Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Liga niemiecka staje się kadłubowa. Z roku na rok do rozgrywek Bundesligi przystępuje coraz mniej zespołów. W sezonie 2020 udział wezmą zaledwie cztery drużyny. 

W niemieckich rozgrywkach Team Cup, w których najczęściej występują zawodnicy młodzieżowi, wystartują również tylko cztery zespoły. A wystarczy wspomnieć, że jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku rozgrywki niemieckie odbywały się na trzech szczeblach rywalizacji. 

– To jest złożony problem. Swego czasu oferowałem pomoc niemieckim klubom, aby wspólnie pracować nad rozwojem. Musi być jednolity schemat organizacyjny i marketingowy. Te kluby, które moje uwagi wzięły sobie do serca, egzystują. Inne popadły w niepamięć. Dopóki nie będzie sponsorów, międzynarodowych sukcesów niemieckich zawodników czy też obecności żużla w mediach, nie ma co myśleć o nagłej poprawie sytuacji. To jest bardzo smutne, ale z boku wygląda to na schyłek. Ubolewam nad tym  – mówi były mistrz świata, Niemiec Egon Müller. 

Najpierw ucieczkę z ligi niemieckiej zrobił zespół z Wittstock, który od nowego sezonu pojedzie w polskiej lidze. Ostatnio okazało się natomiast, że ekipa z Meisen zamierza się ścigać w Czechach, w kooperacji z klubem z Chabarovic. Już teraz powstaje pytanie, czy jeśli Wittstock się zaaklimatyzuje w naszej lidze, to w latach kolejnych podobnego ruchu nie wykonają kluby kolejne.

– Nie wiem, czy i kiedy ktoś pójdzie w nasze ślady. To nie jest moja sprawa. Doskonale widzę, co dzieje się w Niemczech i dla nas starty w polskiej lidze będą miały więcej pożytku. Więcej startów dla zawodników, więcej spotkań dla kibiców oraz sam fakt rywalizacji w polskiej lidze, gdzie żużel jest niezmiernie popularny. Uważam nasz wybór za jak najbardziej słuszny. Wierzę, że w kolejnych latach ligowy żużel w Niemczech się odrodzi – komentuje właściciel zespołu z Wittstock, Frank Mauer.