fot. Łukasz Forysiak, Falubaz Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeszcze nie skończył się sezon. Jeszcze nie rozczłonkowano na zimę motocykli. Jeszcze nie opadł kurz. Jeszcze mamy play-offy. Jeszcze nie rozhuśtała się na dobre transferowa karuzela, a już wiemy, jakim regulaminowym zmianom sprostać musiały będa kluby. Jak na żużel, to wcześnie – zdarzało się, że nowinki poznawaliśmy znacznie bliżej nowego sezonu. Jak na profesjonalny motorsport – późno. Przepisy i plan rozwoju dyscypliny powinny być nakreślone na kilka lat w przód, kropka. Czy przedstawione przez GKSŻ propozycje spowodują rewolucje w składach i kocioł na transferowym mercato? Czy to tylko jedwabny obrus, zakrywający brud na stole? Przyjrzyjmy się, nie ma tego aż tak wiele.

Pierwsza ze zmian, to w istocie rezygnacja z „gościa” w Ekstra i I lidze. Choć obstawiałem inny bieg wydarzeń – najwyraźniej centrala, idąc za głosem kibiców, również uznała, że w obecnej formie „gość” jest mocno nadużywaną, nieco wypaczającą rozgrywki instytucją. Dość nadmienić, że w tym sezonie są szanse, iż któryś z braci Holderów zdobędzie jednocześnie czempionat I ligi i Ekstraligi. A Adrian Miedziński jest chyba pierwszym w historii żużlowcem, który w jednym sezonie do elity awansuje oraz z niej spadnie. W nadchodzącym roku”gość” w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych wystartuje tylko wtedy, gdy któryś z zawodników złapie koronawirusa i potwierdzi to testem. Czyli nigdy. Choć nie jestem wirusologiem, wydaje mi się, że oswoiliśmy się już z obecnością ncov-2 i taka sytuacja nie nastąpi, więc starty „gościa” w Ekstralidze możemy… odłożyć w czasie – jestem przekonany, że pomysł ten powinien wrócić i wróci, ale w jeszcze innym kształcie.

Druga zmiana ma dwuletnie vacatio legis, także w przyszłym roku jeszcze jej nie uświadczymy. Ale już została zaanonsowana. Jest nią absolutna nowość. Rewolucyjny system play-off w Ekstralidze. System, który przedłuży sezon i zwiększy emocje. System sprawiający, że przegrani mogą okazać się zwycięzcami. System, dzięki któremu finałowa faza rozgrywek nabierze nowego wymiaru, dzięki któremu walka o medale będzie jeszcze bardziej nieprze… Zaraz, zaraz – stop. Po fazie zasadniczej pierwszy pojedzie z szóstym, drugi z piątym, a trzeci z czwartym. Wydaje mi się, że gdzieś to widziałem. A, już wiem! Przypomnijcie mi proszę, czy czasem jeszcze w 2011 roku nie jeżdżono według tego samego schematu? Czy może gubią mnie meandry pamięci? A jeśli nie gubią, to dlaczego – skoro odeszliśmy od tego rozwiązania kilka lat temu – wracamy akurat do niego? W mojej opinii jest to zmiana kosmetyczna i jej jedynym wymiernym skutkiem jest to, że GKM Grudziądz najprawdopodobniej w końcu wejdzie do play-offów, bo wejdą doń zwyczajnie wszyscy.  W mojej opinii rozwiązanie nie wnosi niemalże nic, poza tym czynnikiem niepewności dla drużyn pierwszej dwójki z tabeli, która to dwójka po wygraniu rundy zasadniczej musi jeszcze w nagrodę stresować się dodatkowym eliminatorem przed walką o medale. Ani razu w historii szósta drużyna nie wygrała ćwierćfinału z liderem ligi. A co, gdyby, dajmy na to, Unia Leszno, tfu tfu, złapała przed ćwierćfinałami play-off dwie poważne kontuzje? Kiedyś taki los spotkał Włókniarz i zamiast walki o medale skończyło się to sromotną porażką mocno rezerwowego składu, włącznie z reanimowanym ze sportowych zaświatów niegdysiejszym częstochowskim bożyszczem – Rafałem „Osą” Osumkiem. Więcej meczów – tak. Sześć drużyn w finale rozgrywek – nie. Lepszym rozwiązaniem byłoby zaciągnięcie wzorca z piłkarskich boisk – robimy dwie grupy i dzielimy punkty na pół. A jeszcze lepsze, to… Zostawię na koniec.

Trzecia karta rzucona przez GKSŻ na stół, to obligatoryjny zawodnik do lat 24 w składzie. Od przyszłego sezonu podstawowe zestawienie drużyny musi zawierać: dwóch żużlowców krajowych, dwóch juniorów, jednego rajdera U-24 i dwójkę zawodników dowolnych. I to we wszystkich ligach. Do tego w Ekstralidze oraz I lidze dochodzi ósemka poniżej lat 23. A gdy zapragniemy umieścić w programie 23-letniego Polaka, nie jest on zawodnikiem U-24, chyba, że oprócz niego wystąpi w zespole jeszcze dwóch krajowych seniorów. Trochę skomplikowane i pozbawione logiki, prawda?

Zmiana ma na celu rozbicie zabetonowanych składów. Założenie GKSŻ jest takie, że dzięki obecności zawodnika U-24 (który to zawodnik może prezentować na tle ekstraligowców poziom wcale nienajwyższy), rozbite zostaną dream teamy, a Konkretni Zawodnicy zostaną zmuszeni do szukania klubu pośród beniaminków i drużyn I ligi posiadających aspiracje na walkę o awans do elity. Brzmi sensownie, jednak… really? Czy to cokolwiek zmieni? Unia Leszno za rok posiadać będzie w składzie trzech zawodników poniżej magicznej cezury wiekowej. Status quo zachowany. Pozostałe ekipy stoczą zapewne finansową walkę o kilku gości, którzy pasują do nowych reguł i gwarantują przy tym jakieś punkty w Ekstralidze. Pojedynek na pieniądze o klasowych zawodników zastąpimy pojedynkiem na pieniądze o zawodników pod regulamin. Ot, co. W mojej opinii zmiana – choć istotna – jest tak naprawdę mało istotna i ani nie spłaszczy tabeli, ani nie zmieni układu sił w lidze. A zawodnik U-24 albo będzie kozakiem pokroju Kubery czy Holdera, albo zapchajdziurą zmienianą w trakcie zawodów przez punktującego juniora lub rok młodszą ósemkę. W tym wypadku mówimy tutaj tylko o Ekstralidze. W zespołach z niższych klas obecnie nie brakuje zawodników młodych, bo de facto tylko tam większość z nich ma szansę na jakikolwiek rozwój. Ekstraliga, jeśli nie robisz konkretnych punktów, zjada i zabija entuzjazm. Mogą coś o tym powiedzieć choćby Damian Dróżdż, Andreas Lyager, Roman Lachbaum, czy kilka innych postaci, które niejednokrotnie w meczu przejechały jedno tylko okrążenie – na lawecie podczas prezentacji.

Najszerzej omawianą alternatywą dla obecnego pomysłu jest KSM. Wprowadźmy limity KSM-u, to nie będzie za silnych drużyn. Gówno prawda, będą. Wysoki KSM nie gwarantuje wyników, a słaby nie oznacza, że zawodnik nie wystrzeli z formą. Średnie kalkulowane karzą kluby za mądrość i konsekwencję w budowaniu drużyn. KSM-y nie są też najzdrowsze dla zawodników. Nie chce mi się wierzyć, że nie doszłoby pod koniec sezonu do jakiegoś markowanego defektu lub „przypadkowej taśmy”. W końcu lepiej stracić kilka tysięcy dzisiaj, by móc zyskać kilkadziesiąt za dwa miesiące przy negocjacjach kontraktowych. Zawodnik mający „fajny KSM” mógłby niejednokrotnie ugrać sporo więcej niż taki, którego wysoka średnia zaburza budowę zespołu. Co, jeśli do drużyny z Gorzowa przestałby pasować Bartosz Zmarzlik? Albo gdyby Unia Leszno musiała na chama pozbywać się któregoś z juniorów? Jako wolnościowiec nie uważam, by obwarowywanie składu regulaminową kalkulowaną średnią meczową stanowiło pozytywne rozwiązanie. 

Jeśli KSM „be”, jeśli senior U-24 niewystarczający, to co? Co tu zrobić, by dać szansę beniaminkom, by odświeżyć nieco układ w lidze? Ano, do stołu z wielkim, pysznym, wypełnionym gęstym kremem telewizyjnych pieniędzy, przykrytym kruszonką blichtru i splendoru tortem, zaprosić jeszcze dwa podmioty. Tak proste i tak trudne. Proste, bo o akceptację w środowisku takiegoż pomysłu byłoby raczej łatwo. Kibice, dziennikarze, zawodnicy, mechanicy, każdy chyba kto współtworzy żużel ucieszyłby się z tego rozwiązania. Wreszcie coś nowego, jakiś ciekawy krok. Wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkim wyzwaniem obecnie jest uczestnictwo w 1 lidze. Przygotować się trzeba niemalże tak samo, jak do startów w elicie – choć pieniążki nie te. Każdy klub dąży do tego, by zjeść kawałek tortu, a tort wciąż spożywają ci sami. I zarabiają. Przy obecnym kontrakcie Ekstraligi z NC+ oraz wziąwszy pod uwagę wszelkie idące za tym czynniki – popularność rozgrywek, oglądalność, atrakcyjność, etc. – każdy klub, który utrzymuje się w elicie wydaje się zarabiać i mieć zasoby na „coś więcej” w przyszłym roku. Różnice finansowe między Ekstraligą, a zapleczem powiększają się i na przestrzeni kilku lat – jeśli tak dalej pójdzie – możemy mieć Ekstraligę jako podmiot zamknięty, coś na kształt obecnej Elitserien. Będą jeździć tylko ci, którzy mogą sobie na to pozwolić finansowo i wykupią licencję. Swoją drogą, ostatni raz w Ekstralidze mieliśmy dziesięć zespołów, ile, siedem lat temu? Nie wyszło wcale tak źle, a dziś mamy nieco inne realia. Żużlowa koniunktura jest lepsza, bardziej rozpędzona – nie zważając nawet na pandemię. 

Co da powiększenie ligi? W moim mniemaniu dużo. Mamy co najmniej kilka ośrodków, w których jest hype na żużel. Ostrów, Łódź, Bydgoszcz, Toruń, Gniezno. W zasadzie, to poza Łotyszami (którym niesłusznie i bezczelnie dostępu do elity zabroniono) oraz nieco zapuszczonym Tarnowem, apetyt na Ekstraligę mają wszyscy – nawet drugoligowcy z Krosna. Dlaczego więc nie wykroić z tortu dwóch kawałków więcej? Dziesięć klubów, z których każdy ma niemały budżet (dzięki telewizji i sponsorom ściągniętym poprzez renomę rozgrywek) powinno całkowicie wyczerpać problem nierównych składów. Owszem, nie każda drużyna miałaby potencjał do zdobywania medali, ale każda potrzebowałaby Konkretnych Zawodników, którzy mieliby większe pole manewru w wypadku zmiany barw klubowych. A dalej? Kto wie, żużel pokazał już niejedno oblicze. Pewne jest, że mielibyśmy emocje i w czubie i w ogonie tabeli. Dochodzi większa możliwość pokazania się i większa ilość ośrodków, które mogą się rozwijać. Osiemnaście meczów plus play-offy. Wszystko wydaje się być słodkie. Rozwiązanie, niczym słodka i dorodna brzoskwinia, zwisa z gałęzi położonej na granicy zasięgu rąk. Soczysty owoc jest – niestety – bardzo trudny do zerwania. Dlaczego?

Po pierwsze, nikt nie lubi się dzielić – zwłaszcza kasą. Dwa talerze więcej przy stole oznaczają mniejsze kawałki ciasta dla wszystkich pozostałych. To jest pierwszy problem. Drugi, formalny – GKSŻ wydał również komunikat o pozostawieniu lig w niezmienionym kształcie aż do 2025 roku. Szkoda, bo za 5 lat możemy obudzić się w sytuacji bez odwrotu. Trzeci problem, to liczebność lig. Przy obecnej ilości funkcjonujących ośrodków, w Ekstralidze mielibyśmy dziesięć klubów, ligę niżej osiem, natomiast druga liga zrzeszałaby tylko cztery zespoły. Można gdybać nad sensem takich rozgrywek, ale istnieją różne rozwiązania. Dla przykładu, wzorem szkockiej Premiership – zwiększyć ilość meczów poprzez rozegranie nie dwóch, a czterech pojedynków między klubami w danym sezonie. Można też stworzyć odgórny fundusz, wesprzeć centralnie najbiedniejsze ekipy, zaprosić jeszcze jakąś/jakieś drużyny spoza Polski lub zwyczajnie zebrać zespół ekspertów, który wypracuje rozwiązanie takie, by na jak największej ilości torów istniało ligowe ściganie. Na speedway nie ma tymczasem kompletnie żadnego planu. Nie udało się ani zaszczepić go w stolicy, ani poszerzyć mapy żużlowych ośrodków o choćby jeden nowy tor. I to przy takich pieniądzach i wielkim hajpie na żużel. Zawsze jest jakaś droga, by tą drugą ligę odratować. Ale trzeba po prostu chcieć i nakreślić jakąkolwiek ścieżkę rozwoju. My tymczasem szukamy rozwiązań ad hoc i marnujemy szansę na swoistą rekultywację żużla.

Mówi się, że silnik jest najszybszy na chwilę przed zatarciem. Że gwiazdy emitują najjaśniejsze światło, zanim wybuchną i przeistoczą się w białe karły. Gdyby się tak zastanowić, nasza ukochana dyscyplina obecnie – pozornie – również świeci owym największym blaskiem. Jeszcze nigdy żużel nie był tak zakorzeniony w mediach, kulturze i świadomości przeciętnego Polaka. Czarny sport – trochę jak hip-hop z początku nowego milenium – musiał przebijać się zawsze przez pozycje bardziej komercyjne i dostępne dla każdego. Dziś żużel jest wszędzie, każdego dnia. Nawet na Orlenie Bartek Zmarzlik proponuje nam wespół z Robertem Kubicą hot-doga. Ekstraliga dominuje profesjonalizmem, próbując dążyć śladami najlepszych europejskich piłkarskich lig. To bardzo budujące, ale i mylące. Toniemy, proszę państwa, w jeziorze ułudy. Zamiatamy pod dywan problemy, nie reagujemy na skandale. Tolerujemy DŁUGI I NIEPŁACENIE ZAWODNIKOM. Akceptujemy odwlekanie realizacji faktur, bo przecież wszystkie kluby tak robią. Nie zwracamy uwagi na puste krzesełka, oglądając rozwleczony cykl SGP. Pozwalamy, by kolejne tory znikały w mroku niepamięci. By cały żużel tracił esencję, migrując w nieokreślonym kierunku wytyczonym przez establishment tunerów, garniturów i federacji. Cytując ponownie wiedźminowskiego Vilgefortza z Roggeveen, mylimy niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Zgodzę się ze słowami Witolda Skrzydlewskiego, który wieszczy dyscyplinie śmierć i bardzo się tego obawiam.

Rozsmakowaliśmy się w zacietrzewieniu Ekstraligą na tyle, że nie ma ABSOLUTNIE żadnego planowania. Dyscyplina potrzebuje zmian, reorganizacji i PLANU, przede wszystkim PLANU. A tego nie ma. Wprowadzamy jedynie doraźne rozwiązania, nie oglądając się przy tym na innych. Liczy się kondycja NASZEJ ligi, NASI juniorzy, NASI zawodnicy, NASZ sukces i NASZ produkt. Brnąc dalej w tym kierunku, zaślepieni cyferkami, zasięgami i kolejnymi złotymi medalami możemy obudzić się w świecie, w którym poza Polakami praktycznie nikt już nie będzie chciał żużla uprawiać, a tym samym oglądać. Czy Szweda zainteresuje Grand Prix bez własnego krajana? Czy w Anglii ktoś wyłoży kasę na ligę, w której nikt znaczący nie chce jeździć? I wreszcie, czy nasz polski „produkt premium”, przesycony tymi samymi nazwiskami, problemami, apodyktycznymi prezesami i aferami nie zacznie pożerać sam siebie jak mityczny Uroboros? Mógłbym zadać jeszcze kilka pytań, ale na tych zakończę. Niemniej jednak, oglądając speedway w telewizorze wzbiera coś we mnie i kotłuje się za każdym razem, kiedy słyszę/czytam, że „żużel, to taka polska F1”. Nadejdzie wreszcie ujście tego bólu, nadciąga moment, gdy wszystko, co mnie w ukochanym sporcie boli wyartykułuję, dlatego też… CDN.

DAMIAN KLOS

5 komentarzy on Przepraszam, można prosić jeszcze dwa talerzyki? Czyli rzecz o zmianach regulaminowych
    Pan Demia
    23 Sep 2020
     10:18pm

    No… Tak nie do końca ta liga 10-cio zespołowa. Z doświadczenia wiemy, że prawie zawsze oznacza to część drużyn, które na play-off nie mają szans, a jednocześnie nie muszą się martwić o utrzymanie i… robi się nudno. To jest podstawowa wada poszerzania ligi.

    Poza tym zawsze będzie męczył nas problem dzisiejszych czasów: Zawodnik żeby zaistnieć musi mieć talent, trafić na dobry ośrodek i posiadać duuużo kasy. Wystarczy że jedna z tych rzeczy nie będzie spełniona i… zupa. To dlatego możemy dziś tylko pomarzyć o tym żeby np. obsada MIMP budziła takie emocje jak latach 90-tych. I nic tu nie dadzą przepisy o iluś tam U-ileśtam. Niestety, na dzień dzisiejszy musimy się pogodzić z faktem, że utalentowanych młodych żużlowców będzie przybywać w tempie ślimaczym.

      pz0
      24 Sep 2020
       5:14pm

      A w której lidze wszystkie drużyny walczą o PO albo medale? W której lidze co roku beniaminek wchodzi z buta i walczy jak równy z równym z mistrzem? Dwie-trzy prędkości ligi to standard. W jakiej lidze jest sztuczne wyrównywanie szans? W jakiej lidze wszyscy są równie bogaci? Pewnie że nikt nie chce oglądać łomotów, ale tak wygląda świat, nawet w przyrodzie silniejszy zjada słabszego. W takiej przywoływanej tu F1 też są teamy, którym mało kto podskoczy i teamy, które ciągle wożą ogony. Kwestia taka aby coś zrobić by ośrodki nie umierały, a powstawały nowe, nie koniecznie co roku ale jednak jakoś trzeba to ułatwić. ostatnie powroty na mapę żużla to już całe lata temu Łódź i Poznań. Czekamy na Świętochłowice. Wiem, że tam centrala stadionu nie zbuduje. Były jakieś Nadzieje na Wałbrzych, coś tam słuchy o Przemyślu. Może rozwiązaniem byłaby liga, do występów w której wystarczy tor? Coś w stylu Machowej. Bez miliona wymagań, ot owal z nawierzchnią, płot i dmuchawce, karetka w czasie zawodów, kanciapa sędziego, kawałek placu jako park maszyn, woda, szyna i to wszystko. Zawodnicy? Dwóch juniorów, trzech Polaków i jedziemy.

    Piękny Lolo
    24 Sep 2020
     9:55am

    Te wszystkie działania to wyłącznie działania biznesowe nie mające nic wspólnego ze sportem. Kluby to firmy a działacze wraz z centralą wymyślają wszystko żeby rozwijać biznes. Co to za regulacja u 24 ? Co to ma wspólnego ze sportem. Mamy obowiązkowe niby szkolenie z którego nic kompletnie nie wynika, tylko licencja na sztukę. Dlaczego nie wprowadzić obowiązkowego juniora wychowanka w zespole + wychowanek senior ? Jak mamy sport to rywalizujmy i wychowujmy. Jeśli zespół wejdzie o szczebel wyżej to sportowo niech się obroni zawodnikami a nie regulacjami i pieniędzmi na nowych zawodników. To chyba jedyna dyscyplina niby tak prosta a tak wypaczona ze wszystkich stron.

Skomentuj

5 komentarzy on Przepraszam, można prosić jeszcze dwa talerzyki? Czyli rzecz o zmianach regulaminowych
    Pan Demia
    23 Sep 2020
     10:18pm

    No… Tak nie do końca ta liga 10-cio zespołowa. Z doświadczenia wiemy, że prawie zawsze oznacza to część drużyn, które na play-off nie mają szans, a jednocześnie nie muszą się martwić o utrzymanie i… robi się nudno. To jest podstawowa wada poszerzania ligi.

    Poza tym zawsze będzie męczył nas problem dzisiejszych czasów: Zawodnik żeby zaistnieć musi mieć talent, trafić na dobry ośrodek i posiadać duuużo kasy. Wystarczy że jedna z tych rzeczy nie będzie spełniona i… zupa. To dlatego możemy dziś tylko pomarzyć o tym żeby np. obsada MIMP budziła takie emocje jak latach 90-tych. I nic tu nie dadzą przepisy o iluś tam U-ileśtam. Niestety, na dzień dzisiejszy musimy się pogodzić z faktem, że utalentowanych młodych żużlowców będzie przybywać w tempie ślimaczym.

      pz0
      24 Sep 2020
       5:14pm

      A w której lidze wszystkie drużyny walczą o PO albo medale? W której lidze co roku beniaminek wchodzi z buta i walczy jak równy z równym z mistrzem? Dwie-trzy prędkości ligi to standard. W jakiej lidze jest sztuczne wyrównywanie szans? W jakiej lidze wszyscy są równie bogaci? Pewnie że nikt nie chce oglądać łomotów, ale tak wygląda świat, nawet w przyrodzie silniejszy zjada słabszego. W takiej przywoływanej tu F1 też są teamy, którym mało kto podskoczy i teamy, które ciągle wożą ogony. Kwestia taka aby coś zrobić by ośrodki nie umierały, a powstawały nowe, nie koniecznie co roku ale jednak jakoś trzeba to ułatwić. ostatnie powroty na mapę żużla to już całe lata temu Łódź i Poznań. Czekamy na Świętochłowice. Wiem, że tam centrala stadionu nie zbuduje. Były jakieś Nadzieje na Wałbrzych, coś tam słuchy o Przemyślu. Może rozwiązaniem byłaby liga, do występów w której wystarczy tor? Coś w stylu Machowej. Bez miliona wymagań, ot owal z nawierzchnią, płot i dmuchawce, karetka w czasie zawodów, kanciapa sędziego, kawałek placu jako park maszyn, woda, szyna i to wszystko. Zawodnicy? Dwóch juniorów, trzech Polaków i jedziemy.

    Piękny Lolo
    24 Sep 2020
     9:55am

    Te wszystkie działania to wyłącznie działania biznesowe nie mające nic wspólnego ze sportem. Kluby to firmy a działacze wraz z centralą wymyślają wszystko żeby rozwijać biznes. Co to za regulacja u 24 ? Co to ma wspólnego ze sportem. Mamy obowiązkowe niby szkolenie z którego nic kompletnie nie wynika, tylko licencja na sztukę. Dlaczego nie wprowadzić obowiązkowego juniora wychowanka w zespole + wychowanek senior ? Jak mamy sport to rywalizujmy i wychowujmy. Jeśli zespół wejdzie o szczebel wyżej to sportowo niech się obroni zawodnikami a nie regulacjami i pieniędzmi na nowych zawodników. To chyba jedyna dyscyplina niby tak prosta a tak wypaczona ze wszystkich stron.

Skomentuj