Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przemysław Czarnecki jest członkiem rady nadzorczej wicemistrza Polski – Betard Sparty Wrocław. Jak ocenia miniony sezon, a także w jakich barwach widzi kolejny? Poza tym, że w… żółto-czerwonych, rzecz jasna.

Jak ocenia Pan miniony sezon w wykonaniu wrocławskiego zespołu?
Na Stadionie Olimpijskim nie mogę bywać tak często, jakbym sobie tego życzył, ale zmagania naszego klubu śledzę na bieżąco. Nie ukrywaliśmy przed sezonem, że aspiracje mieliśmy wszyscy o oczko wyższe niż to wyszło w praniu. Skończyło się srebrnym medalem, zatem niedosyt gdzieś pozostał. Ale i obrona tytułu przez Unię Leszno nie jest niespodzianką. Mają ogromną siłę rażenia. Nasz początek sezonu nie był najlepszy, ale pod koniec sezonu zasadniczego złapaliśmy wiatr w żagle i liczyliśmy, że uda się podjąć rękawicę. Skończyło się tak ,jak się skończyło

Rozumiem zatem, że w przyszłym sezonie nastąpi kolejna próba sięgnięcia po złoto…
Wiadomo, że Wrocław od kilku sezonów jest w strefie medalowej. Powalczymy o jak najlepszy wynik. Aby określić cele jednoznacznie, trzeba poczekać na to, jakim składem będzie Wrocław ostatecznie dysponował. Rozmowy trwają. Wydaje mi się, że Sparta nie będzie słabsza niż w minionym sezonie.

Pana ulubione dyscypliny sportu to…
Na pewno, oczywiście, żużel. Poza nim lubię, chyba jak każdy , piłkę nożną. No i koszykówka jest bliska mojemu sercu. Nie mam teraz czasu, aby pasjonować się nią nagminnie, ale kiedyś odgrywała niemałą rolę w moim życiu i był to związek mocno emocjonalny. Mam nadzieję, że koszykarski Śląsk, po powrocie do elity, znów będzie się liczył w Polsce.


Skąd u Pana zamiłowanie do sportu? Tata (europoseł Ryszard Czarnecki – red.) zaszczepił?
Ojciec to fan, o ile nie fanatyk sportu, choć na takiego nie wygląda. Być może obecną aktywnością w sporcie rekompensuje sobie to, że nie zrobił w nim zawodniczej kariery. To oczywiście żart. A na poważnie – od kiedy pamiętam, tata był kibicem. Pasjonował się zarówno żużlem jak i piłką nożną. Teraz mocno jest również związany z siatkówką. Tak, to tata mnie wprowadził w sport i również w żużel. Był przecież prezesem Wrocławskiego Towarzystwa Sportowego i dzięki niemu tym sportem się zainteresowałem. Na pewno ojciec miał duży wpływ na to, że interesuję się sportem.

Co się Panu podoba w żużlu?
Na pewno towarzyska, familijna atmosfera. Na żużel chodzą całe rodziny, by dopingować ulubione zespoły czy ulubionych zawodników. Najważniejsze jednak są emocje, jakie ten sport wyzwala w kibicach poprzez to, co się dzieje na torze. Jak jest dobry bieg na torze, to mamy minutę superdynamicznej walki i emocji dla kibiców. Czego chcieć więcej?

Pana hobby to z pewnością nie tylko polityka…
Polityka i owszem, ale nie tylko. Jeśli czas pozwala, to lubię historię w każdym wydaniu. Historię sportu, motoryzacji czy filmu. Do tego kino czy podróże. Tutaj nie różnię się od statystycznego Polaka.

Ostatnie pytanie. Pana ojciec funkcjonuje niczym człowiek- orkiestra. Pan też ma w sobie tyle energii?
Można tatę różnie oceniać, bo ludzie mają różne poglądy polityczne, ale nie znam osoby bardziej aktywnej niż on. Jego działania i aktywność budzą tylko mój respekt oraz podziw. Ja też jestem osobą aktywną, ale z tatą pewnie nie wygrywam (śmiech – dop. red.) Tata jest często w ruchu choćby z racji bycia europosłem. Ma po prostu swoje cele, jest czynną osobą i stara się robić jak najwięcej.

Za tydzień wybory do Sejmu. Pan jest jednym z kandydatów. Rozumiem, że w przypadku elekcji działalność w komisji sportu to niemal obowiązek…
To pewne, że wtedy będę się angażował w działania, które wspomogą rozwój sportu, bo po prostu jest to dziedzina bliska mojemu sercu.

ROZMAWIAŁ ŁUKASZ MALAKA