Ronnie Jamroży i jego życie po życiu. FOT. ROBERT MATUSZCZAK.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Grzegorz Zengota nie jest pierwszą tegoroczną ofiarą motocrossu w żużlowej branży. Otóż 16 lutego w Lesznie paskudnego złamania podudzia doznał Ronnie Jamroży, były drużynowy mistrz Polski z WTS-em. Jest teraz bogatszy o nowe doświadczenia, a także cięższy o pręt śródszpikowy i cztery śruby.

W 2015 roku Ronnie Jamroży reprezentował jeszcze barwy II-ligowego klubu z Lublina, po czym uznał, że czas w życiu na nowe rozdanie. – Wtedy nie miałem pewności, że rozstaję się ze speedwayem na dobre. Brałem pod uwagę i takie rozwiązanie, że to tylko przerwa, a po roku wrócę. Nie wróciłem – przypomina wychowanek WTS-u, który jednego był jednak wtedy pewien. Że to nie koniec obcowania z motorsportem. Bo ta miłość nie przeminęła.

Jamroży przesiadł się po prostu z żużlówki na crossówkę. Na najbliższy sezon też już miał plany i głowę pełną marzeń. 16 lutego uległy one jednak nagłej rewizji. Na torze motocrossowym w Lesznie.   

– To nie był mój pierwszy tegoroczny trening. Wcześniej jeździłem już w hali w Lipnie (często korzystają z niego m.in. Artom Łaguta i Patryk Dudek – WoK) oraz we Wschowie. Kontuzja nie była efektem skakania. Po prostu – mój mały błąd. Za późno wstałem po wyjeździe z zakrętu, noga spadła z podnóżka i stało się. Moje 70 kg plus 100 kg – waga motoru i prędkość zrobiły swoje. Straciłem kontrolę nad maszyną, a na koniec jeszcze przeleciałem przez kierownicę. Czułem, że coś chrupnęło – opowiada nam były żużlowiec, który po wspomniany tytuł DMP sięgnął z wrocławską ekipą w 2006 roku. Wsparł ją wówczas dorobkiem 61 oczek i ośmiu bonusów.  

Niespełna 34-letni dziś Jamroży złamał kość piszczelową i strzałkową lewej nogi. Zengota – prawej nogi. Przy czym u Grzegorza największym problemem wydaje się być pogruchotana kostka z jej ścięgnami i tkankami miękkimi.

– U mnie chodziło o zespolenie kości piszczelowej, bo strzałka tak potrzebna do normalnego funkcjonowania nie jest. Nawet się ostatnio nieco przeraziłem, dostrzegając na zdjęciu kontrolnym, że strzałka nie znajduje się w linii prostej. Dr Cybulski z poznańskiej kliniki Rehasport uspokoił mnie jednak, że ta kość potrzebna jest na odcinku 10 cm przy stawie skokowym i na odcinku 10 cm przy stawie kolanowym. I ona będzie już u mnie nieco zdeformowana – tłumaczy rawiczanin. Tymczasem plany na najbliższy sezon były grube.

Podudzie Ronniego Jamrożego po ostatnim wypadku.

– Czy się bawię w motocross? Można tak powiedzieć, choć kiedy zakładamy kask, to zabawa się przecież kończy. Do jazdy szykowałem się sumiennie, od listopada trenowałem na siłowni, biegałem, robiłem sporo, by forma przyszła odpowiednia. W zeszłym roku rozgrywki strefy zachodniej zakończyłem na szóstym miejscu, a teraz chciałem powalczyć o coś więcej. Życie zweryfikowało jednak plany. Strefa zachodnia jest najmocniejsza w kraju, często pojawia się na niej około 60 zawodników, a maszyny startowe są przepełnione – wyjaśnia rawiczanin. Nota bene, bliski sąsiad Piotra Świderskiego, który za kilka dni winien już być instruktorem sportu żużlowego. Obaj mieszkają blok w blok.

I noga trzy dni po zabiegu.

Jako małolaty Świderski i Jamroży przyjeżdżali często do Wrocławia, gdzie demonstrowali między biegami zawodów niemałe umiejętności. I jeszcze przed zdobyciem licencji ten drugi po raz pierwszy złamał udo.

– Ale nie na torze. Miałem 14 lat, to był głupi wypadek na motocyklu, na ulicy. Zderzenie z samochodem. Poważnie złamałem prawą mogę i musiałem się rehabilitować praktycznie cały rok. A później, w 2012 roku, poszło drugie udo w Daugavpils. Urazu doznałem, zdaje się, w lipcu, ale sezon skończyłem na motocyklu, trenując już w końcówce września. Poskładali mnie w Ostrowie, gdzie też mają dobrych fachowców, natomiast rehabilitację przechodziłem już w Rehasporcie – wspomina Jamroży. Dziś prowadzi wraz z małżonką, Karoliną, firmę spedycyjno-transportową (busy, do 3,5 tony). I nie narzeka na swój los. Nie łamie się. Za to, niestety, łamie kości.

– Akurat teraz jesteśmy na siebie z motocyklem nieco pogniewani i różne myśli krążą po głowie. Bo takie kontuzje utrudniają codzienną, zawodową działalność. Ale… Trzeba mieć w życiu jakąś pasję – konstatuje były zawodnik klubów z Wrocławia, Ostrowa, Opola, Grudziądza, Rawicza, Rybnika, Krosna, Łodzi i Lublina, a w zeszłym roku również ekspert stacji nc+.

FOT. ROBERT MATUSZCZAK

Lekarz powiada, że za około trzy miesiące można się spodziewać pełnego zrostu kości. Póki co, zostają kule. I posiłki przynoszone do łóżka przez małżonkę.

– Niby tak, ale już słyszę, że jak wyzdrowieję, to będę musiał tu się odpłacić i tam się odpłacić… – uśmiecha się Ronnie.

Trzymamy kciuki i za Ronniego, i za Zengiego.

WOJCIECH KOERBER