Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przemysław Giera obok Mateusza Tudzieża i Roberta Chmiela jest podstawowym juniorem PGG ROW-u Rybnik. Młodzieżowiec notuje ostatnio zwyżkę formy, co przed zbliżającym się finałem Nice 1. Ligi Żużlowej może nastrajać optymistycznie.

Za tobą dobry występ w półfinale ligi przeciwko drużynie z Tarnowa. Oglądałem innego Przemka Gierę, jechałeś mądrze, dobrze stylowo i przede wszystkim skutecznie. Czy przed tym meczem były jakieś szczególne przygotowania z twojej strony, czy pojechałeś po prostu z marszu?

Z marszu. Chociaż oczywiście trochę przygotowań było. Przede wszystkim, byłem przed tym meczem spokojny. Wiadomo, że zawsze jest tam jakieś ciśnienie, ale tym razem było spokojnie. Wiedziałem, co mam zrobić, jakie jest moje zadanie na ten mecz. Po biegu juniorskim nawet ten delikatny stres zniknął.

Byłeś jednak bardzo szybki. Czyżby to inny silnik, czy jechałeś na tym, co miałeś?

Dokładnie ten sam silnik. W żużlu jest jednak tak, że trzeba trafić z ustawieniami. Doregulowaliśmy motocykl podczas sobotniego treningu i nie ruszaliśmy nic. I tak właśnie pojechałem. A co do ustawień jeszcze…Też stałem się bardziej spokojny. Jeśli zmieniamy coś w trakcie meczu, to staram się, by to była na przykład zębatka. A nie wszystko zarazem. I zębatka i dysza i zapłon. Wtedy można zwariować.

Nie mogę Cię zatem nie zapytać, kto pomaga Ci w boksie. Wiem, że jest Twój tata Arek, ale podczas zawodów ligowych team jest większy. Od Was, juniorów, z racji tego, że jesteście dopiero na początku drogi, nie wymaga się może cudów, ale pewnie jakaś mała presja jest. Czy w kwestii przygotowania motocykli dalej króluje Eugeniusz Skupień?

Bardzo dużo podczas zawodów pomaga mi Radek Trześniewski, któremu sporo zawdzięczam. A jak chodzi o ustawienia motocykla, to w dalszym ciągu polegam tutaj na radach Eugeniusza Skupienia.

Przemku, czy Ty już jesteś na takim etapie żużlowego rzemiosła, że po niezbyt udanym biegu potrafisz w parku maszyn przekazać mechanikowi, co należy zmienić w motocyklu? Czy to jest na zasadzie prób i błędów? Jeden z zawodników powiedział ostatnio, że żużel zwariował. Mały błąd w dostrojeniu motocykla i jedziesz z tyłu.

Coraz lepiej mi to wychodzi. Przykładowo, ostatnio na zawodach młodzieżowych w Zielonej Górze, gdzie zdobyłem w biegu jeden punkt, przekazałem w boksie, że zmiany, które zrobiliśmy, nie były dobre. Motor był za słaby ze startu. Zmieniliśmy na kolejny bieg i było znów dobrze. A co do tego, co zasugerowałeś, to się zgodzę. Jeśli przesadzisz z zębatką czy dyszą w jedną, czy drugą stronę, oglądasz plecy rywali. Nie wiem, jak wyglądały motocykle sprzed kilku lat, ale słyszałem, że były bardziej elastyczne. Teraz jest coraz trudniej dopasować idealnie motocykl do danych warunków.

Mieszkasz po sąsiedzku z byłym zawodnikiem ROW-u Rybnik, Krzysztofem Fliegertem. Na żużlu jeździł też jego brat Dariusz, który na początku lat dziewięćdziesiątych próbował swoich sił w Szkocji. Posmakowali zatem dużo żużlowego chleba. Z tego jednak, co wiem, obaj odcięli się od żużla i bardzo rzadko bywają na stadionie. Może jednak jest tak, że coś sąsiadowi podpowiadają?

Nie. Jesteśmy sąsiadami i tyle. Nawet rzadko się widujemy. Przeważnie tylko słyszę Krzysztofa Fliegerta, który rankiem wyjeżdża do pracy na swoim ścigaczu. Wtedy cała ulica nie śpi, kiedy otwiera manetkę (śmiech).

Dobrą postawą w półfinałowym meczu w Rybniku chyba wywalczyłeś sobie miejsce w składzie na mecz w Ostrowie. Oczywiście, decyzja będzie należała do Piotra Żyto. Załóżmy jednak, że będziesz miał okazję reprezentować PGG ROW w tym meczu, czy tor w Ostrowie to miejsce, gdzie lubisz jeździć?

Ciężko powiedzieć, czy lubię. Technicznie jest prosty, szerokie łuki o małym nachyleniu. Trzeba mieć szybki, bardzo szybki sprzęt. Sam tor chyba nie byłby dla mnie zaskoczeniem.

Jeździłeś kiedyś w Rawiczu. Twoje wyniki w tym klubie nie były za specjalne. Kiedyś mówiłeś, że to jednak była szkoła życia.

Była. Na zawody jeździłem tam tylko z tatą. Ten sezon na wypożyczeniu dał mi wiele. Poznałem dużo torów, a co za tym idzie, sporo się nauczyłem i najeździłem wtedy. Inne ustawienia, ułożenie ciała na motorze, inne wejścia i wyjścia z łuków. Dużo pracy mnie to kosztowało, ale nie żałuję tego. I co ważne, nawet starty w drugiej lidze, ale w meczu ligowym, uczą więcej, niż trening na torze czy zawody młodzieżowe. Tego nie da się porównać z niczym.

Jeśli PGG ROW Rybnik awansuje klasę wyżej, Ty i Mateusz Tudzież zostaniecie podstawowymi juniorami tego klubu, bo przecież Robert Chmiel kończy wiek juniora. Czy masz ten przyszły sezon już gdzieś w głowie, czy jednak skupiasz się tylko na najbliższych zawodach?

Koncentruję się na bieżącym sezonie. Jeśli awansujemy, w co mocno wierzę, zapewne do tego sezonu trzeba się będzie, zwłaszcza w zimie, przygotować inaczej. Ale póki co, o tym nie myślę. Wiem jedno, że ekstraliga nie wybacza błędów. Pamiętajmy jednak, że w zeszłym roku też mieliśmy awansować. Nie zapeszajmy zatem.

Obserwując Twoją jazdę, dochodzę do wniosku, że ją uspokoiłeś. Na początku sezonu była rwana, szarpana i czasem jechałeś trochę bez głowy. Mam dobre wrażenie?

Bardzo dobre. Na początku sezonu tak było. Za wszelką cenę chciałem wygrywać i w czasie biegu za bardzo się podpalałem. I za szybko. Zamiast poczekać z atakiem, chciałem teraz, zaraz być pozycję wyżej. Zapominałem przy tym o wskazówkach trenera przed wyścigiem. W konsekwecji były upadki, który mnie w środku sezonu trochę zahamowały. W meczu z Łodzią miałem dużo szczęścia, ale Piotr Pióro wykazał się dobrym refleksem.

No właśnie, Wasz upadek przypominał trochę sytuację Patryka Dudka i Frederika Lindgrena.

Trochę tak. Piotr podniósł przednie koło i to trochę zamortyzowało uderzenie, choć nie było to przyjemne. Mam też bardzo dobre ochraniacze, bo uważam, że bezpieczeństwo to podstawa. Na tym oszczędzać nie można.

Gdybyś mógł sobie wybrać jedną rzecz, która jest u Ciebie piętą achillesową, co by to było?

Dużo by tych pięt musiało być (śmiech). Mnóstwo mam rzeczy do poprawy. I start, i jazda na łuku, i ułożenie ciała. Ale chyba najbardziej chciałbym poprawić u siebie czytanie nawierzchni toru. Nie wiem, czy rozumiesz, ale już tłumaczę. Kiedy jadę ostatni, zamiast wynieść się nieco szerzej, pojechać środkiem, pod bandą i zauważyć, jak się zachowuje motocykl, by na kolejne biegi być mądrzejszym, trzymam się kurczowo krawężnika. Kompletnie bez sensu. Ale paraliżuje mnie stres, chociaż ostatnio coraz mniej. Potem kończy się wyścig, mam zero na koncie i ani trochę nie jestem mądrzejszy na następny bieg. Jestem na siebie wściekły. Ostatnio jednak, podchodzę do zawodów bardziej skoncentrowany, ale i przez to spokojniejszy. Głowa jest poukładana, zatem efekty są lepsze.

Nie mogę nie zapytać Cię o ten bieg, kiedy prowadziłeś z Peterem Ljungiem przez trzy okrążenia i za bardzo odjechałeś od krawężnika. Co się stało?

Byłem zły na siebie, ale wiem, co się stało. Łuk wcześniej spojrzałem przez lewe ramię i zobaczyłem tam Kacpra Worynę. Byłem przekonany, że jedzie za mną. I na następnym łuku chciałem mu zrobić miejsce. Okazało się, że zrobiłem Ljungowi. I tak, z pewnej pierwszej pozycji spadłem na trzecią.

W Kamieniu, spokojnej dzielnicy Rybnika gdzie mieszkasz, chyba można zregenerować siły po zawodach?

Bardzo lubię Kamień. To mój dom, moje miejsce. Kiedy wracam po tej całej gonitwie i tym stresie oraz wysiłku, jest czas, by usiąść w mojej ulubionej altanie w ogródku i się wyciszyć. Zawsze rozmawiam z moim tatą po meczu, o mojej jeździe, co mógłbym poprawić.

Pamiętam, Przemek, letnie zachody słońca, które kryło się w pobliskich lasach i akordeon, który brzmiał z Twego podwórka. Świetne czasy. Wiedzieliśmy, że u Giery będzie wesoło.

Masz rację. Teraz jednak jest schowany na strychu i wyciągamy go, gdy jest impreza urodzinowa u nas w domu.

Życzę Ci, byś okazji do radości i świętowania miał sporo. Dziękuję Ci za gościnę i rozmowę.

Również i pozdrawiam fanów PGG ROW-u.

Rozmawiał MICHAŁ STENCEL

Fot. Arkadiusz Siwek