Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Popularny Szumina to postać kontrowersyjna w polskim speedwayu. Trochę jak efemeryda. Pojawiał się i znikał. Kiedy się jednak objawił, nawet po dłuższej przerwie i niemal bez treningu, potrafił robić show. A dlaczego gizd? Bo to w gwarze niegrzeczny chłopiec, łobuziak i to też historia Rafała potwierdza.

Urodzony 12 marca 1982 roku w Pyskowicach żużlowiec to wychowanek RKM-u Rybnik. Licencję, do której przygotował go trener Jan Grabowski, zdał w 1998 roku. Jako junior, już w kolejnym roku, z przytupem wszedł do żużlowej rodziny. Po zakończeniu wieku młodzieżowca różowo jednak nie było, ale zapisać się w pamięci kibiców zarówno talentem do jazdy, wywoływania skandali, jak też niekonwencjonalnych zachowań i wypowiedzi potrafił. Jego kariera trwała teoretycznie nieprzerwanie do 2018 roku, jednak to tylko statystyki, bowiem Rafał, mimo ważnego kontraktu, często, z różnych przyczyn, odpoczywał od żużla. W Rybniku, ale też w Częstochowie, rozkochał w sobie uwielbiającą draki i showmanów publiczność.

Pierwszy raz zrobiło się głośno o Szombierskim w sezonie 2007. – Doskonale wiem, że mam jeszcze kontakt do końca przyszłego sezonu, jednak posiadam obywatelstwo niemieckie i będę u nas startował z tamtejsza licencją jako Niemiec w innym polskim klubie – twierdził Szumina po meczu z Grudziądzem, po czym opowiadał podczas pomeczowej konferencji, jak go trener namawiał do podpisania kontraktu przed obecnym sezonem : – Byłem z żoną u Mirka (Korbela – dop.red) i namawiał mnie do podpisania kontraktu do czerwca dopóki on będzie tutaj trener, a będę miał się wtedy jak u „pana Boga za piecem”. A wyszło tak, że pojechałem jeden mecz, a potem pół sezonu nie jechałem.

Na tym Szumina nie poprzestał wprawiając żurnalistów w niemałe osłupienie. Wtórował mu Wojciech Druchniak, również zawodnik Rybnika. Wszystko odbywało się normalnie. Dwie zmiany w składzie awizowanym, następnie wygrany mecz i konferencja. Jednak jej przebieg odbiegał od przyjętych standardów. Głównie za sprawą pojawienia się rzeczonego Rafała Szombierskiego, wyszło na jaw parę klubowych „brudów”, bo nikt nie wątpił, że było ich o wiele więcej. Mirosław Korbel zapytany o powody zmiany w składzie odpowiedzią zaskoczył wszystkich: – Do dziś myślałem, że skład ustala zawsze trener. Okazało się, że Rafał Szombierski na piątkowym treningu prezentował się bardzo dobrze, a musiałem dziś do niego zadzwonić w godzinach popołudniowych i powiedzieć, że dzisiaj nie pojedzie – wypalił.

Natychmiast padały pytania oto kto wydał takie polecenie. Kto wykonał telefon do trenera. Korbel nie chciał zdradzić źródła polecenia, jednak czego nie uczynił trener, uczynił siedzący obok Rafał Szombierski : – Trener przekazał mi przez telefon, że dostał wiadomość od Piotra Wilaszka, że nie jadę. Wydaje mi się, że ten człowiek nie powinien być v-ce prezesem. On nie potrafi porządnie naprawić radia, a chce zostać prezesem. Rozumiem, gdyby trener po treningu powiedział: „Jechałeś słabo i nie pojedziesz w meczu”. Jednak po treningu trener zapewnił mnie, ze bierze to wszystko na swoją odpowiedzialność. Powiedział, że „Może mnie wyrzucą, ale biorę to na siebie.”

Było gorąco. Trener poinformował jeszcze, że mało brakowało, a do meczu wyjechałoby tylko czterech zawodników. W ostatniej chwili do składu wskoczył Roman Poważny. Rosjanin z polskim obywatelstwem podobnie jak Rafał Szombierski miał zakaz startu w meczu na polecenie zarządu. Jednak trener nie dostał, żadnego uzasadnienia tego zakazu dla zawodników. Po prostu dostał takie polecenie i miał je wykonać. Mirosław Korbel na pytanie „Po co w takim razie jest trener” odpowiedział, że sam się zastanawia.

To wciąż jednak nie był koniec. Kiedy trener udawał się do wyjścia, na odchodne, na pewno usłyszał jeszcze słowa Rafała Szombierskiego: – Gdy w klubie był trener Czernicki, to wstawiał się za zawodnikami. Jest trener Korbel, to liże… prezesom.

Na koniec zapytany o swój pomysł na uratowanie klubu odparł: – Najlepiej zebrać zarząd w jednym miejscu, jeszcze trener Mirosław Korbel i żeby tam bomba wybuchła.

Szombierski wrócił do niezłego ścigania i barwnych zachowań w sezonie 2010. Zaczęło się obiecująco i spokojnie. Po długiej przerwie, rybniccy fani speedwaya mogli znów zobaczyć na torze jednego ze swoich ulubieńców. Były wówczas zawodnik RKM ROW znalazł się na liście jeźdźców, którzy wzięli udział w Międzynarodowym Turnieju Żużlowym Pamięci Łukasza Romanka.

– Myślę, że jestem dobrze przygotowany do jazdy. Nie miałem zbyt wiele okazji do treningów na torze, ale zimę przepracowałem solidnie. Dwa razy miałem już nawet okazję wyjechać na rybnicki tor. Dysponuję także znakomitym sprzętem. Pod tym względem tak dobrze u mnie jeszcze nie było – mówił zawodnik, który w tamtym sezonie związany był już z Włókniarzem Częstochowa.

Obecność zawodnika w stawce turnieju nie była przypadkowa. Jego menadżerem był bowiem wówczas… Krzysztof Mrozek, także były opiekun Łukasza Romanka i główny organizator turnieju jego pamięci.

– Szkoda było zaprzepaścić karierę Rafała. On ma ogromny potencjał, potrafi jechać i chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że miejsce w którym spędził ostatni rok, nie jest dla niego odpowiednie (pracował niemal bez kontaktu ze sportem na wysokim poziomie – dop.red). Dla niego najlepszym miejscem jest tor żużlowy. Będziemy dążyli do tego, żeby Rafał wrócił na swoje miejsce w środowisku żużlowym – podkreślał Krzysztof Mrozek.

Już w końcu maja tego roku proroctwa Mrozka zdawały się potwierdzać. Częstochowa pokochała Szuminę. Debiut po dwuletniej przerwie wychowanka RKM-u Rybnik w barwach Włókniarza wypadł znakomicie. Częstochowianie przy wydatnym wkładzie Szuminy pokonali 47:43 ekipę Betardu WTS Wrocław.

– Jeździłem dzisiaj dla kibiców. Wspierali mnie na każdym kroku. To im dedykuję tą wygraną – mówił podekscytowany zawodnik, który będąc na czele w kolejnych swoich wyścigach machał kibicom ręką, pozdrawiał kolegów w parkingu, odstawiając show niczym legendarny Józef Jarmuła.

To, że Szombierski wskoczył do składu do zasługa trenera Jana Krzystyniaka, który pozostawił na ławce rezerwowych doświadczonych, Sławomira Drabika i Krzysztofa Słabonia. Krzystyniak uzasadniał : – Czekałem na ten moment, aby dać Rafałowi szansę. Wreszcie przyszła ta chwila. Myślę, że to był dobry wybór. Rafał został, chcąc nie chcąc, ojcem naszego sukcesu – radował się ówczesny opiekun częstochowskich Lwów.

Sezon był zupełnie przyzwoity w wykonaniu Rafała i zapowiadało się, że barwny zawodnik znalazł wreszcie spokojną przystań. Nic bardziej błędnego, o co najbardziej zadbał sam zainteresowany.

Rok 2014, to powrót do macierzy. Szombierski znowu jest w domu. W tabeli, ściśle jej dolnej części, gorąco. Rybnik i Bydgoszcz mogą jeszcze uniknąć baraży. Przed starciem nad Brdą miejscowa prasa pisze : – Rekiny, choć nie będą faworytem, buńczucznie zapowiadają, że w niedzielę zepchną nasz zespół do strefy barażowej. Działacze z Rybnika twierdzą, że polonistom zatrzęsą się ręce i nogi na widok Rafała Szombierskiego. W trakcie sezonu 2010 Szumina został wyciągnięty przez Włókniarz z żużlowego niebytu , wcześniej miał bowiem blisko 2-letni rozbrat ze speedwayem i okazał się katem bydgoszczan w barażach o utrzymanie. W Częstochowie zdobył 12, a w Bydgoszczy 9 punktów, walnie przyczyniając się do spadku Polonii z ekstraligi. Teraz sytuacja jest podobna. ROW dał swojemu wychowankowi szansę na „drugie życie”, wypożyczając go w trakcie sezonu z Włókniarza Częstochowa. Pod Jasną Górą zawodnik nie miał szans na jazdę. Jak na razie Szombierski wystąpił w 6 meczach Nice Polskiej Ligi Żużlowej i uzyskał w nich średnią 1,86 pkt/bieg.

Kolejne objawienie miało miejsce w czerwcu 2016: – Mam nadzieję, że przekonam trenera. Czuję się na siłach, żeby pojechać już w niedzielę z Zieloną Górą – twierdził Szombierski.

ROW Rybnik wcześniej pokonał na własnym torze Unię Tarnów 48:42. Po trzech kolejnych porażkach zwycięstwo bardzo ucieszyło miejscowych kibiców. Stadion opuszczali jednak nieco zaniepokojeni. Po raz kolejny bowiem, w meczu PGE Ekstraligi, nie popisali się rybniccy krajowi seniorzy. Damian Baliński zdobył 4 punkty i 2 bonusy, a Rune Holta zgromadził ledwie trzy oczka i jeden bonus. Równie słaby występ w kolejnym meczu z Ekantor.pl Falubazem mógł drogo kosztować ROW i sprawić, że punkty uciekną do Zielonej Góry. Nic dziwnego, że nasilały się głosy, iż Holcie przydałby się odpoczynek. Jedynym seniorem, który ewentualnie mógłby zastąpić Norwega z polskim paszportem był Rafał Szombierski. Ulubieniec rybnickich fanów jednak przed meczem w ogóle przestał trenować. Czy to prawda? – Faktem jest, że podjąłem pracę zawodową, ale walki o skład nie odpuściłem – przyznał pytany Szombierski, który mecz z Unią Tarnów oglądał w roli widza: – W środę, przed meczem z Unią nie trenowałem, ale to wynik urazu ręki, którego nabawiłem się w pracy. Dziś jednak jest już z nią znacznie lepiej i jutro chcę wyjechać na tor. Mam nadzieję, że swą postawą na treningu przekonam trenera. Czuję się na siłach, żeby pojechać już w niedzielę z Zieloną Górą – stwierdził Szombierski: – Myślę, że sprzętowo jestem nieźle przygotowany. Mam parę dobrych silników od Ryszarda Małeckiego i Fleminga Graversena.

Bohaterem został na początku sierpnia tego roku. W meczu z Lesznem ROW pewnie wygrał. Klasą dla siebie był odsuwany wcześniej przez kibiców od składu Holta. Jednak show skradł wracający po kontuzji Szumina. Po spotkaniu wyjechał na tor w krótkich spodenkach i zaczął kręcić bączki, przez co kibice długo jeszcze nie opuszczali stadionu.

Sielanka nie trwała jednak wiecznie. Jak to u Szuminy. Przed sezonem 2018 znowu gruchnęło. Popularne Rekiny w nowym roku celowały w szybki powrót do elity, po przygodach z Łagutą. W kadrze znajdowali się Kacper Woryna, Artur Czaja i Mateusz Szczepaniak. Wśród obcokrajowców byli choćby Troy Batchelor, Andriej Karpow czy Craig Cook. W zestawieniu brakowało miejsca dla wychowanka rybnickiego klubu, Rafała Szombierskiego, który chciał pozostać w ekipie spadkowicza, ale nie mógł zaakceptować złożonej mu oferty, wedle której musiałby, jak przekonywał… dokładać do interesu.

– Naprawdę chciałem zostać, ale za jałmużnę się ścigać nie będę. Z prezesem Krzysztofem Mrozkiem nie było możliwości żadnych negocjacji. Albo podpisujesz, albo do widzenia. Żebym dostał chociaż na zakup dwóch motocykli i ubezpieczenie, to bym podpisał, ale zaproponowane pieniądze były śmieszne. Zarówno za podpis, jak i za punkty. Lepiej płacą nawet w II lidze. Nie stać mnie żeby dokładać ze swoich, zresztą to się mija z celem. Jeśli ktoś z kibiców miałby taką propozycję pracy, żeby wynagrodzenie za nią nie wystarczyło nawet na paliwo, by do niej dojechać, to też by takiej oferty nie przyjął – powiedział sam zainteresowany, któremu wyraźnie skończył się wówczas zapas gorących uczuć wobec Krzysztofa Mrozka.

Ostatecznie Szombierski wylądował w ekstraligowym Włókniarzu Częstochowa, którego barwy reprezentował w latach 2010-2014, tam jednak na torze nic nie zwojował, gdyż był to ewidentnie kontrakt warszawski. Szumina, mimo wszystko, nie pozwolił, by o nim ucichło. Wszystko za sprawą kontrowersyjnych wpisów w mediach społecznościowych, jednoznacznie sugerujących nieprawidłowości w funkcjonowaniu klubu, kierowanego przez niedawnego przyjaciela. Szombierski zarzucał Krzysztofowi Mrozkowi na przykład kupowanie działek, za pieniądze z dotacji. Sprawę ucięło ostatecznie oświadczenie zawodnika, opublikowane 3 marca 2018.

”Niniejszym oświadczam, że zawarte we wpisie na portalu internetowym rybnik.com.pl, portalu sportowefakty.pl i na stronie www.row.rybnik.com.pl zarzuty wobec Klubu Sportowego ROW Rybnik a przede wszystkim prezesa Krzysztofa Mrozka, dotyczące nieprawidłowości przy rozliczaniu przez Klub pieniędzy z publicznych dotacji oraz ze sprzedaży biletów, nie były prawdziwe i w związku z tym przepraszam Prezesa Krzysztofa Mrozka oraz Klub Sportowy ROW Rybnik za naruszenie dóbr osobistych i zniesławienie.„

Adwersarz był tym razem wyrozumiały: – Nie zależy nam na tym, żeby spotykać się z Rafałem Szombierskim w sądzie. Przeprosił, wycofał się ze swoich absurdalnych zarzutów i dla nas to koniec tematu. Faktem jest, że swoim wpisem zrobił wiele złego dla klimatu wokół rybnickiego żużla, ale najważniejsze, że zrozumiał swój błąd. Życzę mu wszystkiego dobrego w przyszłości.

Od tamtej pory Szumina ucichł i przepadł, czy na stałe?

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI