Kasprzak, Świst, Schneiderwind, Petranov, Tihanyi, Nagy, Matousek, Brhel, Gollob… Wszystkie te nazwiska przewinęły się przez listy startowe Pucharu Pokoju i Przyjaźni, powołanego do życia w 1978 roku. Inauguracja na torze w Tarnowie odbyła się w formie ścigania parami, choć później rozgrywano również turnieje indywidualne. Czy właśnie ten poligon trzymał przy życiu dyscyplinę w egzotycznych zakątkach Europy?
14 października 1978 zwyciężył duet z Czechosłowacji Juza/Podany, zdobywając 23 oczka. W pokonanym polu Czesi zostawili Bułgarów (Manew/Janankiew – 19 punktów) oraz Polaków: Kępowicza i Żabiałowicza z 19 zdobytymi punktami, podobnie jak sklasyfikowani na czwartej pozycji Mehl i Hey z NRD (był taki kraj).
Następnego dnia w Rzeszowie Bułgarzy nie mieli sobie równych i zwyciężyli z 27 punktami, pokonując Czechosłowaków (24) i Polaków (23). Od kolejnego sezonu, przez 11 lat, zawody trwale wpisały się w obraz propagandy tamtych czasów, jednocześnie jednak dając asumpt do rozwoju żużla w ogóle, a szczególnie w krajach raczkujących bądź nieznanych z dokonań w tym sporcie. Młodzieżowa rywalizacja, bo w tej kategorii rozgrywano zawody, prowadzona na torach wszystkich uczestników, to była znakomita szkoła. Czasem szkoła przetrwania, o czym wspominał choćby Piotr Świst, opisując w jednej z rozmów swą eskapadę wypchaną po brzegi osobówką, z przyczepką na motocykle, na południe Europy.
Pomijając wątek przyjaźni i pokoju zawarty w nazwie… Turnieje stanowiły dobre przetarcie dla zawodników u progu kariery. Polakom pewnie zbyt wiele nie przynosiły, oni mieli gdzie startować i z kim się ścigać, podobnie zresztą jak mocni wówczas Czechosłowacy czy reprezentanci ZSRR. Dla początkujących Węgrów, Niemców z NRD, Bułgarów bądź Rumunów były często rzadką lub jedyną wręcz okazją posmakowania „prawdziwego” żużla, na torach i stadionach dalece odbiegających od znanych im standardów. Dość powiedzieć, że jednym z dzieci Pucharu był choćby Georgi Petranov, od 1992 roku obywatel Polski, który „wypłynął” właśnie podczas tegoż cyklu, potem awansując na przykład do finału IME oraz finału IMŚJ we Lwowie (1990), w którym zajął 14. miejsce, czym powtórzył wyczyn starszego kolegi, Nikołaja Maneva.
Manev z kolei to najjaśniejsza spośród Bułgarów postać w historii zawodów. Wyczyny z sezonu 1978 powtórzył w kolejnym roku startów na polskich torach, będąc liderem bułgarskiego duetu, który 14 lipca 1979 roku w Gnieźnie zajął trzecie, a dzień później w Grudziądzu pierwsze miejsce. Nikołaj, w parze ze Stojanowem, błysnął szczególnie na Pomorzu, gdzie z 16 oczkami był najlepszym pośród uczestników, a ścigali się liczący juniorzy, z Polakami Markiem Kępą i Stanisławem Kępowiczem na czele.
Zmierzch przyszedł wraz z przekształceniami ustrojowymi schyłku lat 80. Jeszcze w 1988 roku rozegrano zawody indywidualne w Świętochłowicach, zakończone victorią Waldemara Cieślewicza, który w pokonanym polu zostawił m.in. Piotra Śwista, Igora Dubinina z ZSRR, Węgra Roberta Nagy’a, czy Jana Schinagla z CSRS. Rok później zwieńczono zmagania w Krośnie, ciekawostką zaś niech będzie fakt, że piąty w tamtych zawodach był nieopierzony młodzik… Tomasz Gollob z dorobkiem ośmiu oczek.
Przez turnieje w ciągu ponad dekady przewinęło się wielu znanych potem z „dorosłego” ścigania zawodników. W sezonie 1983, na torze w Lesznie, zwyciężyła para Zenon Kasprzak/Henryk Bem, pokonując m.in. Schneiderwinda, Wołochowa, Petrikovicsa, czy Tihanyiego. Dwa lata później w Grudziądzu triumfował Ryszard Franczyszyn przed Matouskiem i Brhelem z Czechosłowacji, czy późniejszym championem w tej kategorii Igorem Marko z ZSRR. Nazwiska zatem liczne i zacne. Turnieje więc z pewnością spełniały walor promocyjno-szkoleniowy, a przy tym utrzymywały na powierzchni żużel w „egzotycznych” nieco zakątkach wschodniej Europy, jak Rumunia czy Bułgaria, zapewniając regularny dopływ świeżej krwi dla dyscypliny.
Z początkiem lat 90. blok wschodni upadł, a wraz z nim przestał istnieć cykl. Wspomniany Petranov zdążył jeszcze „ewakuować” się do Polski, by nie popaść w otchłań bułgarskiego speedwaya i przedłużyć nieźle rokującą karierę. Ci którzy „zdążyli” nabrać umiejętności i żużlowej ogłady, poradzili sobie, najczęściej w obcych ligach. Trudno jednak nie zauważyć, że postępująca komercjalizacja i rosnące koszty, wtedy właśnie miały swój początek.
Od tamtej pory żużel zaczynał być dyscypliną niszową, gdyż wraz z kurczeniem się zasięgu po wschodniej stronie Europy, przyszły chude lata w Skandynawii i na Wyspach Brytyjskich. Przegrywamy walkę, przy tym nieudolnie prowadzoną przez FIM, z innymi sportami motorowymi. Można się zżymać, że tamci mają łatwiej, bo wielkie koncerny, bo powszechna dostępność, bo związane z tym wpływy sponsorskie i transmisje telewizyjne. W porządku. Tylko co w związku z tym? Usiąść i płakać? Nasmarować elaborat pod tytułem: „dlaczego się nie da”? A może, jak w starym porzekadle: jeśli wszyscy wiedzą, że czegoś nie można zrobić, to nagle zjawia się ten, który nie wie i on po prostu to robi? Tylko kto miałby zostać tym nieświadomym, dokonującym dzieła naprawy? One Sport? Kto wie, bo w BSI czy FIM trudno wierzyć, po „sukcesach” ostatnich lat.
PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI
Żużlowa Paczka 2023 wystartowała! Udział w „Mówi się Żużel” i miejsce na kevlarze Lebiediewa na licytacji!
Tenis. Dobra nowina dla kibiców! Nadal ogłosił datę powrotu
Żużel. Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek zagrają w piłkę nożną razem z… Łukaszem Piszczkiem!
Żużel. To oni skusili Janowskiego na powrót na Wyspy. Menedżer zdradza kulisy rozmów (WYWIAD)
Weź udział w licytacjach unikatowych koszulek GKS-u Katowice – wspieraj zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży z Polską Akcją Humanitarną!
Żużel. Tai Woffinden przerywa urlop. Przeleciał pół świata, by spędzić jeden dzień we Wrocławiu