fot. Jakub Malec
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wilki? Te krośnieńskie lub zza zachodniej granicy? Może rzeszowskie Żurawie? Albo Skorpiony! A może któryś z Kolejarzy? Druga liga zapowiada się bardzo interesująco, choć do stada Wilków z Krosna dołączyli ostatnio młoda tarnowska Jaskółka i równie młody i ambitny częstochowski Lew, co stawia krośnian w roli faworytów. Zajrzeliśmy już do zespołów z Wittstock, Rawicza i Poznania, czas więc na drugą część przeglądu drugoligowych wojsk.

RzTŻ Rzeszów

Rzeszowianie wracają do ligi po roku karencji spowodowanej… Aż trudno mi znaleźć słowo. Katastrofą? Blamażem? Kpiną? Popeliną? Żenadą? Nieważne. Wszyscy wiemy, jakie plany snuł Ireneusz Nawrocki, wszyscy wiemy jaką zbudował drużynę i wszyscy wiemy, jak to wszystko się skończyło. Fani żużla ze stolicy Podkarpacia powinni i tak cieszyć się, że Żurawie pikując bezładnie w dół nie zaryły ostatecznie w glebę, zmuszając do poszukiwania emocji na stadionach w Krośnie czy nielubianym Tarnowie. Podobnie jak Włókniarz sprzed kilku lat, wracają do walki po jednym ledwie roku karencji.

W Rzeszowie wracamy do starego schematu „Stachyra i spółka”. Charakterny trener rzeszowian to facet orkiestra: kołcz w starym typie, któremu żużel wyłazi z nosa. Zrobi selektywny torek, wybierze skład, potraktuje zawodnika jak ukochanego dzidziusia, skarci za nieodpowiedzialność, a do tego podpowie przy sprzęcie, nauczy rzemiosła i odgryzie się dziennikarzowi, gdy trzeba. Ileż to już razy prowadził zespół bądź szkółkę, ileż razy z drugiej strony te przygody kończyły się. W roku koronawirusa los ponownie uczynił Janusza przywódcą klucza majestatycznych, niebiesko-białych Żurawi.

Drużyna RzTŻ jest bardzo „RZŻ”. Niekwestionowany top gun byłej Stali, to oczywiście Dawid Lampart. Rzeszowianin nie raz, nie dwa, nie szesnaście zdobywał w swej karierze dwucyfrówki dla macierzystej ekipy i w drugiej lidze również wypada tego odeń oczekiwać. Wśród zawodników RzTŻ-u znajduje się jeszcze jeden Dawid – kilkukrotnie już zapominany i odkurzany, gdzieniegdzie wykpiwany, gdzieniegdzie oczerniany Dawid Stachyra – rzecz jasna syn trenera Janusza. Z leżącej niecałą godzinę na zachód od Rzeszowa Machowej wywodzi swój rodowód Patryk Rolnicki. Juniorzy – nie licząc „gościa” Turowskiego – to także chłopcy z Podkarpacia i jest ich całkiem sporo, bo aż pięciu. Po zadziorach z południowego wschodu można spodziewać się dość wymagającego toru, woli walki i dobrego ducha wewnątrz teamu. Lampart i Rolnicki, to niewątpliwie kręgosłup drużyny, a jeśli Dawid Stachyra podejdzie do tematu na poważnie i trafi ze sprzętem, może stać się trzecim Polakiem w meczowej siódemce.

Skład posiada także kilka akcentów wyspiarskich. Najmłodszym z nich ma być wciąż nieposiadający polskiej licencji Duńczyk z polskim paszportem (czy jak kto woli na odwrót) Jakub Stojanowski. Szesnastolatek od małego śmiga po duńskich minitorach, a w zeszłym sezonie na meczach Slangerup kręcił się po parku maszyn, podpatrując dorosłego speedwaya. Gdy tylko zda egzamin, ma szansę szybko wbić się do składu. Rzeszowianie zapewne mocno liczą na niezbyt szybkiego dotychczas w Ekstralidze Marcina Turowskiego. Niższy poziom rozgrywek i zdecydowanie mniejsza presja mogą jednak zadziałać pozytywnie na torunianina i być może dzięki zbudowaniu pewności siebie, wróci on do ubiegłorocznej dyspozycji. Z Grudziądza zakontraktowano także drugiego gościa – Romana Lachbauma. Ten, jeśli tylko dostanie zaproszenie, powinien zrobić dobre wrażenie. Do grona „jajek niespodzianek” zaliczyłbym natomiast dwóch panów Hansenów – Kennetha Kruse oraz Patricka. Pierwszy z nich rozpoczął niedawno przygodę z longtrackiem, a w ostatnich latach nie udawało mu się/nie chciał być podstawowym zawodnikiem w którymkolwiek z polskich klubów. Jeździ widowiskowo i bojowo, więc jeśli drużyna podejdzie do sezonu z charakterem, jest szansa, że odpali. Nie jestem zwolennikiem Patricka Hansena – kolejnego z Duńczyków. Może to przez wątłą budowę ciała i nijaki styl jazdy, może przez te różowe dodatki do designu, a może przez to, że zdarzyło mu się w pewnym meczu powieźć w płot mojego zawodnika. Trzecia z niespodziajek, to Adam Ellis. Tu też nie mam przekonania. Choć Anglik ma spore ambicje i startuje bardzo dużo, w Polsce niestety ma pecha. Nie wykazał się niczym szczególnym, nie licząc przyjeżdżania na „sześćdziesiątej” pozycji na koniec kilku biegów w barwach Stali Gorzów. Rzeszowianie prezentują go jednak jako jednego z potencjalnych asów i wielki talent. Kto wie, być może będzie potrafił odwdzięczyć się za zaufanie?

Jaki wybrałbym skład?

  1. Patryk Rolnicki
  2. Dawid Stachyra
  3. Roman Lachbaum (Kenneth Kruse Hansen)
  4. Kenneth Kruse Hansen (Adam Ellis)
  5. Dawid Lampart
  6. Patryk Zieliński
  7. Marcin Turowski

RzTŻ brzmi trochę jak łamacz języka, a jego reprezentacji mogą złamać niejednego rywala. Choć rzeszowianie nie powinni stanowić w tabeli zagrożenia dla dwójki papierowych potentatów, mają kadrę na ligowe podium. Pozostaje wierzyć w to, że bezbłędnie poukładają się również finansowe klocki klubu. Rzeszów to spore miasto z wielkimi żużlowymi tradycjami. Jeśli włodarze RzTŻ-u ułożą mądrą strategię na kilka najbliższych lat, a koniunktura będzie właściwa – w stolicy Podkarpacia drzemie potencjał na miarę Motoru Lublin. Ale byśmy mieli wschodnie derby w Ekstralidze! Nie mogę się już doczekać inauguracyjnego pojedynku z drużyną, która zowie się…

OK Bedmet Kolejarz Opole

Kolejarz jest OKA, nie OKEJ, to sprawa pierwsza. Kolejna jest taka, że przez dwa lata „pobytu” w klubie miałem przyjemność poznać wspaniałych ludzi, doświadczyć chwil cudownych i haniebnych, a także wygospodarować sobie dla Kolejarza kawałek miejsca w sercu. Na stadion mam godzinę z hakiem drogi i na przestrzeni swej żużlowej przygody zdarzały się momenty, gdy bywałem przy Wschodniej po parę razy w tygodniu. Choć to nie Włókniarz, mam do klubu ze stolicy polskiej piosenki wielki sentyment i może nadejdzie jeszcze w życiu chwila, gdy doczekam się jego promocji do wyższej ligi połączonego z delikatnym liftingiem domowego obiektu. Bartek, jeszcze wypijemy piwko i zapalimy cygaro zwycięstwa. Obawiam się jednak, że nie stanie się to w najbliższym sezonie. W zasadzie mógłbym tu napisać teraz pracę licencjacką z zarządzania w sporcie zatytułowaną: „Anatomia porażki Kolejarza Opole: jak wiele można zrobić, by nie awansować.” Nie zrobię jednak tego, choć noszę się z zamiarem kilkukrotnego wymierzenia paluchem.

Od czego by tu… Trzeci rok z rzędu opolanie wymieniani są w gronie faworytów do wygrania ligi. Trzeci rok z rzędu wykonują głośny transfer. Nieudany mariaż z Ułamkiem, lądowanie Bjarnego, namówienie Sama Mastersa, choć ten miał rzekomo się nie ścigać. Trzeci rok z rzędu działacze nie ukrywają apetytu na sukcesy. Trzeci rok z rzędu zaczynają z innym trenerem. Trzeci rok z rzędu mają w składzie dwójkę młodych, ambitnych częstochowian – być może wreszcie zobaczą w nich poważne figury na meczowej szachownicy. Trzeci rok z rzędu armia Kolejarza, to uroboros – wielki wąż z ogonem w pysku, który nieustannie pożera siebie samego poprzez niesnaski, wzajemne oskarżenia i rywalizację o skład. Dość powiedzieć, że pomimo jesiennych zapowiedzi ówczesnego menago Jarka Dymka mówiących o „skrojonej na miarę kadrze”, w drużynie wraz z zakontraktowaniem Sama Mastersa i przygarnięciem Sebastiana Niedźwiedzia znalazło się miejsce dla maksymalnej przewidzianej przez regulamin liczby zawodników. Marek Mróz będzie miał w czym wybierać, bo gwoli ścisłości gdyby nie był rozsądnym facetem, mógłby przeprowadzić sobie w Opolu na treningu wewnętrzny sparing. Jest on jednak osobą kompetentną, facetem zrośniętym z opolskim stadionem, który posiada niezbędny autorytet i jaja, by względnie tę – nie bójmy się użyć tego słowa – zbieraninę poukładać.

Chcąc omówić możliwości i skomentować potencjał każdego z zawodników, musiałbym zużyć zbyt dużą ilość słów, skupię się zatem na konkretach. Dziewięciu seniorów, którzy robili już robotę w lidze: Bjarne, Oskar, Hubert, Tero Aarnio, Seba Niedźwiedź, Sam Masters, Mads Hansen i Rene Bach. Dużo, za dużo. Jak mawiają: „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.” Ta mieszanka gwarantuje brak atmosfery i wzajemne podgryzanie się. Konflikty na treningach, eliminatory, fochy, kombinacje ze sprzętem. Działacze to świetni ludzie do biznesu i potrafili przyciągnąć wielu sponsorów – trzeba im to przyznać. Nie uczą się jednak na swoich błędach, rok po roku gromadząc w talii zbyt wiele mocnych kart. Już to pisałem, żużel to biznes. Biznes, który nie działa, jeśli nie jeździsz – proste, dlatego każdy chce jeździć. Presja nie pomaga nigdy, a wywiera ją też pompowany w Opolu balon nadciągającego sukcesu-widmo. Balon, który może nagle huknąć, co zaowocuje gigantyczną, ziejącą w klubowej kasie pustką, gdy ludziom łożącym na Kolejarz zwyczajnie zabraknie entuzjazmu i cierpliwości. Mimo dobrej otoczki, nie pomaga też ciągnący się za zespołem – niczym smród po gaciach – czynnik chaosu. Zmiany składu oznajmiane za pomocą smsa. Skąpstwo w efekcie którego nagle okazuje się, że toromistrza w sobotę na stadionie nie ma, bo nikt nie chce mu zapłacić. Niekonsekwencja w przygotowaniu toru. Spory na treningach. Festyn w skwarze i uroczysty obiad na krótko przed meczem. Opóźnione realizacje faktur. Czy wreszcie creme de la creme – członek zarządu, który w trakcie nieudanego domowego spotkania czerwieni się i piekli, kryjąc wzrok za tarczą słonecznych okularów, ironicznie klaszcząc przy tym własnym zawodnikom w parku maszyn, a z jego ust wraz  z drobinkami śliny wypluwane są wyzwiska od „je**nych gwiazdeczek, które chcą tylko pieniędzy.”

Tak nie zrobimy awansu. Trzeba ustabilizować kadrę i otwarcie posortować zawodników: wy jesteście brani pod uwagę, wy – przykro nam – na treningach wypadliście słabo i póki co, dziękujemy. Popełniliśmy błąd, w razie czego droga wolna. C’est la vie. Nara. Business is business. Druga sprawa – chciałbym, żeby to Polacy ciągnęli ten zespół w górę. Nie zamożni panowie, za których klub wybrał wietrzący pieniążki nos. Nie młodzi, choć utalentowani Duńczycy. Miejsce w składzie Kolejarza powinno należeć do dwóch wiernych żywiołów – Oskara Polisa i Huberta Łęgowika. Chłopcy spod Częstochowy są jak ogień i woda, ale obaj na swój sposób oddają zespołowi serce i w trzecim sezonie powinni mieć już spokój, jeśli chodzi o start w meczu. Oskar, to… Określmy go mianem jedynego w swoim rodzaju w środowisku. Ma przy tym talent i sznyt „zawodnika starej szkoły”, ale nad jego kipiącym umysłem nie sprawuje kontroli absolutnie nikt. Nadzieja dla kibiców Kolejarza leży ponownie w niekoniecznie lubianym Sebastianie Ułamku – ten pojawiał się z Oskarem na pierwszych treningach i może jego autorytet zapanuje nad osobowością żużlowca w trakcie meczów. W szczególności tych wyjazdowych. Marek Mróz pomyślał w dobrym kierunku, robiąc z Polisa kapitana zespołu. Wodą natomiast jest Hubert Łęgowik. Chłopak spokojnie robi swoje i ciężko pracuje, by być co raz lepszym. Jest nieodłącznym elementem drużyny, zjednał sobie sympatię fanów, świetnie ogarnia sponsoring i pojedzie z pełnym zaangażowaniem niezależnie od okoliczności i numeru na plecach. Ta dwójka urośnie do miana liderów, jeśli tylko dostanie odpowiednią porcję luzu i zaufania.

Oprócz nich w składzie widzę Sama Mastersa, Bjarne Pedersena i Sebastiana Niedźwiedzia. Tero Aarnio i Rene Bacha muszę z bólem serca odrzucić, dlatego sfokusuję się na pozostałych. Australijczyk celuje w ścisłą ligową czołówkę, Bjarne, to gwarancja klasy i szybkiego sprzętu, a Seba, to szybki, choć pechowy zawodnik i wraz z dwójką wychowanków Włókniarza mógłby stworzyć bardzo mocny krajowy, seniorski triumwirat. Kolejarz potrzebuje także punktów juniora. Goście w postaci Tondera i Pawliczaka, to bardzo solidne wzmocnienie, jednak ostatnio obaj stanowią wsparcie dla Norberta Krakowiaka w spotkaniach Falubazu. Grupa pozostałych młodzieżowców na czele z Oskarem Roweckim, Marcelem Krzykowskim i Jakubem Osyczką przedstawia się – niestety – na tle pozostałych drużyn bardzo mizernie. Śmiem zaryzykować twierdzenie, że cała trójka mogłaby dostać lanie nawet od pędzącej w czarno-szarym, wilczym kombinezonie Celiny Liebmann. Jaki los czeka kibiców z Opola? Czasem gorzki, czasem słodki. Obym się pomylił, ale w tym roku jeszcze awansu nie widzę. Istnieje ekipa, która we wszystkim jest o kroczek z przodu.

Moja Wizja Kolejarza:

  1. Oskar Polis
  2. Sebastian Niedźwiedź/Rene Bach
  3. Hubert Łęgowik
  4. Sam Masters
  5. Bjarne Pedersen
  6. Mateusz Tonder/Damian Pawliczak
  7. Oskar Rowecki/Marcel Krzykowski

Wilki Krosno

Wilki zamkną tabelę, Wilki otworzą tabelę. W Krośnie po latach walki o przetrwanie i czarnych (nie tylko pod względem koloru nawierzchni) sezonach, w ubiegłym roku wreszcie zaświeciło słońce. Grupa możnowładców, wliczając w to Martę Półtorak postanowiła zrobić w klubie efekt porównywalny do polsatowskiego programu „Nasz nowy dom”. Wymyślono nazwę, logo, barwy, ruszyły social media, sklep i efektywny marketing. W kevlarach Wilków mieli już nie startować żużlowcy „byle jacy, byleby tylko byli tani”, a jako powitalny prezent ściągnięto do Krosna Andrieja Karpowa. Na stadionie gościły komplety widzów, a tor – po wymianie przypominającej węgiel nawierzchni – stał się wreszcie zachęcający dla zawodników.  Rok później mamy w Krośnie pakę.

„Siopek” Jędrzejewski, Damian Dróżdż, zabójczy wschodni duet – Wadim Tarasienko i Andriej Karpow, do tego ofensywny, pewny junior w osobie Patryka Wojdyło. Uzupełnienie składu wybierane między kwitnącym ostatnim czasem Mathiasem Thornblomem, arcyszybkim w Mistrzostwach Czech Edą Krcmarem, a niespodzianką końcówki ubiegłego sezonu – Joshem Pickeringiem. I wisienka na torcie – gość Mateusz Cierniak, a gdyby nie pasował mu termin,  substytut w postaci Bartłomieja Kowalskiego. Takich juniorów mogą im zazdrościć wszyscy drugoligowcy. Do tego spokojny budżet, sprytny trener Janusz Ślączka, atut własnego toru, wygłodzeni po latach biedy kibice i rewelacyjny jak na drugoligowe realia pomysł na produkt zwany „Wilki Krosno”. Pomysł, który – jeśli znów palmy pierwszeństwa na Podkarpaciu nie odbierze mu Rzeszów – dąży do bycia projektem podobnym do GKM-u Grudziądz – skromny, charakterystyczny obiekt, zawsze zabezpieczony budżet, kroczek po kroczku czyniony naprzód.

Co tu dużo gadać – nie jestem jedyną osobą, która upatruje w Wilkach faworytów. Tarasienko, Karpow, Krcmar, Jędrzejewski, a nawet Damian Dróżdż. Wszystko to są zawodnicy sprawdzeni. Reszta, to jokerzy, którzy mogą się fajnie pokazać, ale nie pogniewają się grzejąc ławę. Krok do przodu przed Kolejarzem. Kiedyś Krosno słynęło z biedy i ubóstwa – dziś płaci na czas. Kolejny kroczek do przodu. Social media, budowanie marki, zgranie. Trzeci krok do przodu. Juniorzy, juniorzy, juniorzy. Panowie poniżej dwudziestego drugiego roku życia wielokrotnie przechylają w meczach szalę na którąś ze stron. Krośnieńscy juniorzy wyglądają – jak i cały seniorski pakiet- na najmocniejszych w stawce. Wszystkie te, a także kilka innych niuansów zadecyduje finalnie, że laur zwycięzcy – moim skromnym zdaniem – w najbliższym, przełomowym, transmitowanym w całości sezonie II Ligi Żużlowej udekoruje głowy krośnian. Nie mam w zasadzie nawet do czego się przyczepić. Jedyne, co może zgubić Wilki, to pycha. W 2003 roku Apator Toruń posiadał w składzie dwójkę najlepszych w owym czasie na świecie – Jasona Crumpa i Tony’ego Rickardssona. Do tego Bajerski, Sawina i Protasiewicz. Ekipa marzenie, a złoto wykradł im częstochowski Włókniarz. Będę zdziwiony, jeśli nastąpi scenariusz inny niż pierwsze miejsce w tabeli Wilków. Muszą jednak mieć się na baczności i pewnie wykorzystywać atut psychologiczny i pozycję faworyta.

Skład Menadżera Damiana:

  1. Marcin Jędrzejewski
  2. Damian Dróżdż
  3. Andriej Karpow
  4. Eduard Krcmar
  5. Wadim Tarasienko
  6. Patryk Wojdyło
  7. Mateusz Cierniak/Bartłomiej Kowalski

Podsumowanie

Gdy po jednym z moich pierwszych meczów z Kolejarzem – spotkaniu domowym z rawickimi Niedźwiadkami, anno domini 2018 – zadzwonił Parowy, opowiedziałem mu o pewnym nieprzyjemnym incydencie. W jednym z biegów Oskar Polis dyktował tor jazdy, a Wiktor Trofimow Jr wjechał tam, skąd nie miał szans wyjechać. Skończył sponiewierany na prostej startowej, a sędzia wykluczył zawodnika Kolejarza. Gdy Ukrainiec zwlekł się z toru, Oskar zwyzywał go w parku maszyn. Doszło do rękoczynów i szarpaniny na miarę NHL. Kierownik ochrony skończył z zakrwawionym nosem i potrzaskanymi okularami. Ktoś tam dostał w papę, inny miał potarganą koszulkę. Oskar dostał po schowanym pod kaskiem łbie, Wiktor Jr nasłuchał się ksenofobicznych inwektyw. Ja – wbrew jakiejkolwiek logice, a idąc za porywem serca – ruszyłem w obronie swojego zawodnika i po chwili wyłapałem lepa w policzek od Wiktora Trofimowa Sr. Wyzywaliśmy się jeszcze potem kilkukrotnie, by po meczu wzajemnie się przepraszać. Gdy opowiedziałem Parowemu o tym zajściu, zamilkł, a chwilę później oznajmił mi, że wylądowałem jednak na dalekich peryferiach. Stąd inspirowałem się tytułem pierwszej części tekstu.

Kocham jednakowoż ten daleki front. To żużel inny, niż ten ekstraligowy, uprawiany w blasku reflektorów. Nie było w dotychczas w II lidze kamer, przesadnego blichtru, ani chorych regulacji. Małe stadiony, blisko położone trybuny, swojska atmosfera i waleczni, jadący „o jedzenie” zawodnicy. Młode talenty, egzotyczne rodzynki (choćby Facundo Albin), debiutujący sędziowie, niespodzianki. Żużel najbliższy kibicowi, najbardziej namacalny. Nieskażony jeszcze przesadną ekranową etykietą, brudniejszy niż ten prezentowany w Canal+. Szkoda, że stawka najniższej z klas rozgrywkowych kurczy się. Bez Wittstock mielibyśmy pięć ledwo zespołów. A gdzie Piła i Kraków? Gdzie marzenia o drużynie w Świętochłowicach? Jakie są szanse na powstanie jakiegokolwiek nowego ośrodka żużla? Druga liga otrzymuje zbyt mały kawałek ekstraligowego tortu. Produkuje zdolnych juniorów, stanowi poligon dla młodych obcokrajowców, którzy kilka lat później szturmują elity. Powinna otrzymać większe wsparcie. Spółka mogłaby założyć jakiś fundusz osłonowy dla najmniejszych klubów. Musimy podjąć walkę, by nie zamarł już żaden tor. Uczynić coś, by wykorzystać modę na żużel i jego natłok w telewizji. Spróbować zainicjować coś w stolicy, albo innym mieście, które posiada zorganizowane grono entuzjastów naszego ukochanego sportu. Niestety, zapewne to tylko puste bajania i mrzonki. Jest jak jest i należy się cieszyć, póki jest.

Dwa-trzy miesiące wstecz uważałem, że druga liga nie powinna ruszać wcale. Było to błędne myślenie. Niech hula, działa, pokazuje się z jak najlepszej strony. To walka o przetrwanie. Nie wierzę, by wszyscy sponsorzy w zimę dysponowali porównywalnym do tego sprzed pół roku budżetem. Pewne kluby mogą popaść w tarapaty, a dalsze kurczenie się ligi może stanowić asumpt do jej likwidacji. Delektujmy się zatem drugoligowym speedwayem, hedonistycznie radując się z „tu i teraz”. Oglądajmy mecze w telewizji bo warto, a nawet jeśli mieszkamy w ekstra lub pierwszoligowym mieście, odwiedźmy kiedyś stadion na którym, prezentowany jest ten najczarniejszy w Polsce, najsurowszy żużel. Walczmy, tak jak ścigający się o bieżący byt zawodnicy. Smakujmy ten pełen smutku, nowości i nadziei sezon, bo mam przeczucie, że może być wyjątkowy. Niechaj bitwa sześciu armii rozstrzygnie się.

DAMIAN KLOS

One Thought on Rozpoczyna się bitwa sześciu armii, czyli przegląd drugoligowych wojsk przed inauguracją (cz.2)
    GregTarnów
    31 Jul 2020
     11:55am

    Szkoda tylko Piły i Świętochłowic bo Kraków to wieczna patologia i złodziejstwo.
    Dwa kluby przeze mnie wymienione plus jeden silny ośrodek z Ukrainy coś tam
    Ukraińcy szykują i mamy 8 zespołów.Dla mnie kibica pierwszoligowego te niższe
    ligi są ważniejsze.Ekstraliga jest zapakowana,bogata ale brudna a w tych niższych
    jeszcze jest żużel gdzie nie kiedy zawodnicy normalnie pracują bo z żużla nie są
    w stanie wyżyć.Dzisiaj otwarcie w Rzeszowie nareszcie tam żużelek wraca 🙂

Skomentuj

One Thought on Rozpoczyna się bitwa sześciu armii, czyli przegląd drugoligowych wojsk przed inauguracją (cz.2)
    GregTarnów
    31 Jul 2020
     11:55am

    Szkoda tylko Piły i Świętochłowic bo Kraków to wieczna patologia i złodziejstwo.
    Dwa kluby przeze mnie wymienione plus jeden silny ośrodek z Ukrainy coś tam
    Ukraińcy szykują i mamy 8 zespołów.Dla mnie kibica pierwszoligowego te niższe
    ligi są ważniejsze.Ekstraliga jest zapakowana,bogata ale brudna a w tych niższych
    jeszcze jest żużel gdzie nie kiedy zawodnicy normalnie pracują bo z żużla nie są
    w stanie wyżyć.Dzisiaj otwarcie w Rzeszowie nareszcie tam żużelek wraca 🙂

Skomentuj