Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Rafael Evensen jest przykładnym mężem, ojcem i statecznym mężczyzną w sile wieku. Dba o rodzinę, pracuje, zarabia i żyje mu się znakomicie. Co zatem sprawiło, że „dobrze” ponadtrzydziestoletni Skandynaw zaczął ścigać się na żużlu i to w momencie, gdy na wielką karierę było odrobinę za późno?

– Urodziłem się w Grudziądzu, więc fanem żużla jestem od kołyski. Ile mogłem, kibicowałem jako dzieciak ukochanemu klubowi GKM – mówi Rafael. – Gdy miałem 12 lat, mama wyszła za mojego ojczyma, Norwega i przynieśliśmy się na stałe do krainy fiordów. Tam ukończyłem podstawówkę, a potem poszedłem uczyć się zawodu mechanika samochodowego. Wytrzymałem tylko rok, mimo że od najmłodszych lat uwielbiałem majstrować przy wszystkim, co jeździ, od rowerów, przez motocykle, po samochody. Do dziś poradzę sobie z naprawą każdego „przyrządu” do jeżdżenia. Imię ze swojskiego Rafała na Rafaela zmieniłem w Norwegii, by łatwiej znaleźć lepszą pracę i lepiej zarabiać. Tak oto, od 14 lat jestem lakiernikiem i w ten sposób zarabiam na utrzymanie rodziny. W zasadzie niczego mi nie brakowało, oprócz… speedwaya.

– Bakcyla połknąłem jeszcze w Polsce, więc w 2014 roku poszukałem możliwości i zacząłem starty na norweskich torach. To zupełnie inny rodzaj żużla niż w Polsce. Mam licencję międzynarodową z obowiązkowym ubezpieczeniem. Bez niej nie mógłbym startować, a jest ona ważna na całym świecie. Kiedy zaczynałem, pięć lat temu, było nas praktycznie dwóch: kuzyn i ja. Postanowiłem napisać na facebooku, bo Polaków w Norwegii przybywało, że można zapisać się do klubu i spróbować jazdy na torze. Poskutkowało. Teraz jest nas dziewięciu, Polaków na stałe mieszkających w Norwegii, którzy regularnie ścigają się na żużlu. Skandynawskie tory są krótsze od polskich i to znacznie. Mają poniżej 300 metrów długości, to dobra szkoła techniki jazdy, choć prędkość raczej bezpieczna.

– Podczas zawodów charytatywnych w Grudziądzu poznałem kolegę mieszkającego… pół godziny drogi ode mnie. To Tomasz Fryza, który sam jeździ, a teraz zaszczepił miłość do speedwaya swojemu 15-letniemu synowi Rafałowi i on także zaczął się ścigać. Musiałem wrócić do korzeni, by poznać kolegę z Norwegii.

Spotkanie z mistrzem

– Żużel „po norwesku” kompletnie różni się od znanego w Polsce. Mamy pięć torów, na których odbywają się zawody i dwa prywatne, na których można dodatkowo trenować. W tym roku wystartuje sześć drużyn, w każdej z nich wystąpi po trzech zawodników (Norges Serie Liga-1). Każdy z żużlowców musi posiadać licencję. Zawodnicy są w różnym wieku, od 18 do 50 lat. W bieżącym sezonie zaplanowano sześć spotkań drużynowych i turnieje. Za udział w zawodach dostajemy metanol, tylną oponę, olej i spraye do smarowania łańcucha. Zawsze na koniec sezonu wysyłamy do Norweskiego Związku Motorowego formularz z listą zawodów, w których startowaliśmy i na tej podstawie otrzymujemy rozliczenie za przejechane kilometry. Każdy z zawodników przygotowuje się do sezonu indywidualnie, z uwagi na to, że każdy z nas normalnie pracuje. W moim przypadku jest to siłownia dwa razy w tygodniu, raz basen, a w każdą niedzielę futsal i jeśli pogoda pozwala, jazda na lodzie. Żużel po prostu traktujemy jako wielkie hobby, któremu poświęcamy swój czas i prywatne pieniądze. Sezon w Norwegii zaczyna się w kwietniu (w Kristiansand) i kończy w połowie listopada. Motocyklami zajmujemy się prywatnie i nie korzystamy z usług tunerów, ponieważ są to zbyt duże koszta. Wysyłamy jedynie silniki do Polski na serwis ogólny. Część zawodników korzysta z usług takich mechaników jak Witold Gromowski z Bydgoszczy, Grzegorz Wnęk z Zielonej Góry czy też Marek Kończykowski z Grudziądza.

– Moje główne zainteresowania to rodzina. Żona, nota bene z pochodzenia Polka, i troje dzieci (córka Roxana ma 6 lat, starsza Iselin 12 lat, a syn Dorian 10). Mój czas zaś, oprócz żużla, wypełniają przyjaciele, spotkania ze znajomymi, adrenalina, motocross i wszystko, co wiąże się z motocyklami.

Rafael Evensen z Michałkiem „Malutkim” Jankowskim

– Do Polski na zawody dobroczynne trafiliśmy dzięki marzeniom. Poznałem Piotra Markuszewskiego na facebookowej grupie „GKM speedway fans”. Przyjechał do mnie, do Norwegii. Miał „blisko”, ponieważ pracował w Szwecji, ledwie trzy godziny drogi do mnie. Poznaliśmy się i wyjawiłem Piotrowi największy, niespełniony sen, o tym, że chciałbym pojeździć na grudziądzkim torze. Piotrek stwierdził, że da się to załatwić i dodał, że Patryk Frankiewicz organizuje zawody charytatywne i że mogę dołączyć. Porozmawiałem bezpośrednio z Patrykiem, a on mówi, że możemy zrobić mecz Polska vs. Norwegia. Dobroczynny. Zebrałem ludzi i… pojechaliśmy. To było dwa lata temu. Tak się wszystkim spodobało, że teraz pytają sami, czy mogą jeździć. Mecz był fantastycznym przeżyciem i spełnieniem marzenia z dzieciństwa, a przede wszystkim pomógł, ujmującemu szczerością i niewinnością, młodemu kibicowi żużla Michałkowi „Malutkiemu” Jankowskiemu. To cudowny chłopiec. Na co dzień walczy z ciężką chorobą. Zabiegi, badania, konsultacje, wizyty – każdy rodzić wie, jakie to przygniatające przeżycie, a Michałek pozostaje dzielnym rycerzem, który każdego dnia potrafi się z tymi problemami mierzyć. Wspaniały chłopak! Przy okazji następnych pobytów w kraju zaliczyliśmy kolejny mecz w Grudziądzu, zawody w Gnieźnie i kilka treningów w Toruniu. Szczególnie dumny jestem z możliwości obcowania z ikoną polskiego speedwaya, Tomaszem Gollobem. Wysłuchać jego życzliwych podpowiedzi i uwag – o czym jeszcze można śnić? Jestem głównym organizatorem eskapad do ojczyzny, a o frekwencję nie muszę się bać. Już dziś dzwonią chłopaki z Oslo MK, czy Mjøsa Speedway i pytają o termin wyjazdu. Do zobaczenia w Polsce zatem!

Rafaela Evensena wysłuchał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI