Autor tekstu.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wracałem kiedyś „gdzieś z żużlowej Polski” w towarzystwie kolegi dziennikarza, który trochę zły, trochę zmęczony długą nocną podróżą, stwierdził, że ośrodki speedwaya w naszym kraju są źle ulokowane, w nieatrakcyjnych miejscach. Jego zdaniem w ekstralidze powinny jeździć drużyny na przykład z Sopotu, Międzyzdrojów, Kołobrzegu, Mikołajek, Krynicy, Szklarskiej Poręby, Szczyrku czy Zakopanego. Wówczas jeżdżąc na mecze, człowiek łączyłby przyjemne z pożytecznym. Żużel z wypoczynkiem i relaksem w atrakcyjnej turystycznej czy też uzdrowiskowej miejscowości.

Żart, żartem, ale niewiele zabrakło, aby przynajmniej Zakopane, sportowo znane w Europie z konkursów o Puchar Świata w skokach narciarskich, stało się istotnym ośrodkiem żużla w Polsce. Zaraz po wojnie, na tamtejszym stadionie, staraniem Tatrzańskiego Klubu Motocyklowego, organizowano bowiem zawody żużlowe i tamtejsze środowisko musiało być bardzo prężne i aktywne, a dowodem na to może być pomysł Władysława Pietrzaka, którym podzielił się na łamach „Sportu” w grudniu 1946 roku. Otóż ten wybitny działacz i sędzia żużlowy międzynarodowego formatu, a także wzięty publicysta, zaproponował utworzenie ligi żużlowej. Według jego koncepcji w meczach miały brać udział drużyny złożone z ośmiu zawodników, po dwóch rywalizujących w czterech klasach motocykli według pojemności silnika. Pietrzak postulował jednak, aby ligę utworzyły zespoły poszczególnych okręgów sportu motorowego, typując do niej: Śląsk, Pomorze, Poznań, Warszawę, Łódź, Bydgoszcz oraz właśnie Zakopane!

Jak jednak wiemy, ligę utworzono w 1948 roku na zupełnie innych zasadach i bez drużyny spod Tatr. Dwie dekady później zimowa stolica Polski przypomniała się sympatykom żużla, tym razem jednak w jego lodowym wydaniu. W połowie lat 60. minionego wieku grono działaczy podjęło próbę zaszczepienia na polski grunt ice speedwaya, w oparciu o zawodników Gwardii Bydgoszcz. W dniach 6-7 marca 1965 roku, właśnie w Zakopanem, na torze lodowym, odbyły się pierwsze w Polsce oficjalne, międzynarodowe zawody w tej odmianie wyścigów torowych, na które zaproszono kilku zawodników z ZSRR. Pierwszego dnia odbył się trójmecz, w którym najlepsi okazali się Rosjanie z DOSAAF Moskwa przed Gwardią I oraz Gwardią II. Nazajutrz, turniej indywidualny wygrał Jurij Dudorin, przed swoimi rodakami Wsieołodem Nierytowem i Walentym Moisiejewem. Z Polaków najlepszy był Rajmund Świtała, a w zawodach udział brali także jego klubowi koledzy: brat Norbert, Edward Kupczyński, Mieczysław Połukard, Zygfryd Friedek oraz rybniczanin Stanisław Tkocz. I to niestety byłoby na tyle.

Dziś chcąc wyjechać, jak to mawiały nasze prababcie, „do wód” i przy okazji, obok skorzystania z walorów turystyczno-wypoczynkowych, popatrzeć na zawody żużlowe, możemy udać się do niedalekich, czeskich Mariańskich Łaźni. To prawdziwy ewenement, bo żużel, na długim torze, przez dziesięciolecia egzystuje sobie w słynnym na całą Europę uzdrowisku, które od XIX wieku ściągało kuracjuszy i turystów z całego świata, koronowanych głów nie wyłączając.

W latach 20. XX wieku powstał tam tor do wyścigów konnych o długości 1 kilometra, zaadaptowany potem do wyścigów żużlowych. Nic też dziwnego, że kiedy w latach 70. zaczęto organizować mistrzostwa świata na długim torze, czeskie uzdrowisko szybko dołączyło do miejscowości, w których przeprowadzano wielkie finały. Pierwszy odbył się w 1976 roku, a wygrał go legendarny Nowozelandczyk Ivan Mauger. Motocyklowe emocje, a do tego przepiękne krajobrazy, lecznicze wody, wspaniała architektura, słynna grająca fontanna i atmosfera europejskiej sławy kurortu. Czego chcieć więcej?

ROBERT NOGA