Sebastian Ułamek Fot. Jarosław Pabijan.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sebastian Ułamek przez wiele sezonów startował z sukcesami w polskiej lidze. W czasie kariery zdobywał między innymi medale DMP, IMP, DPŚ. Trzykrotnie zostawał stałym uczestnikiem cyklu SGP. Swoimi najbliższymi planami podzielił się w rozmowie z naszym portalem.

Na początek pytanie, które najbardziej interesuje wszystkich kibiców: czym aktualnie zajmuję się Sebastian Ułamek?

Na chwilę obecną nie zdecydowałem się na zakończenie kariery czynnego sportowca. Mam kontrakt warszawski w Częstochowie, więc trenuję i przygotowuję się do sezonu. W zeszłym sezonie wystąpiłem w dwóch imprezach, co pozwoliło mi na zachowanie licencji żużlowej. Mam nadzieję, że Greg Hancock wystąpi w nadchodzącym sezonie, bo chciałbym, żeby jeszcze chwilę pojeździł. Wtedy będę miał lepszą motywację do startów w następnych latach, aby gonić jego wynik pod względem miana najstarszego żużlowca startującego współcześnie w naszych rozgrywkach (śmiech).

To w której lidze będziemy mieli okazję Pana zobaczyć?

Sprawa jest otwarta, nie nastawiam się na żadną z lig. Wszyscy mówią, że im niższa liga, tym łatwiej, ale ja jestem innego zdania. Moim zdaniem najłatwiej o punkty w Ekstraklasie, gdyż to wszystko jest najbardziej ułożone. Tory są przygotowywane według ściśle określonych reguł i rzadko można napotkać na jakieś niemiłe niespodzianki. Również organizacyjnie kluby w najwyższej lidze stoją na znacznie wyższym poziomie.

Najlepszym dowodem na potwierdzenie tej teorii może być przygoda w Opolu?

W Opolu moja postawa wynikała głównie z kontuzji kolana, którą odniosłem w trakcie przygotowań do sezonu 2018. Wówczas ścigałem się na nartach biegowych z dużo młodszymi kolegami. Zamiłowanie do rywalizacji zwyciężyło we mnie i niestety doznałem kontuzji kolana. Przygotowanie toru nie pode mnie i dodatkowo problemy ze zdrowiem spowodowały, że to nie był mój sezon. Doskwierające kolano spowodowało, że miałem również kłopoty z odpowiednim przygotowaniem do spotkań pod kątem fizycznym.

Karierę rozpoczynał Pan w 1992 roku. Rozumiem, że sposób przygotowań do sezonu ulegał zmianie przez te wszystkie lata?

Tak, powinno być to dopasowywane do naszego wieku i stanu zdrowia. Wiadomo, że w żużlu najczęściej wygrywa ten, który waży najmniej. Mając kłopoty z kolanami musiałem znacznie zmienić sposób przygotowań. Dużo więcej czasu spędzam na siłowni i bardziej skupiam się na diecie, a bieganie muszę niestety ograniczyć.

Jak wygląda obecnie kwestia Pana zdrowia?

Na początku zeszłego sezonu próbowałem rozpocząć starty. Po ostatnich moich zawodach w maju, wspólnie z opiekującymi się mną lekarzami, zdecydowaliśmy o konieczności odbycia kolejnej operacji kolana, która była poprawką w stosunku do pierwszej z 2018 roku. Aktualnie wszystko jest już w porządku. Byłem z rodziną na wyjeździe w górach, jeździłem na snowboardzie i nie odczuwałem żadnego dyskomfortu, nawet najmniejszego bólu.

Kiedy planuje Pan wyjazd na tor?

Na początku wiosny, w marcu jestem umówiony na wspólne treningi na torze z Matejem Zagarem. Będę doradzał Matejowi i również sam będę czynnym uczestnikiem tych jazd. Wówczas zobaczę w jakiej będę dyspozycji na motocyklu. Mogę zapewnić, że będę bardzo dobrze przygotowany pod kątem fizycznym, gdyż trenuję nawet dwa razy dziennie.

Sebastian Ułamek (kask czerwony) na czele stawki. Fot. Jarosław Pabijan.

Który klub ze swoich dotychczasowych oceniłby Pan najlepiej?

Ciężko o jednoznaczną opinię. Byłem jednym z pierwszych, którzy zmieniali kluby. W latach dziewięćdziesiątych rynek transferowy zaczynał się dopiero rozkręcać. W tych samych czasach również Tomasz Bajerski przeniósł się z Torunia do Gorzowa. Wówczas zostaliśmy wzięci na celownik przez kibiców (śmiech).

Sebastian Ułamek na czele stawki w barwach zespołu z Gniezna.

Pamięta Pan swoją sumę transferową?

350 tysięcy złotych.

Kibice często twierdzą, że transfer wynikał z nienajlepszych relacji ze Sławomirem Drabikiem.

Z pewnością nasze relacje nie były przyczyną odejścia. W Częstochowie nie było wówczas I ligi (wówczas najwyższa klasa rozgrywkowa była nazywana I ligą, dop. red.). Chciałem rozwijać swoje umiejętności i stąd decyzja o zmianie barw klubowych. Do dzisiaj pamiętam jak pan prezes Roman Makowski zaprosił mnie do swojego domu, aby porozmawiać o mojej przyszłości. Powiedział wówczas: „Sebastian, Gdańsk startuje w I lidze, ma odpowiednie fundusze, więc idź i rozwijaj się. Macierzystemu klubowi przysłużysz się kwotą transferową, którą za Ciebie dostanie, bo jesteśmy akurat w dołku finansowym”. A dlaczego znaleźliśmy się poza I ligą? O tym kiedyś być może opowiem na łamach mojej autobiografii.

Czy poczynił Pan już jakieś przygotowania do jej spisania?

Nie, ale z pewnością byłaby ona bardzo ciekawa. Uważam, że wiele widziałem w swojej karierze żużlowej. Byłoby fajnie, jeśli udałoby się usiąść i spisać te wszystkie moje przygody. Mam nadzieję, że będzie taka okazja.

Dotychczasowa kariera była przebogata w sukcesy i osiągnięcia. Czy nie brakuje Panu sukcesów w Grand Prix?

To były trochę inne czasy niż teraz. Sprzęt nie był tak ogólnodostępny jak obecnie. Dużo ciężej było zdobyć dobry sprzęt. Ja miałem też dużo pecha. W pierwszym sezonie, w inauguracyjnym turnieju Armando Castagna wpakował mnie w bandę i złamałem obojczyk, więc cały sezon miałem praktycznie z głowy. Przy drugim podejściu zapłaciłem frycowe po raz kolejny. Dodatkowo ówczesna stawka zawodników w walce o tytuł IMŚ była wręcz doborowa. Wraz z Tomaszem Gollobem i Piotrem Protasiewiczem stanowiliśmy krajową czołówkę, a bardzo ciężko było przebić się na świecie. Można powiedzieć, że to był zupełnie inny żużel niż ten dzisiejszy.

Sebastian Ułamek na czele stawki w barwach narodowych. Fot. Jarosław Pabijan.

Największy sukces w Pana dotychczasowej karierze? Srebro DPŚ w 2001 roku?

Każdy sukces miał dla mnie ogromną wagę i ogromne znaczenie. Z pewnością było to dla mnie bardzo ważne, ale doceniam również wszystkie medale zdobyte przeze mnie w DMP. Wspaniałe chwile przeżywałem stając z Włókniarzem na najwyższym stopniu podium w latach 1996 i 2003. Doceniam jednak wszystkie medale wywalczone w tych rozgrywkach.

Srebrni medaliści DPŚ 2001. Sebastian Ułamek stoi pierwszy od prawej. Fot. Jarosław Pabijan.

Przez całą karierę startował Pan w bardzo wielu imprezach w każdym sezonie. Czy poznawanie różnych torów było sposobem Sebastiana Ułamka na dobrą formę?

Po raz kolejny powiem, że kiedyś były inne czasy. Na początku mojej kariery koniecznością było dorabianie w innych ligach, aby mieć możliwość inwestycji w sprzęt. W dzisiejszych czasach wynagrodzenia w naszej PGE Ekstralidze są na bardzo dobrym poziomie i właśnie dlatego wielu zawodników nie odczuwa już konieczności dorabiania sobie w innych miejscach świata. Był moment, że w Polsce płacono trochę słabiej, ale ten kryzys minął i znowu staliśmy się absolutnym liderem na świecie. Aktualnie kluby często decydują się na umieszczenie w kontraktach zawodników specjalnych zapisów, które zabraniają startów na przykład w Anglii z powodu ryzyka odniesienia kontuzji. Zdarza się również, że w przypadku urazu odniesionego w innych rozgrywkach żużlowcy są zmuszeni do oddawania części pieniędzy, które były im wypłacone na przygotowanie do rozgrywek. Sam startowałem w Anglii (po raz ostatni w sezonie 2016 w barwach Leicester Lions – dop. red.) i wiem, że łatwo tam o odniesienie kontuzji, ale zawsze jechałem tam chcąc przeżyć prawdziwą szkołę żużlowego życia.

Startował Pan też w egzotycznej lidze włoskiej. Jakie są wrażenia z tych rozgrywek?

Startowałem w zespole La Favorita łącznie przez trzy sezony. Były to zawody rozgrywane w formie czwórmeczów, a w składzie każdej z drużyn mógł pojawić się jeden obcokrajowiec. Oczywiście liga we Włoszech nie była rozbudowana, było to maksymalnie kilka imprez w danym sezonie. Wszystko odbywało się dużo bardziej kameralnie niż na przykład w naszej lidze. Mogę pochwalić się, że posiadam tytuł mistrza Włoch. Szkoda jedynie, że te rozgrywki przestały funkcjonować. Bardzo przypominały ligę w Czechach.

Stosunkowo wcześnie, bo w 1997 roku rozpoczął Pan starty w lidze rosyjskiej?

Tak, mogę powiedzieć, że byłem jednym z pionierów, jeśli chodzi o występy w lidze rosyjskiej. Startowałem w drużynach Wostoku Władywostok i Lukoil Oktiabrskij. Pamiętam, że równocześnie w Togliatti jeździł ś. p. Antonin Kasper. W podpisaniu kontraktu i wyrobieniu pierwszych kontaktów pomógł mi również świętej pamięci Rinat Mardanszin.

Co Pan sądzi o aktualnym stanie polskiego żużla? Czy nie za mało w nim Polaków? Trzech seniorów w składzie meczowym to byłby dobry pomysł?

Zdecydowanie tak. Trzech zawodników z Polski w składzie meczowym powinno stanowić absolutne minimum. Częstym zjawiskiem jest inwestowanie w przeciętnych zawodników na przykład ze Skandynawii, którzy nie są zdecydowanie lepsi od naszych krajowych chłopaków, a gwarantuję, że obcokrajowcy nie są wcale tańsi od naszych. Jest wręcz przeciwnie. Już teraz wiem, że kilku kolejnych zawodników nosi się z zamiarem zakończenia kariery po sezonie 2020, a bardzo wielu już zakończyło swoje kariery w związku z brakami w ich budżetach startowych. Nie powinno to iść w tę stronę. Druga liga powinna być całkowicie krajowa, zamknięta na obcokrajowców.

Czy szczególnie kibicuje Pan jakimś zawodnikom?

Bardzo mocno trzymam kciuki za Bartosza Zmarzlika, Patryka Dudka i Macieja Janowskiego. To bardzo młodzi ludzie, którzy wraz z najbliższymi wykonują bardzo ciężką pracę, żeby wejść i pozostać na żużlowym szczycie. Sam wiem z jaką ogromną pracą wiążą się sukcesy. Bardzo mocno trzymam za nich kciuki w SGP. Oczywiście najbardziej kibicuję Matejowi Zagarowi, gdyż wspólnie pracujemy na sukces (śmiech).

Czy w przyszłości wciąż widzi Pan siebie przy żużlu?

Tak, chciałbym dzielić się swoją wiedzą z młodymi zawodnikami. Mam uprawnienia trenerskie, wiedza o żużlu, myślę, że też jest wystarczająca, żeby podpowiadać innym.

Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

Rozmawiał PAWEŁ ZAŁUCKI