Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeden z założycieli rewolucyjnego portalu – jeszcze zanim portal zafunkcjonował, z pewną dozą nieśmiałości, jak w reklamie pewnego produktu, namówił mnie na wylewność z przed lat. Spisał to w wersji elektronicznej i poszło na początek. Z nadzieją, że portal nie przepadnie w kosmosie jako dziecko nieporadnych entuzjastów. Obawy o nieporadność okazały się trafione. Portal na początku regularnie się zawieszał z powodu zbyt dużej w stosunku do założeń „wejść na stronę”. Nie mogłem sobie odmówić robienia z tego retorycznej „bani”. Cieszyło jak wracała informacja pękającego z dumy Wojtka Koerbera. Udało się?!! PO BANDZIE zasuwa po bandzie.

Okazje się, że Wojtek Koerber ma również dar prowokatora. Zaczął zamieszczać wspomniane wylewności, aż stały się w pewnym stopniu nieaktualne. W końcu jeden z komentujących czytelników doliczył się nieścisłości w saldzie polskich IMŚ. W jakimś sensie miał rację. Brawo za spostrzegawczość. Ta uwaga również daje świadectwo temu, że grono czytelników systematycznie powiększa się.

Wprawiło to mnie w swego rodzaju irytację. Odgrzewane schabowe. Z drugiej strony do Wisławy Szymborskiej czy Olgi Tokarczuk to mi daleko, choćby dlatego, że to płeć piękna – a ja paskudna. Do tej pory wolałbym dynamit produkować, zawsze można tym coś rozpiep… ć.

Ale wpadły mi w ręce opisy Jana Długosza. Faceta sprzed kilkuset lat. Konkretniej z czasów krótko po Bitwie pod Grunwaldem. Jego ojciec dorobił się głównie z pokazywania Krzyżakom środkowego palca.

Ot, Chłop naoglądał się jak jego kumple biegają po polach z kawałkiem spłaszczonego pręta do deformowania nakrycia głowy swoim wrogom. Zaczął kombinować jak można bronić się i atakować skuteczniej.

GĘSIE PIÓRO okazało się specjalistycznym, nadzwyczaj skutecznym narzędziem militarnym i cały czas pozostaje jedną z najskuteczniejszych metod walki.

Enigmatycznie? Co wspólnego mają pani Szymborska i pani Tokarczuk z dynamitem, a Jan Długosz z żużlem? Bezpośrednio nic, są kontynuacją i jednocześnie początkiem biegu wydarzeń z umiejętnością posługiwania się piórem.

Dalej będzie bardziej przejrzyście i prosto, bo żużel taki jest. Jednak nie zawsze. Warto spojrzeć z pozycji uwspółcześnionej „KONIEKTURY”, to słowo z okładki jednej z książek noblistki Olgi Tokarczuk (oznacza dopowiedzenie czegoś z powodu braków, błędów z przekazu źródłowego).

Finał Złotego Kasku 2019. Wielkanoc. Piła.

Na początek – dla jasności sprawy. Nie ma obowiązku startu żużlowców w Złotym Kasku. Deklarują swoją gotowość do eliminacji lub w wyjątkowych przypadkach są nominowani bezpośrednio do finału, z czego również odpowiednio wcześnie mogą zrezygnować.

Słoneczny dzień. Parking przepełniony organizującymi się do startu w finale ZK. Osoby funkcyjne dopinają formalności. Osoby serwisujące, obiekt na pełnych obrotach. Na trybunach coraz więcej kibiców. Dym z grilla zaprasza do skorzystania z oferty cateringowej i zdradza swoje położenie skuteczniej niż baner reklamowy. Sielanka. Ok. 1,5 godziny do prezentacji. Przez parking przetacza się bezszelestne tornado informacyjne, które jak w czasach starożytnych, podczas paschy dotyka tylko wybranych. Głównie granatowomarynarkowych i rykoszetem organizatorów.

Treść przekazu: Bojkot zawodów.

Wersja oficjalna: Obiekt nie spełnia wymogów regulaminowych, głównie z zakresu bezpieczeństwa zawodników.

 W parkingu wyraźny podział na grupy w zależności od prezentowanego stanowiska.

Wersja nieoficjalna na podstawie losowo wybranych zwrotów: nas karzą za wszystko. Na naszych obiektach kwestionowane są stany techniczne regulaminowej infrastruktury, np. bandy, krawężniki, granulacja nawierzchni, a przecież są utrzymywane na poziomie standardu ekstraligi, a tu?

Bardzo trudne do spełnienia wymogi dyspozycyjności zawodnika częściowo wykluczające się. Ograniczenie powierzchni reklamowych. Jazda za symboliczne stawki w zawodach oficjalnych. Kary na niewłaściwe wypowiadanie się, za niewłaściwy ubiór. Rygorystyczny reżim przedstartowy. To tylko część wybranych zwrotów.

Moje stanowisko dotyczące stanu technicznego toru w Pile: nie ma najmniejszego znaczenia. Sytuacja pokazuje wysoki poziom frustracji zawodników.

Powód. Najprawdopodobniej brak komunikacji podmiotów zarządzających ze środowiskiem zawodników i wypracowywania wspólnego kompromisu. I vice versa. Brak równowagi komunikatywnej doprowadził do postrzegania podejmowanych decyzji jako jednostronnie narzucone przez podmioty zarządzające. Czy na przykład byłby pomocny związek zawodowy żużlowców? 

Pofantazjujmy.

Żużlowcy wybierają wąsatego przewodniczącego (wąsaci w związkach do tej pory się sprawdzali). I od tego momentu, nawet gdyby przewodniczący był rozliczany z efektów swojej pracy – skalą wymiętych klap w granatowych garniturach, to będzie się to działo w zaciszu gabinetów. A nie za cenę wypłoszenia ze stadionów kibiców oczekujących na rywalizację. Czy byłoby to jakieś rozwiązanie?

Zawody w Pile nie były pierwszym bojkotem. Podteksty i właściwe powody też były różne.

Jeden z bardziej spektakularnych bojkotów miał miejsce w 2013 roku. Mecz ligowy pomiędzy Unią Leszno a PGE Marmą Rzeszów. Wynik 75:0!  Celowo przytoczyłem to spotkanie. Wystarczy spojrzeć, gdzie w roku 2019 jest Leszno, a gdzie Rzeszów. To jest fakt. Czy osoby oficjalne wywiązały się ze swoich obowiązków? Czy wolno kogoś zmusić do jazdy? Czy metoda nakładania kar jest skuteczna i rozwiązuje zagadnienie?

Fantazjujemy dalej, aby zobrazować jak bojkot zawodów może przełożyć się na kariery początkujących zawodników i nie tylko. O których to juniorach mówi się, że nie radzą sobie po zakończeniu wieku juniora.

Fantazja – potraktujmy to jako trening wyobrażeniowy. Turniej w Pile odbywa się. Jednym z zawodników, który zajmuje gwarantowane miejsce w drodze po tytuł mistrza świata jest Sebastian Niedźwiedź. Zawodnik, którego nie oszczędzały groźne kontuzje. Mimo braku spektakularnego wyniku sportowego, zdobył spore doświadczenie i objeżdżenie w ekstralidze. Pomyślnie radzi sobie w eliminacjach. W GP Challenge procentuje zdobyte objeżdżenie i staje na podium. Sebastian Niedźwiedź zostaje stałym uczestnikiem SGP 2020.  

 Historia żużla pokazała, że taki scenariusz jest możliwy.

Tyle fantazji. Fakt jest taki – podpisał się pod bojkotem w Pile, a na finał ZK, który ostatecznie odbył się w Gdańsku, Sebastian rozchorował się. Trudno, choroba nie wybiera. Przepadła szansa, czy dostanie kolejną?

Największym problemem jest nadwyrężanie cierpliwości kibiców. I wszystkie konsekwencji za tym idące. Ostatecznie prowadzą do podcinania gałęzi, którą cały żużel zajmuje.

Czy byłoby możliwe zwycięstwo Bartka Zmarzlika w tak prestiżowym plebiscycie PS, gdyby nie okazywany szacunek kibicom, nie tylko żużlowym? Nie pomogłaby olbrzymia radość z tytułu mistrza świata, szybko stłumiona pokorą i eksplodującą ulgą. Nie pomógłby nawet taki ktoś, jak Silnoręki z komedii „Chłopaki nie płaczą” – a przecież miał doświadczenie w docieraniu do ludzi i ich przekonywania.

Do następnego kliknięcia?
RYSZARD DOŁOMISIEWICZ