Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kilkanaście lat temu Ryszard Czarnecki był aktywnym działaczem w sporcie żużlowym. Choć dziś nie pełni w jego strukturach żadnej oficjalnej funkcji, nadal stara się tę dyscyplinę wspomagać, będąc patronem honorowym wielu turniejów jak choćby SEC, IMŚJ czy IMME. Europosła zapytaliśmy m.in. o zbliżający się turniej Grand Prix w Warszawie oraz ostatnie wydarzenia w polskim żużlu.

Panie Pośle, już za niespełna dwa tygodnie kolejne święto żużla na Stadionie Narodowym w Warszawie…

Zgadza się, rusza kolejny sezon cyklu. Bywałem na turniejach Grand Prix w Cardiff , nie mówiąc o Warszawie, więc wiem że na dużych stadionach panuje niepowtarzalna atmosfera i tym razem będzie zapewne podobnie. Dla mnie osobiście – choć to oczywiście ocena subiektywna – najlepsze jest Grand Prix właśnie w Warszawie, choć mam wielki sentyment do Grand Prix we Wrocławiu gdzie zawody GP obejrzałem pierwszy raz w życiu i bardzo się cieszę że stolica Dolnego Śląska wraca na mapę Grand Prix.


Ma Pan swojego faworyta na turniej warszawski?

Dwa razy stawał na podium w Warszawie Maciej Janowski, choć przyznam, że martwi mnie jego kontuzja więzadeł obojczykowo-barkowych, której nabawił się w Grudziądzu. Genialnie jeździł również w stolicy Tai Woffinden i tak może być i tym razem. Tak naprawdę wiele będzie zależało od dyspozycji dnia i kilku innych czynników. Ja jestem pewien, że zobaczymy bardzo fajne zawody i życzę sobie, aby na najwyższym stopniu podium stanął jeden z polskich zawodników.


Jak ocenia Pan pierwsze kolejki PGE Ekstraligi?

Na pewno dla mnie na plus Speed Car Motor Lublin oraz MrGarden GKM Grudziądz. Kiedyś mówiło się o piłkarzach ŁKS-u Łódź – królowie wiosny i ja mam takie wrażenie, że królem fazy play-off, ale nie rundy zasadniczej, chce zostać zespół Betard Sparty. Mam wrażenie, że Sparta nie planowała przegranej w Grudziądzu, ale tak się stało. Dużo będzie zależało od Maćka Janowskiego. Jeśli zabraknie go w kolejnych meczach, to z wielką stratą dla wrocławian. Z drugiej strony jazda bez niego będzie testem charakteru oraz „ducha zespołu” dla pozostałych zawodników. Brak jednego z liderów może podłamać zespół lub też wyzwolić dodatkowego ducha.

Jak ocenia Pan ostatnie wydarzenia związane z odwołaniem Złotego Kasku w Pile oraz odebranie licencji tamtejszemu torowi?

Przede wszystkim uważam, że nie powinno dojść do sytuacji, w której stosowane są podwójne standardy. Dopuszcza się do rozegrania meczów niższej ligi z założeniem, że zawodnicy wystartują i tak naprawdę zostawia się kwestie bezpieczeństwa tak zwanemu łutowi szczęścia. Można odbijać piłeczkę, że zawodnicy powinni pojechać, ale w tych sprawach nic do końca nie jest czarne ani białe. Nieodzowne staje się znalezienie jakiegoś wyjścia z powstałego pata.

Trzyma Pan stronę zawodników czy działaczy?

Ja osobiście żadnej strony w tym sporze nie trzymam. Szkoda, że powstała sytuacja, w której środowisko żużlowe się dzieli. W moim przekonaniu – gdyby od początku dopilnowano, aby zawodnicy nie mieli żadnego pretekstu do narzekania – nie byłoby jakiegokolwiek dylematu. Taka sytuacja jak w Pile uderza w dobro całego żużla i zawodnicy też powinni mieć tego świadomość. Nie należy zapominać, jak wielką rolę odgrywają sponsorzy i oni nie są przypisani na stałe do żużla. Każda dyscyplina sportu walczy o budżet, o sponsorów i taka sytuacja jaka powstała ze Złotym Kaskiem, jest dla całej dyscypliny zła. Dla kibiców czy sponsorów nie będzie miało znaczenia, kto zawinił – działacze czy zawodnicy, ale liczy się efekt, który niestety jest fatalny. To taki gol samobójczy. Genialna frekwencja, lepsza niż w piłce nożnej, a nagle takie „babol”. Dla mnie to niezrozumiałe i irracjonalne. Musimy robić wszystko, aby wizerunek żużla budować, a nie czynić wręcz odwrotnie.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA