Autor tekstu.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Prezesi ekstraligi podjęli decyzje. Nie będzie zgody na występy zawodników zagranicznych w meczach ligowych na pozycjach juniorów. Pomysł ten od samego początku wydawał mi się po prostu dęty.

Argumenty zwolenników „reformy” mocno podejrzane. Wiadomo, że rzekoma troska o rozwój światowego sportu żużlowego poprzez umożliwienie zdolnym, zagranicznym juniorom startów w naszej lidze na równych prawach z ich polskimi kolegami, to nic innego jak pic na wodę, fotomontaż. Sprawa była szyta tak grubymi nićmi, że uszkodziły materiał.

Wiadomo, niektóre kluby mają duży problem, bo nie posiadają wartościowych zawodników na pozycjach juniorskich. A bez tego nie ma co liczyć na sukcesy w lidze. Takie są fakty. Najgorsze w tym wszystkim było to, że próbowano dokonać demontażu istniejącego regulaminu w imię tak naprawdę własnych, partykularnych, interesów. Nie pierwszy raz.

Pamiętasz, Czytelniku Drogi, jak na początku lat 90. zmieniono regulamin rozgrywek w jego trakcie, aby wrocławska Sparta, wspierana przez wpływowy wówczas w naszym speedwayu koncern Aspro, mogła awansować „po trupach” do najwyższej klasy rozgrywkowej? Dobrze się stało, jak się stało, ale przypuszczam, że temat obecności zawodników zagranicznych w składach naszych ligowych drużyn, także juniorów, będzie powracał. 

Są dwa rozwiązania na przyszłość. Albo przyjmiemy opcję absolutnego pierwszeństwa dla interesów rodzimego żużla i będziemy się sztywno trzymali regulaminowych zasad preferujących Polaków, albo otworzymy rynek całkowicie. Tylko nie można decyzji podejmować ad hoc, bo jakiemuś klubowi lub klubom pasuje aktualnie takie, a nie inne rozwiązanie.  Bo oprócz zaspokojenia potrzeb jednego czy drugiego działacza, nie ma to żadnego sensu.

ROBERT NOGA