W męskim turnieju siatkówki w Tokio miała miejsce rzeź faworytów. Z największych medal przywieźli tylko Rosjanie, choć i oni nie mogą być zadowoleni.
Polska, Brazylia, USA i Rosja – z tej czwórki miał wybić się mistrz olimpijski w rywalizacji siatkarzy. W tej dyscyplinie sensacje zdarzają się rzadko, ale turniej w Tokio pokazał, że są możliwe. USA, które tradycyjnie już od lat gromadzą siły na zmagania olimpijskie, nawet nie wyszły z grupy. Polska – mistrz świata sprzed trzech lat, dodatkowo wzmocniony Wilfredo Leonem, najlepszym siatkarzem świata, nie przebrnęła ćwierćfinału, w którym zderzyła się boleśnie z Francją, którą ostatnio regularnie biła, jak choćby w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk czy w meczu o brąz mistrzostw Europy.
Brazylia przegrała z Rosją, co jest niespodzianką, lecz nie sensacją. Ale już to, że wróciła do domu bez medalu, gdyż w spotkaniu o trzecie miejsce nie dała rady niesamowitej Argentynie, jest czymś, co jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się absolutnie nieprawdopodobnym. W finale Francja pokonała 3:2 Rosję, a właściwie drużynę Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego sprawiając niespodziankę porównywalną do argentyńskiej. Co ciekawe, był to pożegnalny turniej jej trenera Laurenta Tillie, który wcześniej zakomunikował, że po dziewięciu latach żegna się z reprezentacją. Jego następcą będzie słynny Bernardo Rezende, wracający do pracy z męską siatkówką.
Francja ma jedną gwiazdę Earvina Ngapetha, która w Tokio podporządkowała się drużynie. Pozostali, może poza libero Jenią Grebennikowem (w siatkówce mówi się, że libero meczów nie wygrywa) i rozgrywającymi, to przeciętniacy. A jednak potrafili stworzyć zespół i zadziwić siatkarski świat.
Największym rozczarowaniem jest słaba postawa Polski. Drużyna poleciała do Tokio bez formy, a tam nie zdołała – w przeciwieństwie do Francuzów – jej znaleźć. Wszystko co dobre, na przykład wyrównany mecz z późniejszym mistrzem – zawdzięczamy niesamowitym umiejętnościom Leona i Bartosza Kurka.
Vital Heynen oblał najważniejszy egzamin. Zapłacił za to, że zamiast dyspozycji, liczył na nazwiska. I przeliczył się. Najgorsze, że Belg nie chce się do tego przyznać, twierdząc na przykład, że Aleksander Śliwka czy Kamil Semeniuk nie są w stanie zagrać tak dobrze, jak Kubiak. Widać nie oglądał ostatniej Ligi Mistrzów, gdzie obaj kędzierzynianie przyćmili największe siatkarskie gwiazdy.
Następne igrzyska olimpijskie za trzy lata i już dziś można postawić tezę, że Polska znów będzie faworytem. Bo Leon będzie miał dopiero trzydziestkę, a większość zaawansowanych wiekowo faworytów Heynena ma następców, którzy już teraz nie są gorsi. Drużyny zapewne nie poprowadzi już belgijski selekcjoner, bo to on jest głównym winowajcą porażki.
Heynen pożegna się z kadrą prawdopodobnie we wrześniu, podczas mistrzostw Europy, których Polska jest współgospodarzem. I głównym faworytem. Ale olimpijskiego niepowodzenia to nie przykryje…
Żużel. Co ze zdrowiem Buczkowskiego? Bajerski mówi o gotowości na Orła
Żużel. Pawlicki nie jest zadowolony po GKM-ie. „Mogliśmy wygrać wyżej”
Żużel. Zszedł na najniższy szczebel i to się opłaciło. Chciałby wrócić do Gdańska jako lider
Żużel. Niskie temperatury dały się we znaki żużlowcom. „Na szczęście miałem farelkę, którą wstawiłem sobie do boksu”
Żużel. Przed meczem zorganizowano mu helikopter. Zawody odjechał bez zdobyczy punktowej
Żużel. Odjechał dwa spotkania w jeden dzień. Teraz czeka go intensywny weekend