepny z luźną nawierzchnią to większość naszych zawodników niepotrafi wejsć w wiraż bo innej metody niezna nie umie ; uparcie próbując na wirażu wyłamać motocykl.
    W pełni zgadzam się utożsamiam się z autorem w/w felietonu i dopóki nie zmienimy metod szkolenia na różnorodny to czas oczekiwania na kolejnego mistrza to lata świetlne.Staniemy się zamknìętą enklawą z samouwielbieniem.
    Do przedmówcy aby niebyć posądzony o promocję autora oświadczam,ze nie znam autora felitonu nie miałem przyjemności poznać a szkoda.

    Ja
    26 May 2019
     9:03am

    Gabi nie kompromituj się takimi wpisami.
    Anglia uczy jazdy w każdych warunkach na każdym torze , koniec kropka, z tym dyskutować nie ma sensu. Tory w Polsce są niestety ,,asfaltowanie,, co powoduje że wystarczy mieć szybki motor i po pierwszym łuku zostawia się rywali że czasami kamera nie jest w stanie ogarnąć czterech zawodników. Wiem u Nas są tory dłuższe gdzie prędkości są większe ale nie dajmy zniszczyć tego co w żużlu jest najpiękniejsze, walkę od startu do mety. Co z tego że mamy najlepszą czy raczej najlepiej opłacaną ligę? Proponuje oglądnąć kilka spotkań z Anglii aby zrozumieć że gość którego nazwiska próżno szukać u nas w lidze, jedzie i walczy jak równy z równym z tuzami dzisiejszego speedwaya….

Skomentuj