fot. fivb.com
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Gdy za organizację wielkiej siatkarskiej imprezy bierze się agencja związana dotąd z kolarstwem, można spodziewać się zaskakujących rozwiązań. Takich, jak w tegorocznej w Lidze Narodów.

 

Liga Narodów zastąpiła Ligę Światową, imprezę komercyjną z ogromnymi – jak na siatkówkę – nagrodami. Zwycięzca dostaje ok. miliona euro plus premie za mecze. Uczestnicy otrzymują też punkty zaliczane do rankingu, na podstawie którego tworzone są grupy w igrzyskach olimpijskich.

W ubiegłym roku imprezę odwołano z powodu pandemii koronawirusa. Teraz sytuacja też jest trudna, więc konieczna była zmiana formuły. Zrezygnowano z rozsianych po całym świecie turniejów, zamiast których rozgrywany jest jeden, z udziałem 16 drużyn grających każda z każdą. Wzorem były poprzednie finały NBA, zorganizowane w Disney World na Florydzie.

Uczestników Ligi Narodów zgrupowano w Rimini, gdzie będą przez prawie 30 dni. Żeby uniknąć zakażeń koronawirusem, przed przylotem do Włoch wszyscy uczestnicy zostali przetestowani, a badania powtarzane są co cztery dni. Ekipy liczą 25 członków, a od poszczególnych federacji zależy, ilu w nich jest zawodników. Polska wzięła 19 siatkarzy, zostawiając w kraju statystyka Roberta Kaźmierczaka. – I tak mógłbym być tylko na naszych meczach, więc mój wyjazd nie miał sensu, bo więcej jestem w stanie zrobić z kraju – opowiadał.

Procedury w Rimini są bardzo rygorystyczne. Nikomu z ekipy nie wolno opuszczać na własną rękę hotelu ani hali. Mecze też są dziwne: drużyny nie zmieniają stron po setach, zawodnicy nie mogą podawać ręki rywalom ani sędziom, sami muszą wycierać boisko, a rezerwowi muszą mieć nałożone maseczki. Za złamanie regulaminu jest jedna kara – wykluczenie z turnieju.

Organizatorzy zapomnieli, że siatkarze to ludzie bardzo wysocy i zakwaterowali ich w turystycznych hotelach. W zamieszkanym przez Polaków pokoje są bardzo małe, a nawet w „jedynkach” nie ma miejsca na stolik. Poza tym siatkarze skarżą się, że łóżka są za krótkie, a internet działa fatalnie. Nie ma też dziennikarzy, mimo protestów włoskich mediów.

To nie koniec, bo polscy siatkarze sąsiadują na jednym piętrze z Irańczykami. A akurat obie ekipy nie darzą się sympatią. Podczas meczu tych drużyn w czasie igrzysk w Rio de Janeiro omal nie doszło do bójki na boisku. W naszej ekipie obawiają się, że po kilku czy kilkunastu dniach w zamknięciu zawodnikom mogą puszczać nerwy.

PZPS stara się zrobić wszystko, żeby urozmaicić naszym reprezentacjom pobyt w odosobnieniu, dlatego wynajął specjalnie dla nich plażę. Wszak Rimini to znany kurort wakacyjny nad Adriatykiem.

Jako pierwsze rywalizację zaczęły siatkarki. Polki najpierw pokonały Włoszki 3:2, by przegrać 1:3 z Serbkami. Rywalki występują w rezerwowych składach, oszczędzając liderki przed igrzyskami w Tokio. Biało-Czerwone też zresztą nie są w komplecie (brakuje liderki Joanny Wołosz), w przeciwieństwie do aktualnych mistrzów świata i głównych faworytów imprezy. Vital Heynen zabrał do Włoch wszystkich najlepszych, na czele z Wilfredo Leonem i Bartoszem Kurkiem. Jedynym problemem jest uraz pleców Piotra Nowakowskiego, dlatego zamiast Kaźmierczaka jest środkowy Norbert Huber.

Kobiety i mężczyźni zmieniają się co trzy dni. W czwartek Polki na zakończenie pierwszej serii zmierzą się z Turczynkami, a dzień później polscy siatkarze zainaugurują występy w Lidze Narodów meczem z Włochami, którzy wystawili rezerwy (w piątek o godz. 19.30). Następnie spotkają się z Serbią, mistrzem Europy (sobota, godz. 16) i Słowenią (niedziela, 19.30).

MICHAŁ BINIEK